Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wielka płyta - jak budowano w Lublinie przed laty. Unikatowe zdjęcia

Co drugi Polak mieszka w domu zbudowanym jeszcze w czasach PRL. Dobrze, że za czasów Gomułki odrzucono jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów „oszczędnego budowania” - wspólnych łazienek dla kilku mieszkań. Faktem jest, że w latach 70 ub. w. budowano więcej mieszkań niż zakładają nawet dzisiejsze, odważne rządowe plany
Wielka płyta - jak budowano w Lublinie przed laty. Unikatowe zdjęcia

W latach 70. i 80. cały kraj to był jeden, wielki plac budowy. Według danych GUS-u, w latach 1971-1978 powstało w Polsce ponad 2,1 mln mieszkań, czyli mniej więcej tyle co w ciągu ostatnich 15 lat.

Kandydat na członka spółdzielni

W tych latach oddawano do użytkowania przeciętnie po ponad 260 tys. lokali rocznie. Jest to wynik dwukrotnie lepszy niż w całym 2011 roku oraz o 48 proc. wyższy niż w rekordowym 2017 roku, kiedy to oddano do użytkowania 178 tys. nowych mieszkań.

W tym czasie powstały też w Lublinie pierwsze bloki pod nowe osiedla jak Czuby, Felin czy Czechów. Pierwszy budynek, który powstał na Czubach to blok przy ul. Gościnnej 1.

Jeszcze w 1970 roku sytuacja mieszkaniowa w Polsce nie wyglądała optymistycznie. Budowlanym udało się zrealizować zaledwie 40 proc. założonego planu. Na mieszkania spółdzielcze czekało 800 tys. rodzin, a na komunalne 200 tys. Okres oczekiwania na mieszkanie spółdzielcze wynosił od kilku do nawet kilkunastu lat. Państwo z roku na rok miało coraz większe zaległości z oddawaniem nowych mieszkań, nic dziwnego zatem, że rodzice zakładali książeczki mieszkaniowe już swoim dzieciom. Wpłacano na nie wkłady w ratach. Taka opcja była w miarę dostępna finansowo, gdyż minimalna zaliczka do spółdzielni wynosiła 10 proc. wartości lokalu przy spółdzielczym prawie lokatorskim, a 20 proc. przy spółdzielczym prawie własnościowym, natomiast reszta była spłacana w czynszu.

W latach 60. funkcjonowało nawet pojęcie kandydata na członka spółdzielni: inaczej mówiąc, trzeba było czekać, aby móc... czekać na mieszkanie. Inną opcją było kupno mieszkania własnościowego na rynku prywatnym, lecz było to bardzo kosztowne, nie mówiąc o tym, że można było to zrobić jedynie za gotówkę.

Mieszkanie teraz, niedoróbki potem

Janusz Wójcik, emeryt z Lublina przez ponad 30 lat był majstrem na wielu lubelskich budowach.

- Bloki z płyty były dość szybkie w montażu - wspomina. - Wbrew obiegowej opinii, nie były najgorszej jakości. Wiele budynków ma już ponad 40 lat i nie wymaga generalnego remontu, poza kosmetyką. Wiadomo, że nie była to wtedy energooszczędna technologia, bo na to nikt nie zwracał uwagi. Proszę jednak zauważyć, na jaką skalę wtedy się budowało - podkreśla pan Janusz. 

Najwięcej mieszkań oddawano zazwyczaj pod koniec roku, kiedy firmy budowlane ratowały swoje plany. Na budowie pojawiały się ponownie w styczniu, żeby usunąć wszelkie niedoróbki.

Po szklanie i na rusztowanie

O nieodzownym atrybucie budowlańców - czyli alkoholu - krążą do dziś legendy.

- Był to ogromny problem - nie ukrywa pan Janusz. - Sam zwolniłem przez te lata wielu pracowników. I co z tego? Znajdowali robotę na innych budowach, bo wszędzie brakowało fachowców. Wielu majstrów czy kierowników przymykało na to oczy, bo liczył się plan, a co za tym idzie: premie. Dużo było wypadków, również śmiertelnych. Po nich przez jakiś czas był spokój, ale zaraz wszystko wracało do „normy”.

Mieszkanie z wielkiej płyty miały niewielkie metraże: zazwyczaj były do kawalerki, ale najbardziej popularne mieszkania miały od 49 do 64 mkw. Do tego niewielki balkon. Wyposażenie: standardowe. Zazwyczaj wszyscy lokatorzy mieli ten sam rodzaj piecyka gazowego (niektórym służą do dzisiaj) i kuchenki gazowej. W wersji „bogatszej” na podłodze był parkiet lub mozaika z drewna, w wersji uboższej: linoleum lub inna wykładzina.

