• Dla kogoś, kto przyzwyczaił się do regularnej gry i meczowej atmosfery, decyzja, żeby na rok usunąć się w cień Gianluigiego Buffona z pewnością nie była łatwa.
- Wybrałem Juventus ze względu na mentalność zwycięzców, jaka cechuje ten klub. Nie ukrywam, że przyszedłem tutaj, ponieważ chcę wszystko wygrać. Uważam, że treningi u boku Buffona pomogą mi stać się jeszcze lepszym bramkarzem. Zresztą czuję, że się poprawiam po każdych zajęciach, a to szalenie ważne.
• Po transferze do Juventusu powiedziałeś, że poprzednio wybierałeś klub pod kątem wielkiego turnieju, a jak wyszło, wszyscy wiemy (kontuzja w pierwszym meczu - przyp. aut.), więc tym razem pomyślałeś przede wszystkim o karierze. Ale wychodzi na to, że mimo tego transferu, mimo że w Turynie nie jesteś numerem jeden i nie grasz we wszystkich meczach, możesz bronić w reprezentacji.
- Mam nadzieję. Będę przyjeżdżał na każde zgrupowanie gotowy do gry i będę czekał na decyzje selekcjonera. Czasami są takie, że gra ktoś inny, czasami gram ja. Wszystkie akceptuje, z wszystkimi się godzę, ale oczywiście najbardziej lubię, kiedy gram ja. Choć jeżeli kadra wygrywa, to mogę nawet podawać piłki.
• Ostatnio, w Erywaniu i Warszawie, to tobie je podawano.
- Cieszę się.
• Do Armenii lecieliście na ciężki bój, a tymczasem okazało się, że to był spacerek.
- Szybko strzeliliśmy trzy gole i dzięki temu mecz bardzo dobrze się dla nas ułożył. Później poszło już górki, bo drużyny takie, jak Armenia, najgroźniejsze są, gdy mają szansę na sprawienie niespodzianki. My zagraliśmy na pełnej koncentracji, byliśmy bardzo skuteczni i zdyscyplinowani, dzięki czemu szybko pozbawiliśmy ich złudzeń, ostatecznie wygrywając 6:1.
• Mimo tych pięciu szalonych minut, ograliście Czarnogórę 4:2 i w wielkim stylu wracacie na mundial po 12 latach.
- Tak, no przyjemne takie, powiedziałbym, że wykonanie roboty. Była to nasza odpowiedzialność, żeby nic na tej ostatniej prostej za przeproszeniem nie spieprzyć. Udało się tego nie zrobić.
• Można odnieść wrażenie, że teraz cieszycie się oczywiście z awansu, ale znacznie większa radość była dwa lata temu, gdy zakwalifikowaliście się na Euro.
- Może dlatego, że wtedy walczyliśmy do ostatnich sekund, teraz już wcześniej mogliśmy być pewni swego, więc ta euforia była mniejsza.
• Faktycznie, dużo wcześniej...
- No, całe kilka minut. (śmiech) Od momentu strzelenia trzeciego gola.
• W końcówce na własne życzenie doprowadziliście do nerwówki.
- W pewnym momencie czekaliśmy już chyba podświadomie na koniec spotkania. Jeden stały fragment gry, bramka, potem druga i zaczęło się robić gorąco.
• Kamil Glik powiedział, że po stracie drugiego gola każdy z was miał najczarniejsze myśli. Ty również?
- Najczarniejsze myśli może nie, ale adrenalina poszła jeszcze bardziej do góry. Myślę, że zespół, który chce jechać na Mundial, nie może sobie pozwolić, żeby dwubramkową przewagę stracić. Prawie nam to się udało, ale na szczęście nie. Mieliśmy kolegę z przodu, naszego kapitana, który w końcówce powalczył o piłkę, o którą miał powalczyć i on tę bramkę strzelił, biorąc odpowiedzialność na swoje barki. To jest też tak, że w tych ciężkich momentach powstaje zespół i nasz zespół w meczu z Czarnogórą znów się umocnił.
• W tym najtrudniejszym momencie bardzo pomogli wam kibice. Dopingowali was przez cały mecz, ale w końcówce, szczególnie gdy wynik był mniej korzystny, dawali z siebie jeszcze więcej.
- No tak, na pewno byli dla nas dużym wsparciem, tak jak jest zresztą podczas każdego meczu. Nieprzypadkowo tutaj, na Narodowym, nie przegrywamy. Dzieje się tak nie tylko dzięki naszemu boisku, ale też, a może przede wszystkim dzięki kibicom.
• W drodze do Rosji zdobywaliście średnio 2,5 punktu na mecz, co nie udało się wcześniej żadnej reprezentacji Polski w XXI wieku.
- Myślę, że poradziliśmy sobie całkiem dobrze. Zdobyliśmy 25 na 30 punktów. To generalnie powinno gwarantować awans i w niedzielę nam się to udało. Jesteśmy zadowoleni nie tylko z wyniku spotkania z Czarnogórą, ale i z całych eliminacji.
• Wpadek nie udało się jednak uniknąć.
- Tak naprawdę była jedna. Z Danią. Zagraliśmy taki mecz, jaki nigdy nie powinien nam się przydarzyć. Ale nie jesteśmy Niemcami, nie zawsze będziemy wygrywać. Najważniejsze było, żeby po takiej klęsce się podnieść i to się udało. Podobnie było też po wpadce w Kazachstanie. Dzięki temu jedziemy na Mundial.
• Podczas Euro 2016 w pięciu meczach straciliście zaledwie dwa gole. Teraz w dziesięciu aż 14.
