Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Pechowy nos Naczelnika. O zapomnianym rzeźbiarzu

O zapomnianym rzeźbiarzu opowiada Robert Och, historyk.
Pechowy nos Naczelnika. O zapomnianym rzeźbiarzu
Pomnik Tadeusza Kościuszki w Opolu Lubelskim - stan obecny (Robert Och)
Wielu niezwykłych ludzi mieszkało w Puławach – utalentowanych, zdolnych. Ich los komplikował czas w jakim przyszło im żyć – wojny, tysiące kilometrów wędrówki w poszukiwaniu pracy, może twórcze niespełnienie, wreszcie sytuacja rodzinna. Dziś o niektórych już się nie pamięta i trudno uzupełnić ich życiorys. Pozostał jednak gdzieś materialny ślad ich obecności na Ziemi Puławskiej.

Młodzi na swoim

– Henryk Węgorek urodził się w 1879 roku w Kazimierzu Dolnym – mówi Robert Och, historyk. – Ożenił się z Marią Ko-rzeniowską z Puław. Rodzina Marii była bardzo patriotyczna. Jej ojciec – Karol brał udział w Powstaniu Styczniowym. Był wtedy młodym chłopakiem, służył jako goniec między powstańczymi oddziałami. Później został wójtem, wreszcie pierwszym burmistrzem Puław. Młodzi początkowo mieszkali z rodzicami Marii, tu urodziła się ich córka. Po jakimś czasie Węgorkowie przenieśli się do Warszawy.

Wiadomo, że Henryk był bardzo zdolnym rzeźbiarzem, rysownikiem, a nawet świetnie grał na skrzypcach. W Warszawie podjął pracę w zespole rzeźbiarskim. Czy miał ukończone studia na jakimś wydziale artystycznym? Być może, bo praca, jakiej się podejmował, wymagała dużych umiejętności. Ale nic na ten temat nie wiadomo.

W każdym razie młodym Węgorkom powodziło się dobrze. Przyszły na świat kolejne dzieci – Zygmunt i Stefan.

– Przed wybuchem I wojny światowej zespół rzeźbiarski dostał poważne zlecenie – opowiada historyk. – Mieli wykonać frontony i rzeźby do budującej się politechniki w Nowoczerkasku nad Donem. Prace nad dekoracją obiektu miały trwać kilka lat.

Po naradzie postanowiono, że Maria z dziećmi zostanie w Warszawie, on wyjeżdża do Nowoczerkaska i co jakiś czas przyjeżdża do żony i dzieci.

Powrót do Puław

Wybucha I wojna światowa i sytuacja Węgorków się komplikuje. Maria decyduje się jechać z dziećmi do męża. Postanawia w mieszkaniu ulokować znajomych, pieniądze zostawić w banku i z trójką dzieci wyrusza w podróż przez kraj objęty wojną. W końcu dociera do Nowoczerkaska, gdzie mieszkają przez całą wojnę. Nie powodzi im się najgorzej. Tam rodzi się druga córka – Barbara i trzeci syn – Władysław, późniejszy profesor Instytutu, który spisał wspomnienia matki o swoich narodzinach:
\"Mama leżała w klinice, a w Nowoczerkasku toczyły się już od jakiegoś czasu boje. Bolszewicy starali się zdobyć stolicę Kozaków dońskich Nowoczerkask. Walki trwały szereg tygodni. Jak mi mama opowiadała w chwili, gdy ujrzałem światło dzienne pocisk artylerii trafił w narożnik pokoju w którym zostałem urodzony i rozbite cegły oraz tynki obsypały mnie i mamę. W tej sytuacji ochrzczono mnie natychmiast wodą dając mi imiona Władysław Józef”.

Wróżono nowo narodzonemu dziecku burzliwe życie, ale raczej takie miał ojciec Władysława.
Sytuacja stawała się groźna z powodu rozlewającej się rewolucji. Węgorkowie decydują się na szybki powrót do Warszawy. Ale, że będzie szybko, to tak im się tylko wydawało. Z trudem wciskają się z pięciorgiem dzieci do ostatniego pociągu, jaki odchodził w kierunku Polski. Do Warszawy dotarli po kilku tygodniach. Na miejscu okazało się, że nie mają ani mieszkania, ani pieniędzy, które \"zżarła” galopująca inflacja. Decydują się zatem wyjechać do Puław, do rodziców Marii. Tak po wielu perypetiach ich droga zatoczyła krąg.

Pech Kościuszki

– Mimo, że dom Korzeniowskich był obszerny, przybycie nowej rodziny zdecydowanie pogorszyło warunki – opowiada Robert Och. – Henryk zaczyna w Puławach szukać pracy, w końcu znajduje ją w stoczni rzecznej. Władysław tak wspominał ten okres życia ojca: \"Ojciec zaraz po naszym powrocie z Rosji pracował w stoczni rzecznej w Puławach i tam dostał się do złego towarzystwa ludzi pijących wódkę. Na tym tle dochodziło w domu do niesnasek i zakończyło się separacją. Ojciec odszedł do Kazimierza i powrócił do ulubionej swej pracy, to znaczy do rzeźbiarstwa. Odnawiał rzeźby i ozdoby w kościele garnizonowym w Puławach oraz w pięknym kościele w Opolu Lubelskim”.

