Wiesław Mikitiuk i Marian Ochnio to stara gwardia GFN. Obaj mają na liczniku po 40 i więcej lat pracy w radzyńskiej fabryce. Obaj też na stałe połączyli swoje losy z GFN. Jako emeryci są zawsze gotowi służyć radą, zresztą mają dożywotnie przepustki do fabryki.
Sylwester i dźwig
Wiesław Mikitiuk trafił do GFN w 1967 roku, za żoną.
- Wcześniej pracowałem z WSK Świdnik, FSC Lublin, ale serce nie sługa. Żona pochodziła z okolic Radzynia. Trzeba było się przenieść. To były trudne, ale ciekawe czasy - opowiada Wiesław Mikitiuk. Pracę w fabryce poznał do podszewki. Zaczynał na stanowisku szlifierza, a kończył jako główny mechanik i specjalista od BHP.
- Fabryka była najważniejsza. Sylwester, święta, nie miało to znaczenia. Jak trzeba było coś robić, to nikt nie liczył czasu pracy. Pamiętam jak dziś, żona czekała na mnie z wyjściem na zabawę sylwestrową, a tu zjawia się u nas ciężarówka z Wrocławia, z obrabiarką na pace. Dźwigu nie ma, bo to sylwester, a kierowca przebiera nogami. Swoim sprzętem, na szybko wymyśloną konstrukcją z belki i podnośnika, wyciągamy tę obrabiarkę. Ledwo maszyna oderwała się od podłogi ciężarówki, a kierowca już czmychnął. Zostaliśmy na palcu z wiszącą obrabiarką wartą majątek. Jakby to spadło na ziemię, to chyba do dziś bym płacił. Obrabiarka została bezpiecznie opuszczona, a sylwester był bardzo udany - opowiada Wiesław Mikitiuk.
Etos pracy
- Jak przyszedłem do zakładu w 1968 roku, to warunki były okropne. Baraki z klepiskiem zamiast podłogi, wanienka z deszczówką zamiast umywalki z bieżącą wodą. Ale był duch. To za sprawą byłego właściciela, Tadeusza Laskowskiego - opowiada Marian Ochnio, 42 lata w GFN, kierownik utrzymania ruchu. - Byliśmy jak jedna, dobra rodzina. Nikt nigdy nikomu nie odmówił pomocy, mimo że wciąż musieliśmy się uczyć nowych technologii, maszyn wprowadzanych w związku ze zmianami profilu produkcji. Między pokoleniami była więź. Starsi uczyli młodszych, jak w dobrym cechu. To wpoił załodze Tadeusz Laskowski, właściciel, ale i rzemieślnik w najlepszym znaczeniu tego słowa - dodaje Marian Ochnio.
Ta więź utrzymywała się nie tylko w zakładzie.
- Pamiętam, że zawsze po pochodzie na 1 maja szliśmy nad rzeczkę. I tam naprawdę świętowaliśmy ten dzień. To były piękne czasy - dodaje Wiesław Mikitiuk. Etos pracy, o którym tak często zapomina się, był i jest ważny w GFN.

Pokolenia
Doktor Mariusz Kicia z UMCS Lublin nie ma wątpliwości. - Takie firmy są niezwykle cenne na lokalnych rynkach pracy. Blisko 100 osób załogi daje utrzymanie kolejnym 300. Razem z tej firmy żyje ok. 400 osób - wylicza dr Mariusz Kicia. - Trzeba dodatkowo zwrócić uwagę, że ten proces trwa już ponad 100 lat. A to wymaga odpowiedniego zarządzania zasobami ludzkimi, czyli kontrolowania płynnej wymiany pokoleń w zakładzie.
Tę politykę od lat realizuje z dobrymi efektami Jan Brożek, prezes firmy.
- Kultywujemy dobre tradycje cechu rzemieślniczego. Tam mamy swoje korzenie. Młodsza część kadry nie waha się przed korzystaniem z doświadczeń starszego pokolenia. Bardzo często prosimy o konsultację naszych emerytów. Czasami ktoś z doświadczeniem, ale stojący już z boku, potrafi spojrzeć na problem z innej strony i znajduje rozwiązanie - dodaje Jan Brożek.
Firma samoucząca
Właśnie taki międzypokoleniowy przepływ wiedzy jest niezwykle istotny z punktu widzenia ekonomii i ciągłości firmy.
- Takie zjawisko przekazywania wiedzy, doświadczania z pokolenia na pokolenie można określić mianem firmy samouczącej się. Mimo że firma implementuje nowe technologie, zmienia park maszynowy, czy nawet profil produkcji, to pracownicy kumulują doświadczenie. To jest ogromna wartość dodana małych i średnich firm. Dzięki temu doskonale znajdują swoje miejsce na rynku, swoją niszę - konstatuje dr Kicia. W dość głośnym „Planie Morawieckiego”, kładącym nacisk na reindustralizację właśnie ściany wschodniej, jest ogromne pole do popisu dla takich firm jak GFN. Do tego potrzebna jest nie tylko międzypokoleniowa wiedza, ale także wykształcona kadra.

