Rekordzistą jest kierowca, który na początku września bezprawnie zaparkował na ul. Staszica na niebieskiej kopercie, czyli miejscu zarezerwowanym dla osoby niepełnosprawnej. Dostał za to mandat na 800 zł. Wszyscy inni, którzy zajęli kopertę (było ich 51) dostawali mandaty po 500 zł. Dlaczego kierowca z ul. Staszica został potraktowany ostrzej? - Posługiwał się nie swoją kartą parkingową - odpowiada Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.
Parkowali gdzie popadnie
To właśnie kierowcy dostali większość (aż 75 proc.) mandatów wypisanych w zeszłym roku przez strażników. Głównie za parkowanie gdzie popadnie. - Poza wyznaczonymi miejscami, na zakazie, na skrzyżowaniach, zastawiając chodnik - wylicza Gogola.
Niemiłą niespodziankę przeżyło 420 kierowców, którzy nie zastali swojego samochodu tam, gdzie go zaparkowali, bo auto zabrał holownik. To prawie dwukrotnie więcej, niż w roku 2016. Nieco więcej szczęścia miało blisko 200 kierowców, którzy dotarli do swojego auta jeszcze przed holownikiem.
Ci, którzy parkowali na chodniku nie zostawiając pieszym 1,5-metrowego przejścia mają nawet osobną rubryczkę. Takich mandatów było 466. Najwięcej było ich przy ulicach:
• Junoszy (38 przypadków)
• Probostwo (18 mandatów)
• Leszka Czarnego
• Wallenroda (po 15)
• Szelburg-Zarembiny (14)
• Chmielnej, Grottgera i Niepodległości (po 13)
Każdy mandat opiewał na 100 zł i „gratis” dorzucany był jeden punkt karny.
Piją i palą
Nie tylko kierowcy dostawali mandaty od strażników miejskich. Niemal 500 trafiło do... pasażerów komunikacji miejskiej. Tych, którzy oczekiwanie na przystanku umilali sobie dymkiem z papierosa, co jest zabronione. Ile kosztuje taka przyjemność? - Średnio od 50 do 60 zł - odpowiada Gogola.
O wpadkę z papierosem najłatwiej na przystanku na al. Tysiąclecia po stronie dworca PKS, drugie miejsce na liście zajął ten po stronie pl. Zamkowego. Ryzykowny był też dymek koło Ogrodu Saskiego. Mandatów za palenie na przystanku było prawie dwa razy więcej niż w roku 2016.
Okrągłą stówkę można natomiast stracić za picie alkoholu pod chmurką. Najwięcej osób (dokładnie 99) ukarano za to na pl. Kaczyńskiego, który od lat przoduje w tych statystykach, ale ostatnio jakby stracił na popularności. W roku 2016 wlepiono tu o wiele więcej, bo 132 mandaty. Drugie miejsce niezmiennie należy do Ogrodu Saskiego (49 mandatów), a trzecie do pl. Litewskiego (33 ukaranych).
Ogółem strażnicy wypisali w całym mieście 752 mandaty za picie w miejscu publicznym. To o jedną czwartą mniej niż w roku 2016.
Dokładnie 25 nietrzeźwych może dziękować straży, że dostarczyła ich do domu (bo nie stwarzali wielkich problemów) zamiast do „wytrzeźwiałki”, za którą płaci się 300 złotych. Mniej szczęścia miało 548 osób, które zostały dostarczone radiowozem na Północną.
Dzikie zwierzęta
Ale nie tylko ludźmi zajmowała się w zeszłym roku lubelska Straż Miejska. Sporo pracy miała również ze zwierzętami. Spośród 272 biegających samopas psów, aż 88 udało się niemal od razu zwrócić właścicielom, bez konieczności wiezienia zwierzęcia do schroniska. O wiele więcej pracy było z dzikimi zwierzętami, odłowiono ich aż 395.
Strażnicy przeprowadzili także 295 kontroli warunków przetrzymywania zwierząt. Zdarzały się przypadki, gdy psy miały za krótki łańcuch, nie miały dostępu do wody i pożywienia lub brodziły we własnych odchodach. Pięć psów trzeba było odebrać właścicielom i umieścić w schronisku dla zwierząt.
Łapcie kozę
To wezwanie brzmiało jak spóźniony żart na prima aprilis. Mocno spóźniony, bo kończył się kwiecień. Kobieta dzwoniła z informacją o... bezdomnej kozie. To nie był żart. Zwierzę błąkało się w rejonie ul. Przejrzystej ku zdziwieniu mieszkańców, bo nikt w okolicy nie hoduje kóz. Rogata czarnula nie stawiała oporu, ale mówiła, gdzie mieszka. Ani be, ani me. Uśmiechnęła się do zdjęcia i dała się zawieźć na badania do lecznicy.
Za światełkiem
Trzy dni miauczał kot, który w grudniu wspiął się na szczyt wysokiego świerka przy ul. Sowińskiego. Wszedł, ale nie umiał zejść, a przynajmniej tak mu się zdawało. Z tego błędu sprytnie wyprowadzili go strażnicy. Jak to zrobili? Sięgnęli po laserowy wskaźnik. Kot rzucił się w pogoń za światełkiem, które uciekało coraz niżej i niżej, aż kot trafił w ręce strażników. A potem do schroniska.
Tuś mi, ptaszku!
Kłusownika łapiącego chronione ptaki pojmali strażnicy patrolujący ogródki działkowe przy al. Unii Lubelskiej. Jak zwykle w zimie (a było to w lutym) szukali tu bezdomnych, którym trzeba pomóc. W oczy rzuciło im się odśnieżone dojście do jednej z altan, a gdy podeszli bliżej, zauważyli rozwieszone sieci. W altance zastali mężczyznę, który więził 17 ptaków. Wszystkie odzyskały wolność.
Kacza mama
Sześć małych kaczątek, które wpadły do studzienki burzowej oswobodzili strażnicy przy ul. Motylowej. Nie było to łatwe, bo na kratce studzienki stał samochód. Trzeba było namierzyć jego właściciela i poprosić, by przestawił pojazd. Dopiero wtedy dało się podnieść kratę i wyjąć niebrzydkie kaczątka, które w kartonowym pudełku patrol przeniósł na trawę za skansenem. Ani na chwilę strażników nie spuszczała z oczu kacza mama, która krok w krok szła obok funkcjonariusza niosącego pudło.














Komentarze