Pierwsze próby zorganizowania pogotowia ratunkowego - na wzór innych miast - podjęto w Lublinie jeszcze podczas zaboru rosyjskiego w 1907 roku. Wówczas jednak władze carskie nie zgodziły się na to. Dopiero 9 lat później, podczas okupacji austriackiej powrócił pomysł powołania w mieście pogotowia. 15 stycznia 1917 roku ukonstytuowało się Towarzystwo „Pogotowie Ratunkowe” w Lublinie.
Dzięki kontaktom z podobną instytucją w Wiedniu, Lublin w 1921 roku otrzymał 10 par noszy polowych, a pod koniec roku karetę konną (nazwano ją „Lublinianka”) oraz kilka skrzyń leków i środków opatrunkowych. To miało wystarczyć na początek.
29 lekarzy
Dużym problemem - oprócz kłopotów finansowych - był jednak brak lekarzy. Pod koniec 1916 roku w 80-tysięcznym wówczas Lublinie pracowało zaledwie 29 lekarzy. Korzystano z pomocy lekarzy i sanitariuszy w służbie wojsk austriackich. I to głównie oni - bezpłatnie - pełnili dyżury w pogotowiu w latach 1917-1918.
16 marca 1917 roku o godzinie 13 lubelskie pogotowie ratunkowe oficjalnie rozpoczęło działalność. Pierwszym prezesem Towarzystwa był dr Adam Brzeziński, którego później zastąpił dr Mieczysław Biernacki. Pogotowie mieściło się na parterze dzisiejszego ratusza. Tutaj, a później także w teatrze podczas przedstawień, dyżur pełnili lekarze i sanitariusze.
Furman i pierwszy pacjent
Dyżur dzienny trwał 6 godzin, a w nocy: 12. Miasto bezpłatnie wydzieliło początkowo jeden pokój na potrzeby pogotowia, a dodatkowo przydzieliło furmana z parą koni do wyjazdów ambulansem. Magistrat płacił również rachunki za śniadania, obiady i kolacje dla trzech felczerów (pracowali głównie podczas dziennych dyżurów, kiedy lekarze byli w szpitalu) i sanitariusza.
Lekarze za swoją pracę nie dostawali żadnego wynagrodzenia. Pierwszym, etatowym pracownikiem lubelskiego pogotowia był felczer Wacław Grasiński, który pracował aż do 1949 roku.
„Skoro zajdzie potrzeba udzielenia spiesznej pomocy lekarskiej w wypadkach nagłych, należy zwracać się telefonicznie do wydziału Kwaterunkowego w Lublinie, który z kolei alarmuje strażnicę Pogotowia” - to „instrukcja” dla mieszkańców Lublina w specjalnej odezwie z 16 marca 1917 roku.
Pierwszym pacjentem, którym zajęło się pogotowie był strażak Władysław Ambroziewicz. Kroniki jednak nie zanotowało, co mu się stało.
5 złotych
Stacja pogotowia była utrzymywana ze składek członków Towarzystwa, dobrowolnych ofiar oraz imprez, z których dochód był przeznaczany na pogotowie.
Do 1939 roku. pogotowie było instytucją niezależną, działającą na podstawie własnego statutu opracowanego przez lekarzy, a zatwierdzoną przez władze.
W 1920 roku - przez dwa tygodnie - pogotowie nie działało z braku pieniędzy. Udało się jednak zebrać potrzebną kwotę, by nadal nieść pomoc potrzebującym. Jednak w miarę pogarszania się sytuacji finansowej, wprowadzano różne opłaty za korzystanie z usług pogotowia, m.in. 5 złotych za przetransportowanie pacjenta na lekarskie zlecenie (za złotówkę w II RP można było zjeść dobry obiad - przyp. aut.) Za pozostałe usługi pacjent nie płacił ani grosza.