Laboratorium
Jolanta Kamoń po raz pierwszy przekroczyła progi GFN w 1986 roku; tuż po maturze. Trafiła do księgowości.
- Nic nie umiałam, ale starsze koleżanki nauczyły mnie zawodu. Potem przyszła rodzina, nowe czasy. Zmieniała się firma i prezes Brożek po wielu staraniach namówi mnie na studia. Skończyłam ekonomię - mówi Jolanta Kamoń, dziś dyrektor finansowy. - To moja pierwsza praca. I nie zamierzam jej zmieniać.
Łukasz Lewiński (11 lat w firmie), główny technolog, trafił do GFN po technikum. Zaczynał przy tokarce. Miał smykałkę i pasję do maszyn. Wypatrzył go prezes.
- Już pracując w GFN skończyłem politechnikę. Dziś jestem głównym technologiem i razem z kolegami zmieniamy oblicze firmy. Niebawem przy współpracy z Politechniką Lubelską otworzymy w firmie coś na kształt laboratorium badawczo-rozwojowego. Postępu nie można zahamować. Kto się nie rozwija, ten przegrywa - dodaje Lewiński.
Wtóruje mu Marcin Karczmarz (5 lat w firmie), odpowiadający za utrzymanie ruchu. Nagrzewy indukcyjne, pompy ciepła to już działa w GFN. - Teraz piszemy projekt do Unii na fotowoltaikę. Do maksimum trzeba ciąć koszty energii. Kiedyś spalaliśmy rocznie 100 ton węgla. Dziś, przy wprowadzeniu nowych technologii, zużywamy 2-3 tony - mówi Marcin Karczmarz. Obaj inżynierowie nie kryją, że przy prawie każdej zmianie proszą o pomoc starszych kolegów. Tylko Przemysław Litwiniec, szef marketingu, ma trudniej. - W moim fachu nie ma starszego pokolenia. Ale mam coś, co zawdzięczam poprzednim pokoleniom: renomę firmy. Na branżowych targach, w Polsce czy za granicą, GFN ma swoją markę. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, kim jesteśmy i co robimy. To jest wartość, którą buduje się pokoleniami - dodaje Litwiniec.
Nic z tego
Witold Wójtowicz, przewodniczący Rady Nadzorczej, już na emeryturze, wspólnie z Ireną Golec, kadrowa i kilka innych funkcji, mogą pochwalić się 40-letnim stażem.
- Wiem, że czasami jest trudno w fabryce. Spadają zamówienia. Ale ona wciąż działa i daje ludziom pracę. Z tego jestem dumny - mówi Witold Wójtowicz.
- Dzieci mi mówią, żebym już poszła na emeryturę - dodaje Irena Golec. - Nic z tego. Bez tej pracy zanudziłbym się w domu. Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego w firmie.
HISTORIA GFN
Firma powstała w 1903 roku, jako ślusarski zakład usługowy specjalizujący się w remontach gorzelni, krochmalni, tartaków. Właścicielami byli Jan Laskowski i Edmund Kurczyński. Laskowski to była w Radzyniu postać nietuzinkowa. Stworzył Cech Rzemiosł Różnych i został starszym cechu. Okres międzywojenny to czas stopniowego rozwoju firmy. W 1949 roku nowa władza chciała upaństwowić zakład. Ale Tadeusz Laskowski wpada na genialny pomysł. Zwalnia ludzi i wspólnie z nimi zakłada spółdzielnię, która wykupuje od niego majątek.
W 1975 roku spółdzielnia zostaje zlikwidowana, a zakład ląduje w Kombinacie Narzędzi Gospodarczych w Sułkowicach. W 1992 roku firma prywatyzuje się i powstaje Górnicza Fabryka Narzędzi w Radzyniu Podlaskim. Fabryka ma wiele sukcesów. W 2014 roku została wyróżniona statuetką Ambasador Polskiej Gospodarki, a w 2015 Diamentem do Statuetki Lidera Polskiego Biznesu














Komentarze