Ona jest z zawodu muzykiem, on przez cztery lata pracował jako dziennikarz dla antyklerykalnego tygodnika „Fakty i Mity”, ona jest ateistką, on deklaruje się jako agnostyk.
Ona zwykle odpowiada za oprawę muzyczną, on prowadzi ceremonię, ale coraz więcej ludzi chce, żeby to ona prowadziła.
Bez księdza
Mirosław i Barbara Nadratowscy humanistyczne ceremonie pogrzebowe odprawiają od kilkunastu lat.
– Zastanawiałem się, jak będzie wyglądał mój pogrzeb. To było jeszcze w czasach współpracy z „Faktami i Mitami”. To właśnie z tej gazety dowiedziałem się, że coś takiego jak świecki pogrzeb istnieje – opowiada Mirosław Nadratowski. – W końcu zostałem poproszony o poprowadzenie pierwszej ceremonii. To było bardzo krótkie przemówienie, ludzie nie chcieli bez słowa pożegnać swojego bliskiego. Po tygodniu pojawiła się kolejna propozycja, później następna i tak zrodził się pomysł, by stale się tym zajmować.
W 1997 r. Mirosław Nadratowski uzyskał certyfikat na prowadzenie uroczystości pogrzebowych, od tamtego czasu wspólnie z żoną przeprowadził ponad tysiąc pochówków. Podział ról w ich dwuosobowym, małżeńskim przedsiębiorstwie nie jest sztywny. Co prawda na początku tylko on przeprowadzał ceremonie, a ona odpowiadała za oprawę muzyczną, ale coraz więcej zgłaszających się osób chce, by to właśnie kobieta poprowadziła pogrzeb. Rodzina zmarłego ma prawo tego sobie życzyć. Wszystkiego innego zresztą też.
– Często rodzina chce na pogrzebie konkretnej muzyki; graliśmy już utwory Dżemu, Budki Suflera, Edyty Geppert, bardzo często gramy Niemena, trafiała się nawet Edith Piaf – mówi Barbara Nadratowska.
– Zdarza się, że po rozmowie z rodziną, gdy wiem już, jakim był człowiekiem, jakiś utwór sam się nasuwa i to my wtedy podpowiadamy – dodaje jej mąż.
Choć forma ceremonii nie ma sztywnych ram, to zwykle po wstępie i przywitaniu zostaje zapalona świeca, następnie jest opowieść, czyli życiorys zmarłego. By przygotować opowieść, mistrz ceremonii musi zrobić wywiad wśród najbliższych chowanej osoby. Następnie rodzina autoryzuje treść. W samej przemowie jest miejsce na spontaniczność.
– Czasami w ostatniej chwili przychodzi do głowy jakiś pomysł, chociażby ze względu na sytuację, która zaistnieje, ze względu na czyjeś łzy, na czyjeś słowa.
Bywa że ktoś podchodzi przed ceremonią i mówi „proszę dobrze pochować pana Jana, ja go znałem, to był porządny człowiek”, warto takie słowa zacytować.
W trampkach na pogrzeb?
Sposób przeprowadzenia ceremonii, muzykę, mowę pożegnalną zazwyczaj proponują rodzinie Nadratowscy. Kompozycja powstawała długo, klarowała się, ulegała zmianom. Oczywiście bliscy zmarłego mogą modyfikować ceremoniał, na przykład niektórzy nie chcą indywidualnego pożegnania ze zmarłym, bo jest to dla nich zbyt trudne. – Inni z kolei proszą o posypanie ziemią lub jakieś konkretne kwiaty – mówi pani Barbara.
– Nie ma żadnego rytuału, tak jak w pogrzebach wyznaniowych, w których kapłan musi sztywno trzymać się pewnych dogmatów i kanonów. U nas rodzina ma decydujący wpływ, my jesteśmy po to, by pomóc, czasami pierwszy raz ktoś organizuje pogrzeb i trudno oczekiwać, żeby to on wychodził z propozycją, w jaki sposób ma się odbyć ceremonia. To ja proponuje i rodzina zwykle się zgadza, czasami tylko jeden punkt ktoś chce zmienić, często też bywa, że przemawia jeszcze ktoś z rodziny lub znajomych – mówi Nadratowski.
Mimo elastyczności samej formuły pogrzebu jest pewna granica, której Nadratowscy nie przekroczą. – Słyszałam o przypadku, że rodzina sobie zażyczyła, by w kaplicy w trakcie pogrzebu stał ulubiony motocykl zmarłego. Nam takie sytuacje się nie zdarzały. Zwykle, gdy rodzina ma jakiś ekscentryczny pomysł, staramy się to korygować, doradzać.
– Chcielibyśmy to robić z przekonaniem, jeśli czyjeś propozycje są takie, że ja wiem, że zrobię to bez przekonania, to pojawia się pytanie o jakość mojej usługi. Nie chcę marnie tego robić, chcę robić to najlepiej jak potrafię – zastrzega mistrz ceremonii.
Sytuacja, kiedy trzeba było przekonywać rodzinę, by odstąpili od pomysłu, miała miejsce przed pewnym pogrzebem, który odbył się w kaplicy na jednym z lubelskich cmentarzy. Wówczas pan Mirosław dostał polecenie, by uroczystość pogrzebową poprowadzić w dresie. Sportowy ubiór miał oddać charakter zmarłej osoby, która bardzo lubiła biegać. – Pomyślałem: „No dobrze, dwie osoby z najbliższej rodziny będą o tym wiedziały, ale wszyscy inni, łącznie z przechodzącymi obok, powiedzą: co za cudak, w trampkach wyszedł na pogrzeb, w dresach, co on sobie myśli”. Ludzie w żałobie czasem sami nie wiedzą, co mówią i mają pomysły, które w innej sytuacji nie przyszłyby im do głowy.
W końcu udało się dojść z rodziną do kompromisu i prowadzący pogrzeb był bez togi, ale miał elegancką koszulę.
Cztery pogrzeby i wesele
Przed każdym pogrzebem mistrz ceremonii musi się wyciszyć i skupić, oderwać się od reszty spraw. Tego oczekują od niego uczestnicy tej smutnej uroczystości. – Raz jechaliśmy na pogrzeb, a ja jestem straszną gadułą i wtedy non stop mówiłam, w końcu mąż powiedział: „słuchaj, za godzinę mamy pogrzeb, więc jakbyś tak mogła przez chwilę nic nie mówić, ja bym sobie przemyślał, co powiem”.
– To skupienie jest mi bardzo potrzebne, tak jak przed dzisiejszym pogrzebem, musiałem kawałek odejść, czuję taką potrzebę, aby wejść do sali pożegnań oderwany od innych spraw.
Przyzwyczajenie związane z odprawianiem ceremonii pogrzebowych musi czasem zostać przełamane na rzecz ślubów, którymi Nadratowscy również od niedawna się zajmują. – Podczas takich uroczystości muszę się pilnować, żeby nie zrobić państwu młodym pogrzebu, muszę mieć odpowiednią minę, odpowiednie nastawienie, cóż – prowadzimy znacznie więcej pogrzebów niż ślubów – mówi z uśmiechem. Podobnie jak z pogrzebem, zamawiający ceremonię mogą wybrać formułę, a nawet miejsce. Swój pierwszy ślub Nadratowscy odprawiali w ruinach zamku krzyżackiego w Toruniu.
Świeckie ceremonie są w pewnym sensie, w katolickiej Polsce, fenomenem. Fakt, że z usług Nadratowskich korzystają mieszkańcy większych miast, nie dziwi, ale jak przyznaje mistrz ceremonii, są małe mazurskie miejscowości, gdzie rokrocznie przeprowadza się kilka humanistycznych pogrzebów. – Widać zmianę mentalną, jeszcze kilka, kilkanaście lat temu mieszkańcy małych miejscowości byli bardziej zestresowani. Zamiast przeżywać żałobę, martwią się, co powie ich otoczenie, teraz już się tego nie zauważa. Na wsiach zawsze pogrzeby były dużym wydarzeniem, pamiętam, jak odprawialiśmy ceremonię na wsi na Dolnym Śląsku. Z powodu pogrzebu sklep był zamknięty, na świeckiej ceremonii byli wszyscy mieszkańcy poza księdzem i organistą.
Czasem w rozmowach z rodziną pojawiają się kwestie światopoglądu, stosunku do Kościoła, wiary. – Ludzie w rozmowach z nami często narzekają na Kościół. Przecież głośna medialnie sprawa miała miejsce w Stężycy, gdzie ksiądz chciał od mieszkańców cztery tysiące złotych za pochówek. Gdy po raz piąty przyjechaliśmy tam na ceremonię, chwilę przed rozpoczęciem powiedział rodzinie, że on jednak odprawi im tę mszę taniej. Ale już się nie zgodzili.
Na pytanie, czy można prowadzić taką działalność, będąc osobą wierzącą, Nadratowscy kręcą głowami. – To byłoby już obłudą, musielibyśmy przecież udawać, że jesteśmy kimś innym.














Komentarze