Praca w Opolu Lubelskim sprawia, że Węgorek decyduje się szukać tam stałego zajęcia. Było tam wiele zakładów kamieniarskich. Opole wtedy należało do powiatu puławskiego.

– Zakład kamieniarski Malczyńskich zatrudnia go jako czeladnika – wyjaśnia historyk. – Był to zakład, w którym robiono trumny, nagrobki, ale też sztukaterie. W maju 1928 roku działacze PSL zamówili u Węgorka popiersie Tadeusza Kościuszki. Wykonał je w cemencie i odsłonięcie nastąpiło w rocznicę uchwalenia Uniwersału Połanieckiego. I zaczyna się niezwykła historia Naczelnika.

Pomnik stanął na niewielkim wzniesieniu przed Domem Ludowym i był w tym miejscu do 1940 roku. Wtedy Niemcy spędzili Żydów z tutejszego obozu i kazali im pomnik zniszczyć. Ale udało się tylko zburzyć postument, samo popiersie – o dziwo – zostało uratowane.

– Świadkiem tego wydarzenia był strażak Antoni Łukasiewicz i postanowili z miejscowym księdzem ukryć popiersie na plebanii – mówi historyk – Tam przeleżało do końca wojny, choć Kościuszko miał utrącone pióro od czapki krakuski, nos, brwi i prawy policzek.

Drugi Kościuszko

W 1954 roku wyciągnięto Kościuszkę z ukrycia i decyzją ówczesnych władz zdecydowano, że stanie w Opolu w pobliżu straży pożarnej. Miejscowy rzeźbiarz – Franciszek Paduch zwrócił się do władz z prośbą o wyrażenie zgody na naprawienie nosa i innych uszkodzeń Naczelnika. Dodał też na postumencie napis \"Naczelnik Tadeusz Kościuszko. 1746–1817” oraz elementy ozdobne – armatę i skrzyżowane kosy. I stał spokojnie Kościuszko do 1975 roku.

– Wtedy stwierdzono, że taka forma pomnika jest niezgodna z duchem czasu – opowiada R. Och. – Rozbito cokół i zastąpiono go nowym, marmurowym. I tak cementowe popiersie stanęło na szlachetnym marmurze. Ale to nie koniec wędrówki Naczelnika. Po zmianach ustrojowych w 1992 roku władze miasta podjęły decyzję o powrocie Kościuszki przed Dom Ludowy – stoi tam do dziś. I może już tam zostanie?
Niezależnie od tamtego zamówienia Henryk Węgorek wykonał jeszcze jednego Kościuszkę. Tym razem całą postać w stroju krakowskim i z szablą. Nie wiadomo, czy zrobił to z własnej inicjatywy czy realizował czyjeś zamówienie. Kościuszko przez całą wojnę chował się w zakładzie Malczyńskich, po wojnie został sprzedany Leonowi Kozłowskiemu, ostatniemu właścicielowi Zamku w Janowcu.

– Kozłowski umieścił go na jednej z baszt – opowiada historyk. – Po przekazaniu Zamku Kościuszko musiał być zdjęty ze względu na zły stan techniczny baszty. I znów – w czasie zdejmowania pomnik pękł na pół, uszkodzeniu uległ nos Naczelnika i ręka z szablą, ale w takim stanie przetrwał do dziś w magazynie zamkowym.
Był Mistrzem

Szybko talent Henryka Węgorka wykorzystywano, a nawet w całej okolicy stał się dość sławny. Jagienka Śliwina w opracowaniu \"Legendy i opowiadania lubelskie” z manierą literacką niemal jak z Deotymy, tak o nim pisze:
\"Było to dawno, parę setek lat temu. We wsiach puławskich zjawił się pewnego dnia jakiś dziwny człowiek. Skąd przybył, nikt nie wiedział. Przybysz niechętnie opowiadał o sobie. Ale pokazywał takie cuda, że ludziom wprost wierzyć się nie chciało, że ze zwykłej gliny można je było wykonać. Małe i duże figurki wyglądały jak by wyszły spod ręki czarodzieja. Każdy załamek sukni, każda zmarszczka na twarzy, każdy niemal włos na głowie były jak prawdziwe. Wydawało się, że figurki te za chwilę ożyją. Ludzie kupowali piękne cacka, a sława Węgorka rosła z każdym dniem”.

Nazywano go Mistrzem. Dziedziczka Kluczkowic zamówiła u niego sztukaterię do pałacu, miał zlecenie od proboszcza we Wrzelowcu.

Był talent, była sława i był nałóg, który go ostatecznie zniszczył.

Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama
Reklama