Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Tłumy na plaży, tłumy na rynku: Kazimierz Dolny w czasach PRL

W weekendy trzeba było mieć dużo cierpliwości, żeby dostać frytki w smażalni ryb. Nieliczne kawiarnie na Rynku były także oblegane przez gości, z których wielu przyjeżdżało specjalnie z Lublina na piwo. W stolicy województwa był z tym często problem. W Kazimierzu natomiast na zimne piwo można było zawsze liczyć.
Tłumy na plaży, tłumy na rynku: Kazimierz Dolny w czasach PRL

W Kazimierzu bywałem bardzo często, bo ojciec prowadził tu znaną wtedy restaurację „Esterka” - opowiada Jacek Mirosław, znany lubelski fotoreporter. - Pamiętam, że do lokalu przyjechał kiedyś znany dziennikarz. Ja wówczas byłem początkującym fotografem. Ojciec pokazał mu kilka moich zdjęć. Ten obejrzał je, podrapał się po głowie i powiedział do mnie: - Zdjęcia robisz niezłe, ale jak chcesz być dobrym fotografem, to musisz nauczyć się pić wódkę.

Po dawnej restauracji nie ma już nawet śladu. Kiedyś była to jedna z najbardziej znanych w Kazimierzu. Historia Esterki sięga 1880 roku. Wówczas Aleksander Berens otworzył w tym miejscu „Gospodę Chrześcijańską”.

Była to wtedy pierwsza i jedyna restauracja w Kazimierzu. W latach 30. minionego wieku „Esterka”, w której mieścił się także hotel, cieszyła się dużą popularnością. Bywali tu pisarze, aktorzy, artyści. Restauracją Berensa zachwycał się między innymi Tuwim, Słonimski, a nawet Hanka Ordonówna. W czasie wojny było tu kasyno wojskowe.

Kocioł dla turystów

- Kiedy ojciec wydzierżawił Esterkę, to przypominała ona bardziej spelunkę niż porządną restaurację - wspomina Jacek Mirosław. - Dopiero po jakimś czasie odzyskała dawną renomę. Wówczas w miasteczku nie było zbyt wielu miejsc, gdzie można było dobrze i szybko coś zjeść. Pamiętam, że ojciec zawsze miał w zapasie ogromny kocioł z zupą. Kiedy przyjeżdżała jakaś większa grupa turystów, to zawsze mogli „poratować” się u ojca pierwszym daniem. Na drugie musieli już trochę poczekać.
W czasach PRL-u - oprócz „Esterki” - dużym powodzeniem cieszyła się także smażalnia ryb przy Małym Rynku, gdzie sprzedawano również frytki.

W weekendy trzeba było jednak mieć dużo cierpliwości, żeby wystać w długiej kolejce. Nieliczne kawiarnie na Rynku były także oblegane przez gości, z których wielu przyjeżdżało specjalnie z Lublina na piwo. W stolicy województwa był z tym często problem. W Kazimierzu natomiast na zimne piwo można było zawsze liczyć.

Tłoczno na plaży

Nadwiślańskie miasteczko przyciągało również miłośników plażowania. W czasach PRL-u największym powodzeniem cieszyła się plaża w pobliżu dzisiejszego PTTK-u na końcu ul. Krakowskiej. Tam też funkcjonowało pole namiotowe.

W gorące dni kazimierski rynek świecił pustkami; tłoczno za to było na plaży. Przy niej znajdowała się przebieralnia, kasa biletowa i wypożyczalnia koszy wiklinowych (dwu i jednoosobowych), leżaków, parasoli, kajaków, rowerów wodnych. Nad bezpieczeństwem kąpiących się czuwało trzech ratowników.
Na brak pracy nie narzekali. Zdradliwa Wisła z jej wartkim nurtem potrafiła spłatać psikusa nawet doświadczonym pływakom.

Ognisko i kamieniołom

Wieczorami na plaży rozpalano ogniska, przy których bawiono się do rana. Najstarsi kazimierzanie wspominają, że w blasku ognia można było wówczas spotkać Jonasza Koftę, braci Damięckich czy też Piotra Szczepanika.

Kilkaset metrów dalej - do końca lat 70. - działał kamieniołom, na terenie którego jeździła mała lokomotywa ciągnąca wagoniki.

- Jako dziecko często się tam bawiliśmy - wspomina Marek Wójcik z Lublina, który co roku spędzał w Kazimierzu wakacje u swojej cioci. - Było sporo turystów, ale nie tylu co teraz. No i ceny były normalne. Jako student nocowałem w latach 80. przez tydzień w PTTK-u. Pamiętam, że nie były to jakieś duże koszty. Dzisiaj trudno znaleźć nocleg poniżej 100 zł, a obiad z rodziną to już spory wydatek. Ciągnie mnie często do Kazimierza, bo ma on swój niepowtarzalny urok, ale nigdy w weekendy. Za dużo ludzi.

W Kazimierzu źle się dzieje

27 lipca 1972 r. „Kurier Lubelski” zamieścił obszerny artykuł o Kazimierzu. Nie była to miła lektura:

(…) Nawierzchnie ulic po wykopkach - skandaliczne. Nie zadano sobie trudu, by zasypać chociaż największe dziury w jezdniach. Dojazd do PTTK na przykład to idealna trasa dla motocrossu. Po każdym deszczu z wąwozów spływa duża ilość mułu, błota i nikt tego nie sprząta.

(…) Osobny problem to zaopatrzenie. Jest skandaliczne, chociażby w nabiał.

Żeby coś kupić, to trzeba przyjść na targ we wtorek albo w piątek, ale najlepiej już o 5 rano. W sklepach pustki, poza alkoholem. Tego trunku nie brakuje, co widać po pijanych, którzy cały dzień chwiejnym krokiem szwendają się po Kazimierzu. Wąwozem Małachowskiego strach iść wieczorem, bo grupy podchmielonych zaczepiają każdego, a milicjantów jak na lekarstwo.

 

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama