Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

"Marzy mi się Spitfire". Latające Muzeum Lotnictwa Polskiego w Depułtyczach

Rozmowa z Jackiem Mainką, kapitanem w liniach Wizzair i właścicielem Latającego Muzeum Lotnictwa Polskiego.
"Marzy mi się Spitfire". Latające Muzeum Lotnictwa Polskiego w Depułtyczach
Fot. Jacek Barczyński

• Skąd wzięło się u pana zamiłowanie do lotnictwa?

– Mój dziadek był mechanikiem w Dywizjonie 303, a następnie 308. Z Anglii przywiózł jedynie dwa albumy ze zdjęciami i wycinkami z gazet. No i torbę spadochronową po zestrzelonym pilocie. Często zabierał mnie na spotkania z lotnikami i mechanikami. W ten sposób zaraził mnie lotnictwem.

• Do tego stopnia, że został pan zawodowym pilotem?

– Najpierw ukończyłem studia na Wydziale Mechanika i Energetyka Lotnictwa. Następnie zdobywałem kolejne uprawnienia lotnicze, aż trafiłem do LOT-u. Później latałem na kontraktach aż osiadłem w liniach Wizzair.

• Wciąż latając zawodowo zdążył pan też założyć prywatne Latające Muzeum. Mało było panu latania?

– To mój ukłon w stronę historii polskiego lotnictwa i jego bohaterów. Ponadto ze względu na upływ czasu to był już ostatni dzwonek, aby takie muzeum założyć.

• Pana pierwszy samolot to...

– … DH-82A Tiger Moth, samolot, na którym szkolili się nasi piloci walczący w Bitwie o Anglię. Później przyszła kolej na maszynę Taylorcraft Auster, po czym do kolekcji dołączył DHC-1 Chipmunk. Nad kolejnym samolotem jeszcze pracujemy.

• Na ile oryginalne są te maszyny?

– Zależy mi, aby były oryginalne w jak największym stopniu. Do niedawna w Wielkiej Brytanii było wielu pasjonatów, którzy po wojnie przejęli od wojska dużo samolotów i części zamiennych. Niestety ci ludzie odchodzą i nie mają następców. Wraz z ich odejściem przepadają posiadane przez nich samoloty i osprzęt. W efekcie coraz trudniej zdobyć oryginalne, brakujące części.

• Pana Latające Muzeum było atrakcją Międzynarodowego Pikniku „Lotnicze Depułtycze”. Przyleciały tam o własnych siłach?

– Przyleciały i odleciały. A w sobotę i w niedzielę zgodnie z programem imprezy podobnie jak inne obecne tam zabytkowe samoloty wzbiły się w powietrze.

• Jaki jeszcze samolot marzyłby się panu w kolekcji?

Oczywiście Spitfire. Tym bardziej, że jestem jedynym pilotem w Polsce, który ma uprawnienia do pilotowania właśnie myśliwca Supermarine Spitfire. Niestety za taki samolot musiałbym zapłacić około 15 mln zł.

• Skąd wzięło się u pana zamiłowanie do lotnictwa?

– Mój dziadek był mechanikiem w Dywizjonie 303, a następnie 308. Z Anglii przywiózł jedynie dwa albumy ze zdjęciami i wycinkami z gazet. No i torbę spadochronową po zestrzelonym pilocie. Często zabierał mnie na spotkania z lotnikami i mechanikami. W ten sposób zaraził mnie lotnictwem.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama