Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Spór o polską demokrację. Gdzie znajduje się granica praworządności?

Kolejne manifestacje w obronie demokracji w Polsce i dyskusja na ten temat w Parlamencie Europejskim - to tematy wciąż rozgrzewające opinię publiczną. Co o obecnej sytuacji politycznej nad Wisłą mówią lubelscy politolodzy?
Spór o polską demokrację. Gdzie znajduje się granica praworządności?
W minioną sobotę ok. półtora tysiąca osób wzięło udział w czwartej manifestacji Komitetu Obrony Demokracji w Lublinie (fot. Maciej Kaczanowski)

Po zamieszaniu związanym z nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym rząd Prawa i Sprawiedliwości „podpadł” swoim przeciwnikom kolejnymi kontrowersyjnymi decyzjami.
Wśród nich są między innymi zmiany w mediach publicznych, czy nowa tzw. ustawa inwigilacyjna.

Dlatego w ostatnich tygodniach w całej Polsce odbywały się kolejne manifestacje Komitetu Obrony Demokracji. Sytuacją w Polsce zainteresowała się też Komisja Europejska, a w Brukseli odbyła się debata na ten temat.

Podział utrudnia rozwój

- Sytuacja jest dość skomplikowana. Doszło do bardzo ostrego podziału, nie tylko wśród elit politycznych, ale i w społeczeństwie. To nie jest dobra prognoza, takie przeciwstawne podejście utrudnia w dłuższej perspektywie jakąkolwiek rozmowę i dialog - mówi prof. Andrzej Podraza, politolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Jego zdaniem taki podział nie służy rozwojowi Polski. - Nasz kraj rozwija się bardzo dobrze, ale do czołówki wciąż mamy duży dystans. Zamiast myśleć o przyspieszeniu trwającej modernizacji państwa, będziemy zajmować się problemami, które nie powinny być aż tak istotnym przedmiotem sporu. Powinien on dotyczyć kwestii gospodarczych, a nie politycznych czy konstytucyjnych. Tak dzieje się w bardziej dojrzałych demokracjach.

Technokratyczna sprawiedliwość

Prof. Grzegorz Janusz, dziekan Wydziału Politologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej podkreśla, że działania PiS zmierzają w kierunku prezentowanej przez partię koncepcji.

- To technokratyczna sprawiedliwość. Chodzi o rozbicie funkcjonującego układu i wyeliminowanie wszystkich, którzy wywodzą się z poprzedniego obozu władzy. Zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, mediach publicznych i działania dotyczące spółek Skarbu Państwa mają służyć przejęciu ośrodków decyzyjnych i wpływów - uważa prof. Janusz.

Jak dodaje, tego typu roszady po zmianie władzy nie są niczym nowym. - Ale dotąd żadna partia nie robiła tego tak szybko. Nawet poprzedni rząd PiS w latach 2005-2007 nie miał takiego tempa. Stąd biorą się zastrzeżenia o naruszeniu reguł legalizmu.

Transformacja ulegnie spowolnieniu?

Czym mogą skutkować trwające manifestacje Komitetu Obrony Demokracji? 

- W obecnych warunkach na ulicy władzy się nie zmieni. Została ona wybrana legalnie. Ale dużo zależy od tego, jakie będą uwagi Komisji Weneckiej dotyczące nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym - uważa prof. Grzegorz Janusz.

Według prof. Andrzeja Podrazy głównym skutkiem działalności KOD będzie stworzenie silnego elektoratu dla ugrupowań ze środka polskiej sceny politycznej.

- Jeśli chodzi o strategię Prawa i Sprawiedliwości, to większość projektów dotyczących sfery konstytucyjnej już została zrealizowana. Ale partia rządząca chyba nie spodziewała się tak dużego oporu społecznego. Z jej punktu widzenia może to być niepokojące i choć publicznie nikt do tego się nie przyzna, to może to spowolnić dążenia do opanowania sfery publicznej. Na pierwszy plan mogą teraz pójść sprawy dotyczące gospodarki - tłumaczy prof. Podraza.

- Transformacja polityczna ulegnie spowolnieniu, czego przykładem może być kwestia wydzielenia województwa warszawskiego z Mazowsza. Początkowo był to istotny postulat, ale teraz mówi się, że jeśli miałby być realizowany, to w późniejszym czasie.

Polska to za duży kraj

Wiele kontrowersji wywołuje też angażowanie się Unii Europejskiej.

- Do tych działań należy podejść inaczej. Unia zrzesza państwa demokratyczne, dlatego jest zainteresowana tym, czy jest w nich przestrzegana demokracja. Podobne sytuacje miały już miejsce, ostatnio w przypadku Węgier, czy wcześniej w Austrii, podczas rządów Jorga Haidera przypomina prof. Andrzej Podraza. - Nie spodziewam się, żeby to doprowadziło do utraty naszego prawa do głosu w Radzie Europy. Ale bez względu na ewentualne sankcje Polska na tym traci, bo przypina nam się określoną łatkę. W przyszłości możemy mieć przez to problemy w negocjacjach czy podczas budowania koalicji w celu przekonywania do naszych racji - dodaje politolog z KUL.

- Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie bardzo rozumieją, czego Unia Europejska oczekuje od władz polskich. Nikt nie kwestionuje prawa rządu do wprowadzania zmian, ale pojawia się pytanie, gdzie znajduje się granica praworządności. Członkiem wspólnoty może być państwo, które ma wolnorynkową gospodarkę i przestrzega demokratycznych wartości - mówi z kolei dziekan Wydziału Politologii. - W różnych państwach zdarzają się naruszenia tych wartości na różną skalę. W przypadku Węgier to tolerowano, ale Polska jest za dużym krajem członkowskim, żeby przeszło to bez echa.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama