Fotograf zaryglował dokładnie drzwi wejściowe i zaprosił klienta do swego atelier. Ze schowka wyjął rewolwer Lefucheux wz. 1858 i austriacką szablę oficera kawalerii wz. 1850 r i wręczył je przybyszowi, każąc wsunąć rewolwer za szeroki pas i przypasać do niego szablę. Tak zaczyna się niezwykła powstańcza historia związana z naszym regionem.
Rzewuski ustawił młodzieńca pod ścianką z namalowanym widoczkiem i rozpoczął przygotowania do wykonania fotografii. Najpierw w mieszaninie alkoholu i eteru rozpuścił znitrowaną bawełnę. Tak przygotowany kolodion zmieszał z solami bromu i jodu. Gotową emulsję rozprowadził na szklanej szybce pełniącej rolę kliszy. W ciemni szybkę przepłukał roztworem azotanu srebra i umieścił w specjalnej kasecie, którą założył do tylnej ścianki aparatu fotograficznego. Upewnił się, że fotografowana postać jest właściwie ustawiona i naświetlał szklaną kliszę przez kilka sekund. Wyjął płytkę z aparatu i włożył do roztworu kwasu pirogalusowego, a następnie do roztworu cyjanku potasu.
***
Po około dziesięciu minutach negatyw fotografii był gotowy. Młody, ciągle pracujący w oparach chemikaliów i przy tym chorujący na serce 26-letni fotograf z fantazyjną czupryną artysty, był słusznie uważany za mistrza fotografii i za jednego z najlepszych w Krakowie. Wśród zaufanych osób słynął także z dostarczania powstańcom kopii map wojskowych i osobistego (bez korzystania z pomocy asystentów) fotografowania dowódców Powstania Styczniowego.
– Jednym z nich był właśnie 24-letni major Józef Leniecki, były oficer armii carskiej, konspirator i organizator powstania w Rawskiem, Opoczyńskiem i Łowickiem, walczący ze swoim oddziałem wraz z Jeziorańskim i Langiewiczem oraz pod dowództwem gen. Śmiechowskiego – tłumaczy Sławomir Łowczak, znany regionalista i historyk. – Po licznych bitwach oraz potyczkach i po wyczerpaniu amunicji przeszedł granicę i znalazł się w Krakowie, gdzie sfotografował się przed wyruszeniem w dalszą, nie mniej ryzykowną misję.
***
Tym razem wyruszał w Lubelskie i Podlaskie w celu podjęcia walki z regularną rosyjską armią. Nie wiedząc czy wróci, postanowił zostawić po sobie chociaż pamiątkową fotografię. Następnego dnia odebrał odbitki sygnowane stemplem „W. RZEWUSKI” i zajął się przygotowaniami do walki. Po sformowaniu oddziału pod dowództwem gen. Antoniego Jeziorańskiego, oraz jego aprowizacji wyruszył na Lubelszczyznę, by walczyć z zaborcą. Cztery dni po przekroczeniu granicy, 1 maja 1863 r., pod Kobylanką oddział w którym walczył Leniecki został zaatakowany przez przeważające siły rosyjskie liczące batalion piechoty, pluton ułanów, pluton kozaków i pół sotni straży granicznej oraz dwa działa. Mimo przewagi nieprzyjaciela, siły powstańcze nie tylko zatrzymały atak, ale zmusiły Rosjan do odwrotu. Carscy żołnierze nie odpuścili jednak powstańcom, wzmocnili dwukrotnie siły i 6 maja ponownie zaatakowali obóz powstańców.
***
– Dzięki świetnemu obwarowaniu obozu, doskonałemu dowodzeniu i brawurowej szarży na bagnety poprowadzonej osobiście przez gen. Jeziorańskiego Rosjanie zostali odparci po raz drugi, mimo trzykrotnej przewagi liczebnej – dodaje Sławomir Łowczak. – Duża bitwa pod Kobylanką skończyła się dwukrotną kompromitacją uzbrojonej po zęby carskiej armii. Po bitwie gen. Aleksander Waligórski rozkazał majorowi Józefowi Lenieckiemu sformować własny oddział i walczyć w Lubelskiem. Nie była to łatwa misja, ale też wybrany do niej został świetny i doświadczony, mimo młodego wieku dowódca.
Wojskami rosyjskimi w guberni lubelskiej dowodził od roku 1861 gen. Aleksander Chruszczow naczelnik wojenny oddziału lubelskiego. Był doświadczonym dowódcą. Brał udział w latach 1828-1829 w wojnie Rosji z Turcją. Podczas wojny krymskiej, w 1851 roku został wyznaczony dowódcą wołyńskiego pułku piechoty. Odznaczył się w bitwie nad Almą, uczestniczył w obronie Sewastopola. Dla spiskowców był bezwzględny, każąc ich zamykać w aresztach lub wysyłać do warszawskiej Cytadeli i twierdzy zamojskiej. Po wybuchu powstania korzystał z uprawnień udzielonych naczelnikom wojskowym przez wielkiego księcia Konstantego i konfirmował wyroki śmierci wydawane przez sąd polowy w Lublinie. Odpowiadał osobiście za wykonanie wyroków na wielu dowódcach powstania. Za zasługi przy tłumieniu powstania otrzymał Order Orła Białego i rozległe dobra w powiecie sandomierskim.
***
Armia rosyjska na Lubelszczyźnie w czerwcu 1863 roku liczyła 15 000 bagnetów i szabel oraz 56 dział plus garnizony w twierdzach: Zamość, Dęblin, Brześć. Chcąc utrzymać zbuntowane ziemie pod kontrolą, Rosjanie podzielili te siły i rozlokowali je w 15 miejscowościach. Najsilniejszy garnizon utworzono w Lublinie, który składał się z 10 rot piechoty, 2,5 sotni kozaków i 8 dział. Dowódcą całego rosyjskiego zgrupowania był gen. Chruszczow. Wyznaczył on każdemu z 15 garnizonów zadanie pilnego „zwracania uwagi” oraz „obserwowania” przydzielonych im terenów.
O ile w pierwszym okresie powstania inicjatywa należała do powstańców, to w drugiej połowie 1863 r., po wielu klęskach powstańców, przejęły ją całkowicie Rosjanie.
– Partie powstańcze były metodycznie ścigane i rozbijane jedna po drugiej, brakowało ludzi i uzbrojenia, pogorszyła się dla powstańców także sytuacja zaopatrzeniowa – mówi Sławomir Łowczak. – Siły powstańcze musiały się coraz bardziej rozpraszać. Na przełomie listopada i grudnia siły dowodzącego powstańcami na Lubelszczyźnie generała Michała Heidenreicha „Kruka” udały się na północ w Podlaskie, a podlegający mu majorowie Józef Leniecki i Michał Marecki otrzymali rozkaz udania się na południe województwa w celu zebrania czekających tam na nich ochotników i uzupełnienia braków w zaopatrzeniu.
***
Powstańcy pilnie potrzebowali aprowizacji, brakowało nie tylko żywności i broni, ale nawet butów. Czas naglił, a Rosjanie pilnie śledzili każdy ruch partii powstańczych. Z obozu założonego pod Białką na wieść o nadciągających Rosjanach majorowie Leniecki i Marecki udali się w stronę Garbowa, szosę lubelską przeszli pod Bogucinem i zatrzymali się wraz z oddziałem na nocleg w Krężnicy.
Wiadomość o przegrupowaniach wojsk powstańczych nie umknęła uwagi dowództwa rosyjskiego, które podjęło przeciwko nim natychmiast szeroko zakrojoną operację. Na powstańców w Lubelskiem, aby ich objąć w kleszcze, skierowano duże siły z południa i z północy województwa. Od południa na oddziały Lenieckiego i Mareckiego ciągnęły dwie kolumny rosyjskie, jedna dość silna kolumna dowodzona przez majora Zawadzkiego nadciągnęła z rejonu Kraśnika a druga pod dowództwem ppłk. Rakuzy licząca 4 roty piechoty, 2 szwadrony dragonów i baterię artylerii ciągnęła z Lublina.
Kleszcze wokół sił powstańczych dowodzonych przez majorów Lenieckiego i Mareckiego w końcu się zacisnęły. W pobliżu Markuszowa doszło do zaciętej walki powstańców z przeważającymi siłami regularnej armii carskiej. Jak się skończyła potyczka z wrogiem? Czy dzielni powstańcy ulegli? Jakie były dalsze losy Józefa Lenieckiego, bohatera z fotografii? O tym – za dwa tygodnie.
Fotograf zaryglował dokładnie drzwi wejściowe i zaprosił klienta do swego atelier. Ze schowka wyjął rewolwer Lefucheux wz. 1858 i austriacką szablę oficera kawalerii wz. 1850 r i wręczył je przybyszowi, każąc wsunąć rewolwer za szeroki pas i przypasać do niego szablę. Tak zaczyna się niezwykła powstańcza historia związana z naszym regionem.
Rzewuski ustawił młodzieńca pod ścianką z namalowanym widoczkiem i rozpoczął przygotowania do wykonania fotografii. Najpierw w mieszaninie alkoholu i eteru rozpuścił znitrowaną bawełnę. Tak przygotowany kolodion zmieszał z solami bromu i jodu. Gotową emulsję rozprowadził na szklanej szybce pełniącej rolę kliszy. W ciemni szybkę przepłukał roztworem azotanu srebra i umieścił w specjalnej kasecie, którą założył do tylnej ścianki aparatu fotograficznego. Upewnił się, że fotografowana postać jest właściwie ustawiona i naświetlał szklaną kliszę przez kilka sekund. Wyjął płytkę z aparatu i włożył do roztworu kwasu pirogalusowego, a następnie do roztworu cyjanku potasu.















Komentarze