Kazimierz przeżywał wtedy okres świetności. Dzięki bliskości Wisły stał się centrum handlu zbożem. Wtedy też powstało najwięcej spichlerzy. Stąd zboże i inne towary były ładowane na statki i transportowane w kierunku Gdańska.
– Ponieważ były budowane przez bogatych, to starali się o to, żeby ich spichlerze były piękne i ozdobne, nawiązując do kamienic na Rynku – mówi Robert Och, znany puławski historyk. – Dlatego do dzisiaj możemy podziwiać na niektórych budynkach niecodzienne zdobienia.
Nowe, murowane budowle zastąpiły drewniane, mniej trwałe spichlerze. Z tych drewnianych do dzisiaj nie zachował się żaden. W XIX w. z sześćdziesięciu spichlerzy pozostało zaledwie dwanaście, które były użytkowane i to nie jako magazyny zboża, ale jako m.in. garbarnie czy browary. Po wojnie większość z nich została znacjonalizowana.
Kiedyś stały na brzegu rzeki
Wszystkie spichlerze w Kazimierzu mają kilka wspólnych cech. Są to wolnostojące budynki, budowane z kazimierskiej, białej opoki, mają grube nawet na metr mury i są pokryte czerwoną dachówką. Niektóre z nich miały kilka kondygnacji i magazyny o pojemności kilku tysięcy metrów sześciennych. Większość z nich (poza jednym) była zwrócona frontem do Wisły.
– Patrząc na zachowane spichlerze, warto zwrócić uwagę na fakt, że koryto Wisły – kilkaset lat temu – było o wiele szersze – mówi Robert Och. – Spichlerze stały wtedy przy samym brzegu. Kiedy Wisła odsuwała się z czasem od miasteczka, to rosły koszty transportu.
Spichlerze kazimierskie były skupione w dwóch miejscach: pierwsze to północny rejon, czyli na tzw. Gdańskim Przedmieściu (dzisiejsza ul. Puławska) i na południowym – rejon Krakowskiego Przedmieścia, czyli dzisiejsza ul. Krakowska.
Wjeżdżając do miasteczka natrafimy na pierwszy z nich: to „Spichlerz pod Żurawiem” (ul. Puławska 116) z XVII w. W XIX w. popadł w ruinę, z czasem dobudowano do niego mieszkanie. Został odbudowany w latach 1988-1993. Obecnie jest w nim hotel.
Kolejny spichlerz na terenie dawnego portu znajdował się wysokości Morowego Dołu.
– Kiedyś w tym miejscu był strumień, który wpływał do łachy wiślanej – wyjaśnia puławski historyk. – Na łasze była śluza i dzięki temu w tym rejonie powstała wyspa, na której powstało pięć spichlerzy.

Dawniej browar, dziś hotel
„Spichlerz Król Kazimierz” to jeden z najstarszych w Kazimierzu. W XIX w. został przystosowany do potrzeb browaru. Jego szczyt dachowy jest wzorowany na kościele św. Anny. W czasie wojny został zniszczony, przebudowany w latach 1945-1955. Do lat 80. XX w. mieściła się tu przetwórnia owoców. Według historyków, jego bryła została zmieniona – podniesiona o jedną kondygnację. W 2005 r. budynek przeszedł kolejną przebudowę; dobudowano m.in. dwa budynki hotelowe, a dwa lata później zawitali tu pierwsi goście.
Dużo mniejszy, bo z jedną komorę na zboże – znajduje się „Spichlerz Pielaka”. Stoi on za hotelem „Król Kazimierz”. Został przebudowany w 1845 r. Budynek otrzymał wtedy czterospadowy dach. W latach 1906-1929 mieściła się tu garbarnia. Budynek został zniszczony podczas wojny – zostały tylko ściany. Obecnie znajduje się w prywatnych rękach.
W pobliżu dawnego portu – w latach 80. XVII w. powstał „Spichlerz pod Wianuszkami” (ul. Puławska 80). Nazwa pochodzi od charakterystycznych zdobień na ścianach. Został przebudowany w XVIII w. Miał 3 komory. W latach 1906-1929 mieściła się tu garbarnia braci Maurycego i Chaima Feuerstein. Budynek po latach stał opuszczony. Został odbudowany w latach 1978-1986 z przeznaczeniem na schronisko młodzieżowe.
Kolejny spichlerz nosi nazwę „Nowakowskiego” (Puławska 5). Powstał w XVII w. Na przełomie XIX i XX w. w istniejący budynek wbudowano dwa mieszkania i budynek gospodarczy. O tym, że był tu kiedyś spichlerz, świadczą tylko charakterystyczne tzw. przypory.
Przy wylocie Morowego Dołu można zobaczyć „Spichlerz Bliźniak” (ul. Puławska 46) – zachowany w połowie. Wprawdzie na szczycie budynku widnieje data 1792, ale jest to rok przebudowy. Spichlerz jest starszy – powstał w pierwszej połowie XVII w. Był on wzorowany na gdańskich spichlerzach.

