Najważniejszą rzeczą było spełnienie ostatniej woli zmarłego. Żywi chcieli w ten sposób uniknąć gniewu nieboszczyka. W przeciwnym razie, jego dusza może jeszcze dać o sobie znać. A tego dawni mieszkańcy wsi i miasteczek bardzo się bali. Jak wyliczają etnografowie, którzy badali obrzędowość rodzinną w naszym regionie, było bardzo wiele zakazów i nakazów obowiązujących w momencie śmierci. Głównie chodziło w nich o to, by uchronić pozostałych członków rodziny przed pociągnięciem ich za zmarłym.
Powrót duszy zmarłego był niepożądany, choć oczywiście istniały w kalendarzu dni, gdy oczekiwano kontaktu ze zmarłymi. Na przykład w dzień zaduszny czy w Wigilię.
Ale powrotów zmarłych, spowodowanych niedopełnieniem jakiejś czynności przy ich pochówku, bardzo się wystrzegano. Dlatego dawniej, głównie na wsiach, cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany. Jeszcze dziś zdarzają się osoby, które proszą w zakładach pogrzebowych o coś, co jest dalekim echem tamtych rytuałów.
W tę podróż odchodzę, nie biorę nic z sobą / W postaci okryty śmiertelną żałobą
– Trzy czwarte pochówków, to takie, w których zmarły ubierany jest w rzeczy przyniesione przez bliskich. Jego własne. Kobiety w garsonki, żakiety, mężczyźni w garnitury. Pozostali to chowani w ubraniach specjalnie kupionych w tym celu. Najczęściej do rąk dostają książeczki do nabożeństwa i różaniec. To taki standard. Zdarza się, że rodzina przynosi czapkę, laskę czy zegarek. Takie najbardziej osobiste rzeczy zmarłego. Kobiety chowane są z torebkami. Mieliśmy przypadki, że w tych torebkach były kosmetyki. Albo bliscy prosili o włożenie do trumny flakonika ulubionych perfum – mówi pani Agnieszka, przedstawicielka Domu Pogrzebowego Hades z Lublina, która tłumaczy, że zalecenia co do pochówku, to bardzo indywidualna sprawa.
Czasami rodzina wkłada coś do trumny podczas ostatniego pożegnania. Wtedy pracownicy firmy nawet nie wiedzą, co to jest. No i nie zaglądają do torebek czy paczuszek, które dostają razem z ubraniem.
Pani Agnieszka pytana, czy przypomina sobie jakąś niecodzienną prośbę bliskich opowiada, że raz, a firma działa trzynaście lat, zmarłą kobietę ubierali w czerwoną sukienkę. – To chyba była jej ostatnia wola.
Już idę do grobu smutnego, ciemnego, / Gdzie będę spoczywać aż do dnia sądnego
Różaniec, książeczka do nabożeństwa i święty obrazek z patronem zmarłego, to przedmioty, jakie wkładali do trumny także nasi przodkowie swoim przodkom. Naukowcy opisujący dawne obyczaje pogrzebowe cytują wspomnienia starszych ludzi, którzy opowiadali, że mężczyźnie oprócz czapki należało włożyć do trumny fajkę, tabakierę, jeśli jej używał i laskę podróżną.
Według wierzeń, w ostatnią noc przed pogrzebem zmarły we snach swoich bliskich wypowiadał się na temat ubioru pochówkowego. Czasem nawet domagał się zmian. Innym razem dziękował za ubranie.
Zgodnie ze zwyczajem zmarłych kawalerów i panny ubierano w strój weselny. Dziewczętom do rąk dawano kwiaty i wianek. Młodych chowano z głową odkrytą, mężatki i wdowy obowiązkowo w chustce. W niektórych regionach z ramionami zasłoniętymi białym płótnem.
Chowano raczej bez butów, a jedynie owijając stopy zmarłego w onuce, czyli białą tkaninę. W niektórych rejonach wierzono, że brak butów uniemożliwi zmarłemu powrót do domu. W okolicach Ostrowa nieboszczykowi owijali nogi płótnem lnianym, bo mówili, że jak będzie w czyśćcu, to pończochy się będą palić i będzie go w nogi piekło. Żywi chcieli tego zmarłemu oszczędzić.
Jednak najczęściej bez butów grzebane były dzieci. Jedynie w skarpetach. W okresie międzywojennym w wielu regionach zakładano im tzw. trumienniki - papierowe obuwie wykonywane przez małomiasteczkowych specjalistów. Powszechnym zwyczajem było również wkładanie do trumien dzieci ich ulubionych zabawek.
Najważniejszą rzeczą było spełnienie ostatniej woli zmarłego. Żywi chcieli w ten sposób uniknąć gniewu nieboszczyka. W przeciwnym razie, jego dusza może jeszcze dać o sobie znać. A tego dawni mieszkańcy wsi i miasteczek bardzo się bali. Jak wyliczają etnografowie, którzy badali obrzędowość rodzinną w naszym regionie, było bardzo wiele zakazów i nakazów obowiązujących w momencie śmierci. Głównie chodziło w nich o to, by uchronić pozostałych członków rodziny przed pociągnięciem ich za zmarłym.
Powrót duszy zmarłego był niepożądany, choć oczywiście istniały w kalendarzu dni, gdy oczekiwano kontaktu ze zmarłymi. Na przykład w dzień zaduszny czy w Wigilię.
Ale powrotów zmarłych, spowodowanych niedopełnieniem jakiejś czynności przy ich pochówku, bardzo się wystrzegano. Dlatego dawniej, głównie na wsiach, cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany. Jeszcze dziś zdarzają się osoby, które proszą w zakładach pogrzebowych o coś, co jest dalekim echem tamtych rytuałów.
W tę podróż odchodzę, nie biorę nic z sobą / W postaci okryty śmiertelną żałobą
– Trzy czwarte pochówków, to takie, w których zmarły ubierany jest w rzeczy przyniesione przez bliskich. Jego własne. Kobiety w garsonki, żakiety, mężczyźni w garnitury. Pozostali to chowani w ubraniach specjalnie kupionych w tym celu. Najczęściej do rąk dostają książeczki do nabożeństwa i różaniec. To taki standard. Zdarza się, że rodzina przynosi czapkę, laskę czy zegarek. Takie najbardziej osobiste rzeczy zmarłego. Kobiety chowane są z torebkami. Mieliśmy przypadki, że w tych torebkach były kosmetyki. Albo bliscy prosili o włożenie do trumny flakonika ulubionych perfum – mówi pani Agnieszka, przedstawicielka Domu Pogrzebowego Hades z Lublina, która tłumaczy, że zalecenia co do pochówku, to bardzo indywidualna sprawa.
Najważniejszą rzeczą było spełnienie ostatniej woli zmarłego. Żywi chcieli w ten sposób uniknąć gniewu nieboszczyka. W przeciwnym razie, jego dusza może jeszcze dać o sobie znać. A tego dawni mieszkańcy wsi i miasteczek bardzo się bali. Jak wyliczają etnografowie, którzy badali obrzędowość rodzinną w naszym regionie, było bardzo wiele zakazów i nakazów obowiązujących w momencie śmierci. Głównie chodziło w nich o to, by uchronić pozostałych członków rodziny przed pociągnięciem ich za zmarłym.
Powrót duszy zmarłego był niepożądany, choć oczywiście istniały w kalendarzu dni, gdy oczekiwano kontaktu ze zmarłymi. Na przykład w dzień zaduszny czy w Wigilię.
Ale powrotów zmarłych, spowodowanych niedopełnieniem jakiejś czynności przy ich pochówku, bardzo się wystrzegano. Dlatego dawniej, głównie na wsiach, cały rytuał pogrzebowy musiał być starannie zachowany. Jeszcze dziś zdarzają się osoby, które proszą w zakładach pogrzebowych o coś, co jest dalekim echem tamtych rytuałów.
