Tak o zapomnianym już „uzdrowisku” położonym wówczas „kilka wiorst” od Lublina pisał „Wędrowiec” w 1891 roku (nr. 22):
„(…) Wieś nad Czechówką, dopływem Bystrzycy, w powiecie lubelskim, o 4 wiorsty od miasta Lublina, na lewo od drogi bitej warszawsko-lubelskiej, małej kotlinie otoczonej wzgórzami. (…)”.
Na wzór Nałęczowa
Teren, na którym znajdowało się uzdrowisko był bogaty w źródła wody „żelazistej”, zbliżonej składem do źródlanych wód nałęczowskich. Zasilały one miejscowe stawy. Okoliczni mieszkańcy zachwalali zdrowotne właściwości sławinkowskiej wody, która - jak się potem okazało - zawierała dużo żelaza. Jej właściwości badali kilkakrotnie aptekarze, którzy jednomyślnie stwierdzili, że ta woda nie odbiega składem od znanych i cenionych wód; nawet zagranicznych. Nic dziwnego, że już na początku XIX wieku powstał tu pierwszy „zakładzik kąpielowy” - na wzór Nałęczowa, który początkowo był dość zaniedbany.
Wówczas Sławinek należał do lubelskiego bankiera Heislera, a w 1819 roku nabył go Paweł Wagner, ewangelik i członek miejscowej loży masońskiej. To on jako pierwszy zwrócił uwagę na smak tutejszej źródlanej wody.
Źródło żelazne
„(…) Zaraz po tymże roku (1824 - przyp. aut.) w miesiącu sierpniu, dokonany rozbiór chemiczny przez Hincza asesora farmacji Województwa Lubelskiego dowiódł, że źródło rzeczywiście jest żelazne. W skutek czego lekarze, w celu zbadania działania wody tej, na organizm, robili doświadczenia na pewnej liczbie chorych. Doświadczenia te najwidoczniej dały wypadki bardzo zadowalające, ponieważ one to, stały się powodem że liczba osób chcących z nich korzystać wzrastała tak, że właściciel widział się w konieczności postawić łazienki z pewną liczbą wanien. (…)” - tak pisał o początkach uzdrowiska Antoni Orłowski, autor publikacji z 1881 roku zatytułowanej „Rozbiór chemiczny wód mineralnych w Sławinku”.
Dowód skuteczności wód
Kilka lat później w Tygodniku Lekarskim ukazała się naukowa analiza dr Wilhelma Wilhsona, lekarza powiatowego z Lublina, który potwierdził zbawienny wpływ na zdrowie źródlanej wody ze Sławinka. Lekarz nie mógł tym wodom zrobić lepszej wówczas reklamy, ponieważ opisał swój przypadek:
„(…) Ja, od lat czterech chory nas paraliżowanie nóg, po bezskutecznemu użyciu środków lekarskich, a nawet wód zagranicą, doznałem szczęśliwego skutku w kąpielach Sławinkowskich, wypadek ten głośny w Lublinie się zrobił, i obudził na nowo uwagę lekarzy tegoż miasta, zachęcił do dalszych doświadczeń, które najmocniejsze dostarczyły im dowody skuteczności tych wód. (…)”.
Grzebień na życzenie
Po jego śmierci majątek przejęła jego żona. To wtedy Sławinek miał dużą szansę, żeby stać się - być może - znanym uzdrowiskiem. Lokalne władze zaproponowały wdowie po Wagnerze pożyczkę, która pozwoliłaby na spore inwestycje. Ta jednak, obawiając się w powodzenie interesu, odmówiła.
Do 1875 roku majątkiem opiekował się jeden z synów Wagnerów. Cztery lata później Sławinek stał się własnością Stanisława Mędrkiewicza. Widząc, że coraz więcej osób odwiedza Sławinek, postanowił zainwestować w przyszłe uzdrowisko. Zbudował plac zabaw, alejki, wykopał i zarybił duże sadzawki (przeważnie karpiami), po których można było pływać czółnami. Postawił również kilka domków mieszkalnych dla pensjonariuszy, a z czasem budynek kąpielowy z 16 łazienkami. Każda była wyposażona w sofę, stolik, lustro i dywanik. Na życzenie tzw. łazienny wypożyczał grzebień i ręcznik.
Tysiące kuracjuszy
Na efekty długo nie trzeba było czekać. Wkrótce liczba kuracjuszy wzrosła z 3 do 10 tysięcy rocznie. Ożywił się dzięki temu również trakt łączący Lublin ze Sławinkiem. Oprócz zakładowego omnibusu na tej drodze pojawiły się też liczne dorożki i powozy. Sławinek z roku na rok był coraz chętniej odwiedzany przez kuracjuszy i spacerowiczów. Chwalili sobie nie tylko piękne widoki, czyste powietrze, ale również smaczną kuchnię w uzdrowiskowej restauracji.
Wieść o zdrowotnych walorach wód z tego terenu rozchodziła się błyskawicznie. Przybywali tu mieszkańcy Guberni Lubelskiej i całego Królestwa Polskiego.
W przewodniku z 1901 roku możemy przeczytać: „(…) Pod Lublinem jest wieś Sławinek z kąpielami żelaznymi. Woda ta ma prawie takie same właściwości jak woda nałęczowska, ale do Sławinka mniej osób jeździ na kuracyę, ale nie jest on tak pięknie położony i urządzony jak Nałęczów (…)”.
Dwie wille i hotel
Sławinek posiadał dwa źródła: jedno główne przy samych łazienkach, którego wodę zużywano na kąpiele (o wydajności 62 tys. litrów na dobę) oraz drugie, mniejsze, z którego woda była przeznaczona tylko do picia (wydajność tego źródła to 18 tys. litrów na dobę). Było jeszcze jedno źródło z „normalną” wodą. Niedaleko źródeł znajdowała się altana, gdzie goście siedzieli z książką w ręku lub ręcznymi robótkami. Za nią ustawiono przyrządy gimnastyczne. Nad źródłami znajdowała się góra, z której można było oglądać panoramę Lublina.
„(…) Zakład leży w Solinie pod dość wysokim pagórkiem „Urwisko”. Domów mieszkalnych mamy trzy: dwie ładne wille „Urwisko” i „Rusałka” oraz hotel, rozporządzający 32 oddzielnemi numerami, wygodnie acz skromnie umeblowanemi. W hotelu znajduje się: restauracja, bilard i sala balowa, w której odbywają się reunjony (spotkania) tygodniowe, mieści się czytelnia, a także fortepian do użytku gości miejscowych, bez żadnej opłaty. Do środków leczniczych, tu stosowanych, należą kąpiele borowinowe i rzeczne, wody mineralne, mleko i serwatka (…)” - tak opisywał wspomniany już „Wędrowiec”.
Minusem Sławinka był brak na miejscu apteki i lekarza. Plusem były niskie ceny za pobyt i usługi. „Do wód” jeździli przede wszystkim ci, którzy skarżyli się na niedokrwistość, choroby kobiece i nerwowe. Pobyt tutaj był zalecany również pacjentom po przebytej chorobie w celu podreperowania zdrowia. Lekarze zalecali również sławinkowską wodę na leczenie impotencji oraz hipochondrii. Pod koniec XIX w. Sławinek był zachwalany jako jedno z „najtańszych miejsc kuracyjnych” w kraju. Wtedy też nastąpił rozkwit uzdrowiska.
„(…) Tuż poza zakładem kąpielowym rozciągają się obszerne łąki, przepasane błękitną wstęgą rzeczułki, na lewo wieś Czechówka ze swoim romantycznym laskiem, celem majowych przechadzek lublinian, na prawo poza traktem i łąkami, chaty wioski Sławinka, a wprost przed nami, w dalekiej perspektywie, dumne wieże starożytnego grodu imponują swą powagą na tle tej malowniczej panoramy. (…)”
Studnia i ogród
Dziś, po dawnym uzdrowisku pozostały jedynie wspomnienia. Do jego upadku przyczynił się najpierw pożar w 1896 roku, który strawił restaurację i salę taneczną byłych budowli zdrojowych. W ocalałych piwnicach i na widokowym tarasie urządzono kawiarenkę „U Baby Jagi”.
Kolejne zniszczenia to wojny. Spustoszenia dokonały wojska austriackie, które zajęły Lublin w 1915 r. Ujęcia wody i domy kąpieliskowe zostały poważnie uszkodzone, a zaniedbane źródła nie nadawały się do użytku już w początkach lat 30. XX w. Niemcy w czasach II wojny światowej wybudowali na terenie uzdrowiska, a dzisiejszego Ogrodu Botanicznego restaurację „Lindenhorst”, którą po wojnie przerobiono na kolonię dla dzieci. Prawdopodobnie mieścił się tu również ośrodek rekonwalescencji dla niemieckich żołnierzy.
- Nie jest to wykluczone - przyznaje Maciej Sobieraj, historyk lubelskiego IPN-u. - Podczas wojny wojsko często wykorzystywało do takich celów kurorty z cała ich infrastrukturą. Nazywali je ośrodkami dla ozdrowieńców, a Sławinek miał wówczas charakter uzdrowiska.
Źródła mineralne zanikły zupełnie w 1960 r. po wykopaniu na Woli Sławinkowskiej studni głębinowej. Po wojnie obszary dawnego uzdrowiska zakupił UMCS. Wstępną koncepcję zagospodarowania terenu stworzyli wybitni architekci: Zofia i Oskar Hansenowie, we współpracy z dr Marią Petrowicz oraz prof. Dominikiem Fijałkowskim. Ogród został otwarty dla zwiedzających w 1979 roku.














Komentarze