Z języka angielskiego escape room, a w wolnym tłumaczeniu pokój zagadek, to forma rozrywki polegająca na tym, że grupa osób pozwala się zamknąć w pomieszczeniu i ma określony czas na rozwiązywanie łamigłówek, prowadzących do znalezienia klucza otwierającego drzwi.
W Lublinie działa już kilka takich miejsc, między innymi Montownia Zagadek przy ul. Narutowicza, Get Away przy Wieniawskiej czy LetMeOut przy Złotej. Właściciele tego ostatniego niemal po sąsiedzku - w kamienicy przy Rynku 8 - otworzyli niedawno nowy punkt. Ale ten escape room jest inny niż wszystkie.
Fabuła i komisarz Maciejewski
- Od innych tego typu miejsc różni nas to, że poza zadaniem ucieczki z pokoju mamy fabułę kryminalną, która spina wszystkie pokoje. Poza szukaniem klucza do wyjścia poznajemy więc losy bohaterów naszej historii - mówi Grzegorz Kornijów, jeden z pomysłodawców Archiwum Kryminalnego. - Stwierdziliśmy, że w ofercie turystycznej Lublina brakuje miejsc, które warto odwiedzić będąc tu po raz pierwszy, ale żeby niekoniecznie było to muzeum.
Przy wymyślaniu fabuły twórcy tego miejsca współpracowali z Marcinem Wrońskim, lubelskim pisarzem, autorem kryminałów retro o komisarzu Zydze Maciejewskim. To właśnie on prowadzi nas przez historie, których doświadczamy w Archiwum Kryminalnym.
- Jeżeli mówimy o historiach kryminalnych, 20-leciu międzywojennym i o Lublinie, to komisarz Maciejewski jest naturalnym skojarzeniem, bo innego takiego bohatera nie ma. Wśród czytelników kryminałów jest to postać rozpoznawalna nie tylko w skali lokalnej, ale ogólnopolskiej - mówi Marcin Wroński, który niedawno wydał kolejną, ósmą już część przygód Maciejewskiego, zatytułowaną „Portret wisielca”.
Kto zabił marszanda?
W innych escape roomach mamy do czynienia z pokojami, które same w sobie, jak i opisywane w nich historie nie są ze sobą związane. Tu jest inaczej.
- Zazwyczaj na pierwszy ogień polecamy gabinet marszanda, w którym gracze wcielają się w grupę detektywów i przeszukują miejsce zbrodni: gabinet handlarza dzieł sztuki, który wyzionął w nim ducha. Tego, co dzieje się w środku nie mogę zdradzić, ale mogę powiedzieć, że ta historia jest kontynuowana w kolejnym pomieszczeniu: komisariacie. Wkrótce planujemy otworzyć trzeci pokój. Będzie to dziupla szajki złodziei, w której historia znajdzie swój koniec i wyjaśni się zagadka śmierci pana Mehringera, czyli wspomnianego marszanda - mówi Kornijów.
Ci, którzy już odwiedzili gabinet i komisariat, na wizytę w trzecim pokoju będą musieli jeszcze chwilę poczekać. Znajdzie się on również na Starym Mieście, w niedalekim sąsiedztwie dwóch obecnych.
Oderwanie od współczesnego Lublina
Marcin Wroński był konsultantem podczas tworzenia fabuły, ale ekipę Archiwum Kryminalnego wsparł także w inny sposób. - Można to nazwać opieką tekstową. Zagadkom archiwum towarzyszą gazety stylizowane na przedwojenne, co zresztą uważam za świetny pomysł. Akurat tę rzecz musiałem zgłębić na moje potrzeby i umiem ten styl naśladować, więc zostałem poproszony o pomoc w tej kwestii. W ten sposób przyłożyłem też do całości swój odcisk palca - mówi pisarz.