W tę podróż odchodzę, nie biorę nic z sobą / W postaci okryty śmiertelną żałobą
– Trzy czwarte pochówków, to takie, w których zmarły ubierany jest w rzeczy przyniesione przez bliskich. Jego własne. Kobiety w garsonki, żakiety, mężczyźni w garnitury. Pozostali to chowani w ubraniach specjalnie kupionych w tym celu. Najczęściej do rąk dostają książeczki do nabożeństwa i różaniec. To taki standard. Zdarza się, że rodzina przynosi czapkę, laskę czy zegarek. Takie najbardziej osobiste rzeczy zmarłego. Kobiety chowane są z torebkami. Mieliśmy przypadki, że w tych torebkach były kosmetyki. Albo bliscy prosili o włożenie do trumny flakonika ulubionych perfum – mówi pani Agnieszka, przedstawicielka Domu Pogrzebowego Hades z Lublina, która tłumaczy, że zalecenia co do pochówku, to bardzo indywidualna sprawa.
Wszystko zginie świat przeminie / Króla, cesarza śmierć nie minie
– Bliscy przynoszą laski, okulary. Zdarza się, że wędkę. Papierosy, a nawet ćwiartkę wódki. Czasami wdowy dają mężowi swoje zdjęcie. Zmarłym kobietom wkładają do trumny to, co lubiły i czego używały za życia: zegarek, biżuterię, kosmetyki, perfumy. Ale ja dopiero trzy lata pracuję. Niczego szczególnego nie pamiętam – mówi Grażyna Parol, koordynator z Zakładu Pogrzebowego PUK w Lublinie, pytana jakie niecodzienne przedmioty daje się zmarłym przy ostatnim pożegnaniu.
Ale za to opowiada o artykule, jaki ktoś jej przyniósł dwa czy trzy lata temu do przeczytania.
– To chyba było w branżowej prasie funeralnej. Zapamiętałam, bo mnie zszokowała ilustracja. Był rysunek dużego stadionu, jeden sektor miał zakreślony na czerwono i podpis, że statystycznie tyle osób zostanie pochowanych żywcem. A tekst opisywał telefon komórkowy, stworzony z myślą o osobach, które chcą mieć pewność, że jak się ockną w trumnie, to będą mogły wezwać pomoc. To był bardzo prosty aparat, ale z niezwykle wytrzymałą baterią i tak silnym sygnałem, by móc z niego skorzystać pod ziemią. Chodziło o to, by użytkownik zawsze go miał w takim miejscu, że w razie wypadku czy choroby można było mu go włożyć do trumny – streszcza artykuł pani Grażyna, która dodaje, że po tej lekturze rozmawiała z pracownikami, którzy zajmują się ekshumacjami. – Tak ten rysunek stadionu na mnie podziałał, że pytałam czy zdarzyło się im otwierać trumny czy oglądać szkielety po układzie których by sądzili, że ta osoba mogła być pochowana za życia. Powiedzieli, że nie spotkali się z czymś takim. Na pewno nie na lubelskim Majdanku.
Ach niestała piękność ciała / Wczoraj się świeci, dziś spróchniała
Jeszcze żyją na wsiach w naszym regionie osoby, które pamiętają dawne obrzędy i wierzenia związane ze śmiercią i pogrzebem. Czasami znają je z opowiadań własnych dziadków, którzy tłumaczyli, że zmarłego należy obdarować na pośmiertną drogę przedmiotami, których używał za życia i które lubił. Robiło się to stosownie do płci, wieku i zawodu. Podkreślali, że to ważne, bo jeśli zapomni się o czymś ważnym dla zmarłego, może się on o to upominać po śmierci.
Do trumny, pod głowę, wkładano mu święcone zioła, np. lebiodę, kwiaty. Albo wianki poświęcone na Boże Ciało i zioła na święto Matki Boskiej Zielnej. W niektórych rejonach w domach były chowane wielkanocne palmy. Jak umierał ktoś z rodziny, to poduszkę do trumny robiono mu z tych suszonych palm i ziół. Żeby zmarły trzymał głowę na święconym.
– Tak się mówi „ludzie starej daty”. No, to takie starsze osoby jeszcze i teraz przynoszą wianuszki, które były poświęcone w oktawie Bożego Ciała. Mają je ususzone i chcą żeby zmarłym włożyć do trumny, pod głowę. A zwyczaje pogrzebowe się zmieniły, bo nawet trumny się zmieniły – mówi Andrzej Lebiedowicz, współwłaściciel Zakładu Usług Pogrzebowych „Alom” z Hrubieszowa, który od 20 lat pracuje w tej branży. – Teraz poduszka jest w standardzie, na wyposażeniu trumny. Dawniej ludzie sami przynosili i jakieś małe kapy. Dziś nie trzeba. A do trumny wkładają różne rzeczy. Nawet raz usłyszałem „pił, niech i tam weźmie” i zmarły dostał wódkę. Albo kiedyś panie z opieki społecznej włożyły zmarłemu zapałki do trumny. To był taki człowiek, którym nikt się nie opiekował. Zawsze chodził i w taki charakterystyczny sposób rzucał na ulicy zapalone zapałki. Zawsze tak robił. No i dali mu zapałki. Kiedyś wkładaliśmy list, który dziecko napisało zmarłemu tacie. To było małe dziecko, bo jeszcze literek nie umiało stawiać, tylko coś tam po swojemu narysowało. Ale jak się ludzie pytają co przynieść do trumny, to ja mówię, żeby sobie pamiątkę po zmarłym zostawili. Zegarek, obrączkę. Pamiątkę lepiej zostawić niż dawać do trumny. Bo ja uważam, że im tam to nic nie jest potrzebne. Ale jak bliscy coś chcą i dają, to wkładamy.
Ryszard Kusz, współwłaściciel zamojskiej Firmy Pogrzebowej „Memento Mori”, o której mówi się, że jest najstarszą na tamtejszym rynku wspomina pogrzeb, który był kilkanaście lat temu. – A może nawet jeszcze dawniej, bo to były czasy filmów na kasetach. I do trumny wkładaliśmy odtwarzacz video. Zapamiętałem ten pochówek, bo to było małżeństwo, zginęli w wypadku. Dwie trumny na raz. Ten odtwarzacz rodzina przyniosła dla niego, bo tak lubił oglądać te filmy.
Żegnam się dziś z wami, wy zdrowi zostańcie, / A o duszy mojej nie zapominajcie
– Ja, wie pani w te wszystkie Charony nie wierzę, ale pieniądze zmarłemu do trumny wkładają. No i przypominam sobie, jak raz rodzina specjalnie zwracała uwagę, żeby trumna nie była za duża. Żeby ciało całą ją wypełniło, bo mówili, że w trumnie nie może być miejsca na kolejną osobę. Żeby zmarły za sobą nikogo nie pociągnął – mówi Grażyna Parol, która przypomina sobie jeszcze, że kiedyś po całym Majdanku pracownicy zakładu pogrzebowego szukali igły i nici. – Jedna pani potrzebowała zaszyć zmarłej osobie ubranie. Nie wiem, czy zaszywała kieszenie, czy podszywała brzeg, nie patrzyłam. Mówiła, że tak się zaszywa smutki, które zmarły ze sobą zabiera do grobu – dodaje.
O niciach w kontekście ubrania zmarłych wspominają też etnografowie. W dawnych czasach, na wielu wsiach zmarłego ubierano w czechło, specjalną koszulę z białego płótna przygotowaną na tę chwilę. Należało jednak zadbać, aby na niciach użytych do jej uszycia nie znalazł się żaden węzeł.
Wierzono, że w węzłach zawiązywało się grzechy zmarłego i burzyło jego spokój. W węźle przypadkowo można było zawiązać duszę, która nie będzie mogła odejść. Wierzono także, że we wszelkich węzłach i supłach, np. w powrósłach, przebywają dusze pokutujące, dlatego należało je rozwiązać, by dusze te uwolnić.
Dawniej na wsiach ludzie wierzyli, że dusza nie odchodzi zaraz po zgonie. Przez jakiś czas jest wciąż obecna w domu. Aby oczekując na pochówek miała gdzie spocząć zostawiano jej krzesło i ręcznik. Przygotowywano także dla niej poczęstunek złożony z kromki chleba lub ciasta i pieczeni oraz szklankę piwa lub kieliszek wódki.
W ogóle wódka była ważna w pogrzebowych obrzędach. Dziś w zakładach pogrzebowych o alkoholu wkładanym do trumien słyszy się sporadycznie. I jak o czymś może niestosownym? Tymczasem butelka wódki, czy raczej samogonu, była czymś obowiązkowym. Nasi przodkowie nie wysyłali zmarłego w ostatnią drogę bez wódki.
Amen racz dodać Chryste królujący w niebie / Kończę życia pielgrzymkę przyjmij mnie do siebie
– Czasami przychodzą ludzie zupełnie zdezorientowani. Pytają, co mają przynieść, co trzeba zmarłemu do trumny. Ja im tłumaczę, żeby przynieśli to, co by założyła dana osoba wychodząc z domu, na przykład w niedzielę. Mój mąż był strasznym zmarzluchem, to ja mu nawet dałam kalesony do trumny. A swoją 17-letnią córkę pochowałam w ślubnej sukni. Nie wyobrażałam sobie, że mogę inaczej. Ona, choć nie mówiła i nie chodziła, bo miała porażenie mózgowe, to kochała tiulowe suknie jak dla księżniczek. I do trumny, w której zostało pół mojego serca ubrałam ją w taką właśnie, jej ukochaną suknię. Córka zmarła 10 lat temu, jeszcze wtedy nie pracowałam w zakładzie pogrzebowym – wspomina pani Grażyna, koordynatorka z PUK w Lublinie.
Korzystałam z artykułów w „Etnolingwistyce” nr 9-10 z 1998 roku, „Polska Sztuka Ludowa” nr 1-2 z 1986 roku, relacji z Historii Mówionej Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN.
Śródtytuły pochodzą z pieśni pogrzebowych ze zbioru „Ludowe pieśni religijne na Podlasiu” i Piotra Grochowskiego „Dziady, rzecz o wędrownych żebrakach i ich pieśniach”



– To chyba najciekawsze zdjęcia, które udało mi się zgromadzić, pokazujące dawne obyczaje pogrzebowe – mówi Magdalena Bilska z Wielkopolski, która jest administratorem strony Zastawie i Ziemia Łukowska (www.zastawie-netau.net) z której pochodzą archiwalne fotografie. – Moja babcia pochodziła z Zastawia niedaleko Łukowa. Całe, prawie 100-letnie życie opowiadała o swoich rodzinnych stronach. Pierwszy raz pojechałam tam w 2007 roku, rok później poznałam daleką kuzynkę, która zbierała materiały do pracy magisterskiej, właśnie na temat tych terenów. Było ich tyle, że wystarczyło na pracę i stronę internetową. Zdjęcia zbieram od ludzi mieszkających w okolicach Łukowa, korzystam z Archiwum Państwowego w Siedlcach, współpracuję z dyrektorem Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej, który także zgromadził duży zbiór fotografii z okolic. Zdjęcia z pogrzebów są dla mnie szczególnie ważne, ponieważ pokazują obrzędy, które u nas na zachodzie zostały już całkiem zapomniane.














Komentarze