Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Szaleństwo Gwiezdnych Wojen. Legioniści przebierają się i pomagają innym

Na początku do organizacji należały trzy osoby. Teraz jest ich blisko setka. Przebierają się, a przy tym pomagają innym. Aby wstąpić do Legionu wystarczy mieć skończone 18 lat i zorganizować sobie strój. Proste? Nie do końca.
Szaleństwo Gwiezdnych Wojen. Legioniści przebierają się i pomagają innym

Polski oddział The 501st Legion istnieje od 2003 roku. Wówczas był to trzyosobowy posterunek o nazwie Polish Outpost. Do grupy systematycznie przystępowali kolejni fani „Gwiezdnych Wojen” i obecnie liczy ona blisko 100 członków, z czego 70 to osoby aktywne.

- Za aktywną uznaje się osobę, która w ciągu roku przynajmniej raz uczestniczyła w jakiejś akcji, może to być event, konwent, akcja charytatywna, cokolwiek. Jeśli się tego nie spełnia, przechodzi się do listy rezerwowych - tłumaczy Joseph, czyli Józef Chochorowski z Lublina.

Joseph jest członkiem The 501st Legion od marca 2013 roku. - O istnieniu legionu wiedziałem od jakiegoś czasu, ale dopiero na Falkonie poznałem osobę z grupy, dzięki której byłem w stanie zacząć pierwszy strój.

Trzy poziomy wytycznych

Strój to główny - poza uzyskaniem pełnoletności - warunek do wstąpienia w szeregi Legionu. Często jest przy tym sporo problemów, ale właśnie o to chodzi, by kostium wiernie oddawał klimat uniwersum „Gwiezdnych wojen”. 

- Musi on spełniać bardzo szczegółowe warunki, które można znaleźć na naszej stronie. W skrócie: strój musi być wierną repliką kostiumu filmowego, komiksowego lub mieć za podstawę inne autoryzowane źródła (albumy, książki do RPG itp.) - wyjaśnia Rafał Kula, szef polskiego oddziału The 501st Legion.
Każdy strój ma opisane szczegółowe, konkretne wytyczne: rozmiar, kolor, takie a takie szwy w tym a w tym elemencie. Wytyczne mają trzy poziomy, aby wstąpić do Legionu wystarczy spełnić podstawowe wymagania, każdy następny poziom sprawia, że strój jest jeszcze dokładniejszy.

Najpierw jednak trzeba znaleźć krawca, który to wszystko zrobi.

- Długo szukałem kogoś, kto mi taki strój uszyje, zazwyczaj dziwnie na mnie patrzono, nikt nie mógł zrozumieć, o co mi chodzi - wspomina Joseph. - W końcu zupełnie przypadkowo trafiłem na firmę, która szyje wojskowe mundury, odtwarzaj stroje m.in. z dwudziestolecia międzywojennego. Po kilku minutach rozmowy wiedziałem, że tutaj się uda.

Sztyblety

Pierwszym strojem Josepha był kostium Kyle’a Katarna, głównego protagonisty z serii gier „Dark Forces” wyprodukowanej przez LucasArts.

- Problem był z wykonaniem skórzanych rzeczy. W wytycznych bardzo ogólnie jest opisane, co wchodzi w skład tego stroju, trzeba było samemu kombinować. Kupiłem sztyblety i chciałem dokupić do nich czapsy (rodzaj ochraniaczy na nogi - przyp. aut.) i tu zaczął się problem. Były albo za małe, albo za duże, albo za krótkie, albo za długie. Wyglądało to śmiesznie. W końcu koleżanka mi powiedziała: kup grę, albo sprawdź fotki w Internecie i zobacz jak on wygląda. Tu też się zaczęły problemy, tych zdjęć jest dużo, są fotki z przerywników filmowych z gry, w których postać Katarna odtwarzana jest przez aktora i gdzie jest inaczej ubrany niż postać, którą się gra.

W końcu, po dwóch latach, udało skompletować się cały strój.

Akceptacja z centrali

Kyle Katarn nie był tworzony z myślą o The 501st Legion, który zrzesza tylko fanów w strojach bohaterów z ciemnej strony mocy. Siostrzaną organizacją, do której należą rycerze Jedi i inni bohaterowie walczący po stronie rebeliantów jest Rebel Legion Eagle Base.