- To coś, co na pewno będziemy musieli poprawić przed mundialem. Pocieszające, że wiele z nich padło po stałych fragmentach gry. To coś, co będzie dość łatwo poprawić. W Rosji będziemy pod tym względem lepiej przygotowani.
• Gdybyś miał podsumować te eliminacje w dwóch słowach?
– Robert Lewandowski. Strzelił 16 goli, pobił rekord. Co tu dużo mówić, napisał tę historię.
• Bez niego nie byłoby awansu?
- Ciężko powiedzieć. Na pewno bez niego byłoby inaczej. Więcej niż połowa goli była jego autorstwa, ciągnął tą drużynę piłkarsko i mentalnie, w jakiś sposób ją ukształtował. Ale reprezentacja Polski to nie tylko Robert Lewandowski. To było dobrze widać w niedzielę. Szczególnie pierwsza połowa pokazała, że nie tylko Lewy strzela w tej kadrze, nie tylko on w niej gra. Myślę, że pierwsza połowa meczu z Czarnogórą była na jednym z najwyższych poziomów podczas tych eliminacji, dzięki temu, że cały zespół zagrał bardzo dobrze.
• Spełniają się wasze marzenia...
– Jasne! Myślę, że dla każdego małego chłopaka, który zaczyna grać w piłkę, gra na mistrzostwach świata jest największym marzeniem. Dla nas wszystkich też tak było. Realizacja tego marzenia to fajne uczucie.
• Jak teraz będziecie żyć bez tego marzenia?
- Mamy jeszcze inne.
• Grzesiek Krychowiak powiedział, że w Rosji zadowoli go lepszy wynik niż we Francji. A od ćwierćfinału lepszy jest tylko półfinał i strefa medalowa.
- Wszyscy marzymy o mistrzostwie świata. Ale ja w obietnice bym się teraz nie bawił. Cieszmy się tym, że awansowaliśmy, a czas pokaże, jak daleko zajdziemy na Mundialu.
• Pierwszy koszyk może wam pomóc w realizacji marzeń.
- Będziemy losowani z Brazylią, z Niemcami. Cztery-pięć lat temu to byłoby czyste science fiction. Ale samo miejsce w pierwszym koszyku nie wywołuje u mnie większych emocji. Tylko teoretycznie stawia nas to w lepszej sytuacji, bo prędzej czy później trzeba będzie grać z najlepszymi. W fazie grupowej możemy mieć więc łatwiejszych rywali, ale nie to będzie najważniejsze, bo grałem już na takich mistrzostwach, w 2012 roku, gdy mieliśmy fajną grupę, ale z niej nie wyszliśmy.
• Wtedy mieliście jednak trochę inną drużynę i również innego trenera.
- No, nie ma nawet co porównywać. Wystarczy spojrzeć na ranking FIFA, żeby przekonać się, gdzie byliśmy pięć lat temu, a gdzie jesteśmy teraz.
• A jak bardzo jako drużyna zmieniliście się od czasu turnieju we Francji?
- Na pewno byliśmy i jesteśmy mocną drużyną. Teraz chyba jeszcze bardziej dojrzałą, sprawdzoną w boju. Kilka małych kryzysów za nami, a to zawsze umacnia ekipę. Pod względem piłkarskim też się rozwijamy. Graliśmy bardzo dobrze w poprzednich eliminacjach, jeszcze lepiej na turnieju, a mam wrażenie, że w obecnych kwalifikacjach znów zrobiliśmy postęp. Myślę, że jest mnóstwo zawodników, którzy dają jakość tej reprezentacji. Spójrzmy na Piotrka Zielińskiego, który w poprzednich eliminacjach nie grał, na Euro grał mało, a teraz był jednym z najważniejszych zawodników. Ważne role w drużynie zaczęli odgrywać też Karol Linetty i Bartek Bereszyński. Jest dopływ świeżej krwi. Wciąż się rozwijamy, wciąż mamy rezerwy, wciąż jest w nas potencjał. Uważam, że w Rosji znów możemy zrobić krok do przodu.
• Dla kogoś, kto przyzwyczaił się do regularnej gry i meczowej atmosfery, decyzja, żeby na rok usunąć się w cień Gianluigiego Buffona z pewnością nie była łatwa.
- Wybrałem Juventus ze względu na mentalność zwycięzców, jaka cechuje ten klub. Nie ukrywam, że przyszedłem tutaj, ponieważ chcę wszystko wygrać. Uważam, że treningi u boku Buffona pomogą mi stać się jeszcze lepszym bramkarzem. Zresztą czuję, że się poprawiam po każdych zajęciach, a to szalenie ważne.
• Po transferze do Juventusu powiedziałeś, że poprzednio wybierałeś klub pod kątem wielkiego turnieju, a jak wyszło, wszyscy wiemy (kontuzja w pierwszym meczu - przyp. aut.), więc tym razem pomyślałeś przede wszystkim o karierze. Ale wychodzi na to, że mimo tego transferu, mimo że w Turynie nie jesteś numerem jeden i nie grasz we wszystkich meczach, możesz bronić w reprezentacji.
- Mam nadzieję. Będę przyjeżdżał na każde zgrupowanie gotowy do gry i będę czekał na decyzje selekcjonera. Czasami są takie, że gra ktoś inny, czasami gram ja. Wszystkie akceptuje, z wszystkimi się godzę, ale oczywiście najbardziej lubię, kiedy gram ja. Choć jeżeli kadra wygrywa, to mogę nawet podawać piłki.
• Ostatnio, w Erywaniu i Warszawie, to tobie je podawano.
- Cieszę się.














Komentarze