Opisywane historie dzieją się w 1936 roku. I nie tylko gazety nawiązują do tego okresu. - Większość mebli i przedmiotów pochodzi z tamtych czasów. Chcieliśmy też umieścić jak najwięcej odniesień do Lublina. Zależy nam, żebyśmy byli obowiązkowym punktem każdej wycieczki po mieście - mówi Grzegorz Kornijów. - We wszystkich pokojach można znaleźć reprodukcje ówczesnych map Lublina, wśród książek w gabinecie jest przewodnik po mieście z 1931 roku. Można podziwiać kilka nieistniejących już widoków Starego Miasta, chociażby dzielnicy żydowskiej. Zależało nam na tym, żeby przenieść uczestnika naszej zabawy w czasie i na tę godzinę pozwolić odciąć się od Lublina, który nas otacza. Nawet wyglądając przez okno nie zobaczymy tego, czego byśmy się spodziewali. Te wrażenia potęguje też muzyka i efekty dźwiękowe, nad którymi dość długo pracowaliśmy.
Lepiej niż w kinie
Czy wydanie pieniędzy na to, by dać się zamknąć na klucz to ciekawa forma spędzenia wolnego czasu? Najwyraźniej tak, bo twórcy Archiwum Kryminalnego nie narzekają na brak zainteresowania.
- Przychodzą do nas całe rodziny z dziećmi, wycieczki ze szkół podstawowych, gimnazjów i liceów oraz wielu turystów. Sporo grup przychodzi bez rezerwacji, prosto z ulicy, gdy przyjechali po raz pierwszy w Lublinie, albo są tu przejazdem - mówi Kornijów. - Koszt godzinnej zabawy to 99 zł od grupy, która może liczyć do pięciu osób. Wychodzi więc po 20 zł na osobę i jest to alternatywa dla wyjścia do kina. Ale w tym przypadku nie oglądamy akcji, ale dosłownie bierzemy w niej udział jako bohaterowie.
Z języka angielskiego escape room, a w wolnym tłumaczeniu pokój zagadek, to forma rozrywki polegająca na tym, że grupa osób pozwala się zamknąć w pomieszczeniu i ma określony czas na rozwiązywanie łamigłówek, prowadzących do znalezienia klucza otwierającego drzwi.
W Lublinie działa już kilka takich miejsc, między innymi Montownia Zagadek przy ul. Narutowicza, Get Away przy Wieniawskiej czy LetMeOut przy Złotej. Właściciele tego ostatniego niemal po sąsiedzku - w kamienicy przy Rynku 8 - otworzyli niedawno nowy punkt. Ale ten escape room jest inny niż wszystkie.
Fabuła i komisarz Maciejewski
- Od innych tego typu miejsc różni nas to, że poza zadaniem ucieczki z pokoju mamy fabułę kryminalną, która spina wszystkie pokoje. Poza szukaniem klucza do wyjścia poznajemy więc losy bohaterów naszej historii - mówi Grzegorz Kornijów, jeden z pomysłodawców Archiwum Kryminalnego. - Stwierdziliśmy, że w ofercie turystycznej Lublina brakuje miejsc, które warto odwiedzić będąc tu po raz pierwszy, ale żeby niekoniecznie było to muzeum.
Przy wymyślaniu fabuły twórcy tego miejsca współpracowali z Marcinem Wrońskim, lubelskim pisarzem, autorem kryminałów retro o komisarzu Zydze Maciejewskim. To właśnie on prowadzi nas przez historie, których doświadczamy w Archiwum Kryminalnym.
- Jeżeli mówimy o historiach kryminalnych, 20-leciu międzywojennym i o Lublinie, to komisarz Maciejewski jest naturalnym skojarzeniem, bo innego takiego bohatera nie ma. Wśród czytelników kryminałów jest to postać rozpoznawalna nie tylko w skali lokalnej, ale ogólnopolskiej - mówi Marcin Wroński, który niedawno wydał kolejną, ósmą już część przygód Maciejewskiego, zatytułowaną „Portret wisielca”.
















Komentarze