Karetki ze składek
W okresie międzywojennym lubelska stacja miała do dyspozycji tylko jedną karetkę konną. W 1923 roku z publicznych składek zakupiono drugą karetkę (także konną), której nawet nadano imię. Nazywała się „Wanda”. Ambulans wykonała lubelska firma „Paszkowski i Janociński”.
W 1934 roku stacja przeniosła się do budynku przy Krakowskim Przedmieściu 3 (skrzyżowanie z ul. Świętoduską) nad apteką Emila Żółtowskiego. Zajmowała tam - do wybuchu II wojny światowej - 3 pomieszczenia na pierwszym piętrze.
W 1937 roku ze składek mieszkańców zakupiono karetkę samochodową na podwoziu chevroleta, którą wyprodukowała fabryka Wolskiego. Służyła ona pacjentom aż do 22 lipca 1944 roku. Była to także jedyna karetka w Lublinie podczas hitlerowskiej okupacji. W latach 1937-1939 do przewozu chorych korzystano także z trzech karetek sanitarnych należących do II Dywizjonu Wojskowego.
Sanitariusz
W czasie wojny pogotowie mieściło się najpierw na terenie szpitala Jana Bożego (przy ul. Biernackiego), a później w trzypokojowym lokalu w gmachu Trybunału Koronnego. W lipcu 1943 roku siedzibą pogotowia był parter w kamienicy przy ul. Królewskiej 15. Co ciekawe, przez całą okupację w Lublinie był tylko jeden sanitariusz, który pełnił codziennie dyżur w pogotowiu. Był nim Adolf Bourdo.
Po wojnie Rosjanie przekazali lubelskiej stacji trzy używane karetki marki Gaz, które służyły do 1949 rokuiedy pogotowie otrzymało 5 nowych karetek marki skoda oraz 4 marki renault. Po mieście (do 1949 roku) jeździły także dwa samochody sanitarne dodge, które pochodziły z demobilu.
Stacja mieściła się wówczas przy dzisiejszej ul. Niecałej. Powstały też wtedy dwa zespoły wyjazdowe: pierwszy dla Lublina, drugi dla powiatu. Również w 1949 uruchomiono pierwsze stacje pogotowia ratunkowego PCK w Radzyniu, Chełmie, Hrubieszowie i Zamościu. Rok później: w Krasnymstawie, Biłgoraju, Tomaszowie, Włodawie, Białej Podlaskiej i Puławach.
W 1955 roku powstał również Zespół Lotnictwa Sanitarnego, a pierwszym pilotem pogotowia był Zdzisław Górecki. Zespół ratowniczy miał swoją siedzibę na lotnisku w Radawcu i dysponował początkowo jednym, a od 1956 roku dwoma samolotami typu S-13. Osiągały prędkość 120-130 km/h, ale ich zaletą była krótka droga lądowania, a w związku z tym możliwość korzystania z lądowisk polowych.
Bez ogrzewania
Piotr Sobstyl pracuje w lubelskim pogotowiu od 1989 roku. Zaczynał jako kierowca.
- Wtedy jeździło się fiatami i nyskami - wspomina. - W tych pierwszych zdarzało się, że czasami na dołach otwierała się tylna klapa. A tu pacjent na noszach. W nysach z kolei trzeba było uważać na zakrętach, bo te samochody łatwo było przewrócić. Zresztą jedne i drugie nie były przystosowane do transportu chorych czy rannych. Jedynym wyposażeniem była ciężka, metalowa walizka z lekarstwami.
W niej były głównie leki przeciwbólowe, rozkurczowe i od duszności. Erka nie miała wtedy takiego wyposażenia jak dziś. Nawet defibrylatora nie było. Kierowcy nie mieli służbowych strojów. Jeździli w swoich ciuchach. W zimie nakładaliśmy czapki i rękawiczki, bo ogrzewanie w karetkach zazwyczaj było zepsute. Jak jechaliśmy po wertepach, to czasami wyłączała się też syrena.
