Ofiara Adama K. zdecydowała się mówić dopiero po tym, jak dotarli do niej śledczy. Opiekun kościelnej scholi przy parafii pw. św. Mikołaja w Lublinie wpadł po tym, jak próbował umówić się na seks z 10 latką. Dzięki nagłośnieniu sprawy prokuraturze udało się odnaleźć kobietę, która jako dziecko miała być molestowana przez Adama K. Mężczyzna miał wówczas „bawić się z nią w rodzinę”. Według śledczych, molestował dziewczynkę w parafialnej salce. Biegli ocenili później, że cierpi na tzw. nimfofilię. Pociągają go dorastające dziewczynki.
– Adam K. przyznał, że ma problem ze swoimi skłonnościami i stara się je kontrolować – mówi Marcin Kozak, zastępca Prokuratora Rejonowego w Lublinie.
Akt oskarżenia przeciwko Adamowi K. trafił właśnie do sądu. Mężczyzna jest jednym z nielicznych podejrzanych o pedofilię, który zdaje się mieć świadomość własnych zaburzeń. Inni, jak większość przestępców, starają się usprawiedliwiać swoje zachowanie.
– Twierdzą, że nic się nie stało, bo przecież dawali tylko ciepło i miłość. Mogli najwyżej zostać źle zrozumiani – dodaje prokurator Kozak.
Tego rodzaju postawę prezentował np. ksiądz Walerian S., emerytowany profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W latach 1982–1994 miał molestować Piotra H. – syna zaprzyjaźnionej rodziny. Chłopiec miał wówczas kilkanaście lat. Prokuratura nie zajęła się sprawą ze względu na przedawnienie.
Procesu nie uniknie natomiast 67-latek z Łęcznej. Mężczyzna został niedawno zatrzymany. Jego wnuczka, dziś ok. 30–letnia kobieta oskarżyła go o molestowanie seksualne. Miało do tego dochodzić, gdy była dzieckiem. Z ustaleń śledczych wynika, że podejrzany mężczyzna napastował nie tylko wnuczkę. Przed laty miał także molestować jej koleżankę oraz własną córkę. Obie kobiety złożyły zeznania w tej sprawie, potwierdzając zarzuty wobec 67-latka. Pedofilskie skłonności „dziadka” były rodzinną tajemnicą. Nie wiadomo, dlaczego nikt wcześniej nie zareagował.
– Uświadomienie sobie tego, co się stało, trwa zwykle dosyć długo. Osoba pokrzywdzona musi sobie zdać sprawę z tego, że jest ofiarą, a nie współwinną. Musi do tego dojrzeć – wyjaśnia prokurator Kozak. – Nie jest tak, jak niektórzy próbują tłumaczyć. To nie dzieci lgną do pedofili. To oni potrafią latami budować więź z dzieckiem i powoli przechodzić od zwykłych rozmów do fizycznego molestowania.
Dziecko zmaga się wówczas ze wstydem, a często i z poczuciem winy. Tak było w przypadku dziewczynki, która według śledczych padła ofiarą pedofila z okolic Łęcznej. Mężczyzna został już tymczasowo aresztowany. Jak ustalono, regularnie widywał swoją ofiarę i postanowił to wykorzystać. Kiedy zostawał sam na sam z dziewczynką, dotykał ją i obmacywał. Dziecko zachowywało się nieswojo, co zauważyły pracownice pomocy społecznej. Porozmawiały o tym z rodziną dziewczynki, a wreszcie z samą nastolatką. Skończyło się zawiadomieniem prokuratury.
– Zatrzymany nie zaprzecza, że miał kontakt z dziewczynką, ale zaprzecza zarzutom – dodaje prokurator Kozak. – Twierdzi, że to nieporozumienie. Dziwi się również, że można wierzyć dziecku.
Śledczy uwierzyli. Mężczyzna usłyszał pięć zarzutów dotyczących molestowania. Grozi mu do 12 lat za kratami. Akt oskarżenia w jego sprawie powinien być gotowy w najbliższych tygodniach.
Toksyczny wstyd
Rozmowa Z dr. Piotrem Kwiatkowskim, psychologiem, adiunktem w Zakładzie Psychologii Wychowawczej i Psychologii Rodziny UMCS w Lublinie
• Dlaczego ofiary pedofilii w rodzinie dopiero po latach decydują się ujawnić, że były molestowane?