Muzeum i schronisko
Inne spichlerze, które tworzą kazimierską historię zbudowali dwaj bracia: Krzysztof i Mikołaj Przybyłowie. Spichlerz Krzysztofa (obecnie Puławska 40) powstał pod koniec XVI w. przy trakcie łączącym Rynek z ówczesnym portem. W XVII w. był przebudowany. Kolejna modernizacja – w 1838 r. Wtedy mieściła się tu garbarnia, a jej właścicielem był Meier Wulf. Budynek przetrwał wojnę. Został przebudowany w 1948 r. Kolejna przebudowa – w latach 1984-1994. Według planów, miał się tu mieścić oddział Muzeum Nadwiślańskiego, mówiło się również o manufakturze gobelinów. Dziś spichlerz nosi nazwę „Feuerstein”. Stoi pusty i niewykorzystany.
W spichlerzu Mikołaja Przybyły mieści się dziś znane Muzeum Przyrodnicze. Budynek jest podobny do spichlerza jego brata. W latach 1946-1949 w spichlerzu był magazyn nawozów sztucznych.
Najbliżej Rynku – przy obecnej ul. Tyszkiewicza 18 – znajduje się ostatni w części dawnego Gdańskiego Przedmieścia spichlerz. To „Spichlerz Lenkiewiczów”: jedyny zwrócony bokiem do Wisły. Początkowo miał dwie komory, potem przybyły dwie kolejne. W 1918 r. wbudowano w jego bryłę dom, który istnieje do dzisiaj. Przed wojną mieścił się tu Pensjonat Nadwiślański, w którym odbywały się m.in. dancingi.

Pożar i tragedia
Na końcu ul. Krakowskiej pod nr 61 mieści się okazały „Spichlerz Kobiałki”. Jego właściciel, Antoni Kobiałko zginął w Powstaniu Styczniowym. W odwecie za udział w niej, władze carskie skonfiskowały spichlerz, który wkrótce popadł w ruinę. W latach 1949-1951 został przebudowany na znane schronisko PTTK.
Z tym schroniskiem związana jest smutna i tragiczna historia. Pod koniec 1969 r. kierownikiem obiektu został Jerzy Kozicki; wcześniej był dziennikarzem Sztandaru Ludu. Razem z nim pracowała jego żona – Maria.
– Przez trzy lata trwał tu remont – mówi Robert Och. – Związane to było z planami budowy kompleksu turystycznego, a schronisko w tym czasie nie przyjmowało gości.
2 czerwca 1972 r. pod schronisko przyjechała grupa młodzieży. Nie mieli gdzie przenocować. Pod naciskiem ówczesnych władz Koziccy ulokowali gości na najwyższym piętrze. Było tam też ich mieszkanie i pokój dla dwóch pracownic schroniska.
W nocy Maria Kozicka poczuła dym. Kiedy wyjrzała, okazało się, że pali się pomieszczenie piętro niżej. Zbudziła męża, razem rozpoczęli ewakuację gości. Było to o tyle trudne, że widoczność utrudniał gęsty, gryzący dym. To paliły się stare opony i kawałki kauczuku, które – podczas remontu – zastosowano jako izolację. Wszystkich udało się szczęśliwie wyprowadzić z budynku. Stojąc już na zewnątrz, Jerzy zauważył, że nie ma jego żony. Prawdopodobnie pobiegła na górę sprawdzić, czy wszyscy opuścili budynek.
– W pewnej chwili pokazała się w oknie na trzecim piętrze – mówi Robert Och. – Drogę miała odciętą, bo paliły się już schody. Miała tylko jedno wyjście: skoczyć w dół.
Jej mąż błyskawicznie rozłożył z innymi koce, które miały zamortyzować upadek. Nie mógł liczyć na pomoc strażaków, bo ci jeszcze nie dojechali na miejsce. Maria wyskoczyła. Karetką przewieziono ją do szpitala w Puławach. Jej mąż został na miejscu. Po jakimś czasie zadzwonił do Puław. Dowiedział się, że żona zmarła. Miała atak serca. Żeby uczcić jej pamięć, sąsiedni budynek nazwano „Murka”. To było jej imię z konspiracji, gdzie się poznali. Razem walczyli podczas wojny w oddziałach AK.
Nie ma niestety już śladu po najpiękniejszym w Kazimierzu „Spichlerzu pod Bożą Męką”. Zachowały się jedynie jego ryciny. Był to spichlerz zbudowany przed 1630 r. przez Wawrzyńca Górskiego.















Komentarze