Mniej było także wyjazdów. Według ratowników były ku temu dwa powody: po pierwsze, mało kto miał telefon. Żeby zadzwonić, zwłaszcza na wsi, trzeba było iść do sołtys albo proboszcza. Pogotowie było ostatecznością. Po drugie, ludzie wtedy mniej chorowali, byli bardziej zahartowani.
- Zdarzało się, że pytaliśmy starszą osobę, dlaczego tak późno zadzwonili po karetkę - opowiada Piotr Sobstyl. - Wie pan, może kto inny jej bardziej potrzebował w tym czasie - słyszeliśmy odpowiedź.
20-30 lat temu pogotowie najczęściej wyjeżdżało do chorych, którzy skarżyli się na sile bóle. Dziś, średnio co trzeci wyjazd to pomoc leżącym na ulicy czy chodniku. Zazwyczaj pod wpływem alkoholu. Więcej wyjazdów - tradycyjnie już od wielu lat - mają też przed świętami. Nie są to nagłe wypadki. To dzieci schorowanych, często już niedołężnych i cierpiących rodziców wzywają karetkę, żeby ich przetransportować do szpitala. Sami chcą mieć spokojne i pogodne święta…
Źródło: Z dziejów lubelskiego pogotowia ratunkowego Lublin 2007
Pierwsze próby zorganizowania pogotowia ratunkowego - na wzór innych miast - podjęto w Lublinie jeszcze podczas zaboru rosyjskiego w 1907 roku. Wówczas jednak władze carskie nie zgodziły się na to. Dopiero 9 lat później, podczas okupacji austriackiej powrócił pomysł powołania w mieście pogotowia. 15 stycznia 1917 roku ukonstytuowało się Towarzystwo „Pogotowie Ratunkowe” w Lublinie.
Dzięki kontaktom z podobną instytucją w Wiedniu, Lublin w 1921 roku otrzymał 10 par noszy polowych, a pod koniec roku karetę konną (nazwano ją „Lublinianka”) oraz kilka skrzyń leków i środków opatrunkowych. To miało wystarczyć na początek.
29 lekarzy
PRZYPADKI
Od 16 marca 1917 roku do 15 marca 1918 roku pogotowie udzieliło pomocy w 879 przypadkach, w tym m.in.:
• Skaleczenia - 165
• Kurcze żołądka - 78
• Stłuczenia - 66
• Omdlenia - 49
• Wycieńczenia - 34
• Oparzenia, zatrucia - 26
• Ataki sercowe - 21
• Zaczadzenia, złamania kości - 20
• Ukąszenia przez psa - 9
• Przejechania końmi - 6
• Przejechania pociągiem, rowerem - 1
• Ukąszenia przez konia - 1
• Połknięcia protezy - 1
• Ukąszenia przez owady - 1
• Porażenia piorunem - 1
PIERWSZE NA ŚWIECIE
Pierwsze pogotowie (wówczas Ochotnicze Towarzystwo Ratunkowe) na świecie powstało w Wiedniu w 1881 roku. Pierwsze w Polsce: w Krakowie w 1891 roku.
Pierwsza erka wyjechała na ulice Lublina 1 października 1969 roku. Była to popularna wówczas nysa.
Pogotowie dzisiaj
Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe SP ZOZ w Lublinie to dzisiaj jedno z najnowocześniejszych pogotowi w Polsce. Mamy 25 ambulansów wyposażonych w nowoczesny sprzęt, wysoko wyspecjalizowaną kadrę, która zapewnia bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom naszego regionu. Oprócz typowych obowiązków, pogotowie organizuje również różnego rodzaju pokazy, szkolenia, współpracuje z wieloma jednostkami mundurowymi oraz instytucjami w celu zapewnienia odpowiedniego przygotowania w razie zagrożenia życia i zdrowia - mówi Zdzisław Kulesza, dyrektor WPR w Lublinie















Komentarze