– Większość odpowiedzi znajduje się w systemowym rozumieniu rodziny. Rodzina traktowana jest jako jeden organizm, który dąży do tego, żeby nic nie zakłóciło jego funkcjonowania. Dlatego jej członkowie, w tym dzieci starają się zrobić wszystko, żeby się nie rozpadła. Często są to zachowania nie do końca uświadomione.
Kiedy dochodzi do nadużyć w stosunku do dziecka, zwłaszcza jeśli sprawcą jest osoba bliska, dziecko znajduje się w bardzo specyficznej sytuacji, która prowokuje różne emocje. Stąd też możemy mówić o różnych mechanizmach jego zachowań. Dziecko, które jest molestowane, zdaje sobie sprawę, że dzieje się coś złego, coś, czego nie chce, ale jednocześnie boi się o tym opowiedzieć. Zadaje sobie pytanie, co stanie się z tatą, bratem czy wujkiem, jeśli ujawni prawdę, boi się, że trafią do więzienia. W ten sposób chroni sprawcę, niekiedy przez wiele lat.
• Jak to możliwe, że matka nie zauważa, że dziecku dzieje się krzywda?
– To bardzo często stawiane pytanie. I rzeczywiście jest tak, że może nie zauważać, a raczej nie chce zauważać. To często spotykany mechanizm, który jest właśnie nie do końca uświadomiony. Matka coś zauważa, ale wypiera to, bo musiałaby stanąć przeciwko innemu członkowi rodziny, musiałaby interweniować. A to zniszczyłoby rodzinę. Dlatego często zdarza się tak, że matki albo nie zauważają problemu, albo – jeśli dziecko się poskarży – po prostu mu nie wierzą, uznając, że zmyśla. Po latach, kiedy historia wychodzi na jaw, większość z nich ma jednak wyrzuty sumienia, że nie zareagowały w odpowiednim momencie.
• Czy ofiary ukrywają prawdę, bo czują wstyd?
– To sprawy, które dotyczą bardzo intymnej sfery. Ofiara czuje się upokorzona, wykorzystana, ale nie wie, jak o tym powiedzieć. Jeżeli sprawcą jest ktoś z rodziny emocje te przeplatają się z sympatią czy miłością. Niechciany kontakt o charakterze seksualnym niekiedy zawiera w sobie również element przyjemności, oczywiście czysto fizjologicznej. Ofiara zaczyna więc zastanawiać się, czy nie była współuczestnikiem, prowokatorem, czy wszystko z nią w porządku. Te wątpliwości często są jeszcze umiejętnie podsycane przez sprawcę. W efekcie powstaje u ofiary trudna do zniesienia mieszanka uczuć: m.in. poczucie wykorzystania, złość, lęk, wstręt do sprawcy, ale też do siebie, poczucie winy. Efektem staje się wstyd, słowami Johna Bradshawa, amerykańskiego psychoterapeuty „toksyczny wstyd”, który bardzo skutecznie hamuje ofiarę przed ujawnieniem całej historii.
• Co powinna zrobić ofiara takiej przemocy?
– Powinna o tym powiedzieć komuś dorosłemu. Jeśli nie może, bądź nie chce, zwrócić się do członków najbliższej rodziny, do dyspozycji pozostaje jeszcze telefon zaufania, nauczyciel, pedagog szkolny czy chociażby sąsiadka, jeśli ofiara ma z nią dobry kontakt. Warto jednak wspomnieć o tym, że edukacja dotycząca przemocy wobec dzieci, w tym przemocy w rodzinie ma też drugi biegun. Z jednej strony to dobrze, że w szkole już na początkowym etapie nauki mówi się, gdzie dziecko może szukać pomocy w przypadku, gdyby zostało skrzywdzone, bo pedofilia jest rodzajem krzywdy coraz częściej ujawnianym i nagłaśnianym. Z drugiej jednak strony niektóre dzieci potrafią to wykorzystać do swoich celów. Jeśli np. dostaną zły stopień albo pokłócą się z rodzicami decydują się na oskarżenia o molestowanie, chcąc się w ten sposób zemścić. Takie pomysły przychodzą niestety młodym ludziom do głowy coraz częściej.
Rozmawiała Katarzyna Prus














Komentarze