Jeśli chodzi o postacie służące ciemnej stronie mocy, Joseph ma pięć strojów, między innymi chorążego czy oficera sił imperialnych. Podczas tworzenia tych kostiumów też nie było łatwo.

- Dużym problemem było wytłumaczyć krawcowej, że na daszku kaszkietu oficera ma być od pięciu do siedmiu koncentrycznych przeszyć. Pytała, a dlaczego nie cztery? Mówiłem, że nie wiem, ale tak ma być, cztery to za mało, osiem za dużo.

Strój musi zostać jeszcze zaakceptowany. Te prostsze akceptują krajowe władze Legionu, ale bardziej skomplikowane, jak chociażby szturmowca, czy sandtroopera, wymagają akceptacji centrali w Stanach Zjednoczonych. Trzeba zrobić zdjęcie i wstawić na forum odpowiedniego oddziału.

- Ja miałem problem z tuniką. Ogólnie strój miał być cały czarny, a w moim było widać nitki, dosłownie na kilku centymetrach - opowiada Joseph.

Na porządny strój miękki trzeba wydać kilkaset złotych. Znacznie droższe są „plastiki”. Na kostium Darth Vadera trzeba przyszykować jakieś 4-5 tys. zł.

„Legioniści” w akcji

Wiele akcji, w których bierze udział Legion również wymaga akceptacji przez właściciela marki „Gwiezdne Wojny”, którym od 2012 roku jest Disney. Tak jest w sytuacji gdy np. jakiś sklep chce sprzedawać klocki lego z serii „Gwiezdnych Wojen” i potrzebuje do sklepu szturmowców.

Polscy „legioniści” sami mogą decydować natomiast o akcjach charytatywnych. - U podstaw działalności Legionu 501st leży pomoc i działania charytatywne. Tam gdzie możemy, pomagamy innym potrzebującym - mówi Rafał Kula. Ostatnio z okazji mikołajek Legion razem z rebeliantami z Eagle Base na zaproszenie Fundacji „dr Clown” odwiedził Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Lublinie oraz Pogodny Dom – lubelski dom dziecka.

- W pewnym momencie zacząłem intensywnie myśleć, że coś bym zrobił, coś związanego z „Gwiezdnymi Wojnami”, a jeszcze jakbym przy okazji robił coś dla innych to byłaby rewelacja. I to się udało. Mam strój, spotykam fajnych ludzi, a do tego mogę pomagać innym - mówi Joseph. 

Swoją moc Legion pokazał podczas ubiegłorocznego Falkonu, kiedy zwróciła się do nich fundacja pomagająca chorym dzieciom „Mam Marzenie”. Dwie podopieczne fundacji marzyły o własnych laptopach. - Odezwał się do nas jeden ze sklepów z elektroniką, powiedzieli tak: jak postoicie trochę obok, pochodzicie w pobliżu, to dostaniecie od nas dwa laptopy - wspomina Joseph.

Przebudzenie mocy

Pierwszy raz film z sagi Joseph obejrzał w wieku 7 lat. To była polska premiera „Nowej nadziei” w 1979 roku. Jak przyznaje, niewiele z tego seansu pamięta, bardziej przypomina sobie późniejsze seanse z kasety VHS.

- Nie da się tego w żaden sposób porównać. To były czasy, że zawsze było mało, wszystkiego się łaknęło - mówi. Wrażenia, towarzyszące oglądaniu „Gwiezdnych Wojen” Joseph może porównań jedynie do „Blade Runnera”, drugiego ulubionego filmu.

Pierwsze obejrzenie „Gwiezdnych wojen” dobrze pamięta za to Rafał Kula. - To był seans „Nowej nadziei” w nieistniejącym już kinie „Warszawa” we Wrocławiu. Zabrał mnie brat, to było w latach 80-tych. Dreszcze miałem jeszcze przez kilka dni a zachwyt pozostało dziś. Po „Przebudzeniu mocy” spodziewam się, że wreszcie dostaniemy historię, na którą czekamy od 1983 roku. Spójną, z wartką akcją i ciekawymi postaciami, wokół których będzie można zbudować nowe uniwersum.

- Ja nie mam żadnych oczekiwań, nie oglądałem praktycznie żadnych traillerów, żeby sobie niczego nie zepsuć - dodaje Joseph. - Cieszę się, że nowa część w ogóle powstała.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama