Kolorowe włosy
Do Londynu wyjechała jednak, by poszukać swojego „powołania”. - Chciałam sobie zrobić rok przerwy. Pewnego dnia podczas wieczoru, który spędzałam razem ze znajomymi wpadł mi w ręce brytyjski „Vogue”. To było olśnienie. Pomyślałam, że zawsze lubiłam robić zdjęcia, fascynowała mnie moda. A byłam wtedy już trochę sfrustrowana - wspomina Marta Brodacka.
Długo nie czekała z realizacją swojego pomysłu. - Pierwsze sesje zdjęciowe robiłam za darmo. Pamiętam, że do pierwszych zdjęć zaprosiłam dziewczyny, które pracowały w salonie fryzjerskim w Soho. Wybrałam je, bo miały bardzo kolorowe włosy. W ten sposób budowałam swoje portfolio.
Dzisiaj zdarza jej się robić zdjęcia w Rzymie, albo o bladym świcie na stacji londyńskiego metra Leytonstone. - Dosyć szybko zaczęłam na tym zarabiać. Byłam trochę szczęściarą - śmieje się.
Chęci i wyszukiwarka
Ma planie swoich sesji jest nie tylko fotografem, ale często również stylistką, odpowiada za tzw. „art direction”. - Czuwam nad wszystkim. Organizuję światło, muszę też ściągnąć makijażystkę, fryzjerkę. Później dochodzi proces postprodukcji i przeróbka zdjęć - wylicza.
Marta wszystkiego uczyła się sama. - W dzisiejszych czasach wystarczy wiedzieć czego się chce. Do tego potrzebne są chęci i wyszukiwarka Google.
Potrzebny jest jeszcze dobry sprzęt, a ten tani nie jest. - Sama uczyłam się tajników fotografii i obsługi programów do obróbki. Sama też zarobiłam na swój sprzęt, którym teraz się posługuję. A zaczynałam od Nikona kupionego głównie do celów turystycznych.

Temperament
W Londynie współpracuje z wieloma projektantami. - Na przykład z marką L.Catherine London, którą tworzy pochodząca z Kielc Katarzyna Łęcka. Wykonuję również zdjęcia dla pochodzącej z Amsterdamu Sheili Westery. To projektantka biżuterii. Dzięki moim zdjęciom jej biznes mocno się rozkręcił.
Na swoim koncie ma również sesje zdjęciowe do katalogów modowych japońskiej projektantki Izumi Sato, czy Lany Dumitru. Ale lista jest znacznie dłuższa. - Z reguły to projektanci zwracają się do mnie z propozycją sesji zdjęciowej - przyznaje Marta, która jest fotografką freelancerką. W czym tkwi sekret jej powodzenia? - Staram się kierować własnym gustem, bo nie chodzi tylko o pieniądze. Ważne jest też wyczucie smaku i pasja
Nie bez znaczenia jest też jej słowiański temperament. - Jestem szczerą dziewczyną: i do tańca, i do różańca. Moje fotografie to obrazują. Są pełne kolorów, nie lubię biało-czarnych zdjęć. Zawsze staram się przedstawić ciekawą historię. Ważna jest też kompozycja. Ubrania mają pasować do tła. Kluczową rolę gra też światło i odpowiednie pokierowanie modelką - opowiada Marta Brodacka.
Szkoła
Kosmopolityczny Londyn to idealne miejsce dla artystów, ale konkurencja jest spora. - Sprzęt jest dzisiaj łatwo osiągalny. Właściwie każdy może robić zdjęcia. Dlatego trzeba skupić się na innych aspektach. Jeżeli ciężko się pracuje, nie słucha się malkontentów, można się wybić. Ja kieruję się własnym gustem oraz wiarą w ludzi i w modę. Z miesiąca na miesiąc widzę swój progres - zaznacza Marta.
Jej talent dostrzeżono w London College of Fashion, najbardziej prestiżowej szkole mody w Europie. - We wrześniu rozpoczynam tam studia magisterskie na kierunku związanym z produkcją mody. Zakwalifikowałam się dzięki swojemu doświadczeniu. A konkurencja jest spora, ludzie z całego świata chcą się tu kształcić. A jest tylko 14 miejsc na roku. Dodatkowo dostałam 4 tys. funtów stypendium na pokrycie kosztów nauki.
W przyszłości chce otworzyć własne studio, które zapewniać będzie kompleksową obsługę modowych sesji fotograficznych. - A Londyn jest obecnie najlepszym miejscem na taki biznes.














Komentarze