Kto by się przejmował

- Zdarzały się oczywiście niedoróbki, jak chociażby źle spasowane okna czy drzwi lub krzywe ściany - mówi pani Janina, która mieszkanie na os. Kruczkowskiego otrzymała w 1979 roku. - Mało kto się wtedy tym przejmował. Sam fakt, że się otrzymało własne mieszkanie przesłaniał wszelkie wady. Wcześniej mieszkałam w centrum, w starej kamienicy z piecami. Węgiel trzeba było dźwigać wiadrem z piwnicy. Tu miałam kaloryfery, ciepłą wodę i balkon. Do tego niewielki czynsz, w miarę tani prąd i gaz. Rachunki nie były aż tak wysokie jak dzisiaj. Jedyne, czego mi brakowało przez kolejne lata, to telefon w mieszkaniu. Pod blokiem był jednak automat.

Bałagan na budowie

Prasa przez wiele lat - bezskutecznie - piętnowała oprócz pijaństwa również wszechobecny bałagan na budowie.

W latach 80. głośno było o wypadku, do którego doszło w pobliżu bloku przy ul. Chęcińskiego. Budowlańcy przykryli płytą styropianową właz do kanalizacji, do której wpadło kilkuletnie dziecko. Kilkaset osób szukało chłopca przez kilka dni na całym Czechowie. Na szczęcie krzyki uwięzionego usłyszał jego kolega i skończyło się jedynie na niewielkich obrażeniach.

Takich przypadków było więcej. Robotnicy po zakończonej budowie pozostawiali zazwyczaj po sobie nie tylko bałagan, ale również resztki materiałów budowlanych. Zdarzało się, że po hucznym i uroczystym otwarciu inwestycji, po kilku dniach ekipy budowlane przystępowały do usuwania wszelkich niedoróbek.

W latach 60. lubelska prasa nie zostawiła suchej nitki na budowlańcach, którzy pracowali przy kompleksie gastronomicznym Astoria u zbiegu Krakowskiego Przedmieścia i Lipowej. Jej budowa od samego początku przebiegała ospale i lublinianie z niecierpliwością oczekiwali jej otwarcia. Kiedy budynek był już gotowy, to okazało się, że budowlani pozostawili po sobie wiele niedoróbek. Doszło do tego, że kiedy trzeba było wstawić urządzenie chłodnicze do zakładu produkcji lodów, to najpierw robotnicy musieli zdemontować drzwi, a potem rozebrać kawałek ściany.

Wszędzie daleko, ale sąsiedzi bliscy

Powstałe w PRL-u pierwsze duże osiedla przypominały często krajobraz księżycowy: brak było chodników, oświetlenia, do tego fatalny dojazd.

- Jak się wprowadziłem do bloku przy Rogowskiego na Czechowie, to po deszczach musiałem zakładać plastikowe worki na buty, żeby ich nie zabłocić - wspomina pan Jerzy. - Autobusy jeździły tu rzadko, a do tego były zazwyczaj przepełnione. Daleko do sklepu, apteki. Ale i tak byłem szczęśliwy w tym swoim M-3. Nikt wtedy nie myślał o tym, że po oddaniu bloku do użytku od razu sieje się trawę tak jak dzisiaj, dzieci mają plac zabaw, obok jest zaraz fryzjer, sklepy, przychodnie. To były inne czasy. Ale i ludzie byli inni. Każdy się znał, często się spotykaliśmy pod blokiem, odwiedzaliśmy się. Dzisiaj każdy myśli tylko o sobie; jest więcej anonimowości.

Symboliczny balkonik

- Co do samych mieszkań, to różnica jest ogromna - dodaje pan Jerzy. - Nie chodzi tylko o technologię budowania, ale i o wielkość mieszkań. Kiedyś największe mieszkania miały po 70-80 mkw. Większych raczej nie budowano. I szkoda, że były zazwyczaj symboliczne balkoniki. Służyły głównie do suszenia prania. Dzisiaj zazdroszczę młodym, że mogą wybierać i grymasić w mieszkaniach. I często kupują też na wyrost zadłużając się po uszy. Ale przyznam się na koniec: nikt pół wieku temu nie przypuszczał, że będziemy płacić nie tylko za mieszkanie, ale i za miejsce do parkowania, które dzisiaj kosztuje więcej, niż ja zapłaciłem wtedy za całe mieszkanie.

• • •
15 czerwca 1970 r. lubelskie media informowały o budowie pierwszego w województwie bloku z gotowych elementów:
Eksperymentalny montaż
Na Kalinowszczyźnie C Lubelskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Miejskiego montuje pierwszy w województwie dom mieszkalnym zaprojektowany z gotowych wielkowymiarowych elementów. Ten sposób budowy nosi kryptonim OWT. W zakładzie produkcyjnym na Tatarach prefabrykaty są pokrywane tynkami wewnętrznymi, otrzymują elewację, w ściankach działowych są wtopione rurki do przeprowadzenia kabli elektrycznych i telefonicznych. (…) Na razie tempo prac jest bardzo wolne. Pracuje tu jedna 4-osobowa brygada Waldemara Oszusta, która przeważnie oczekuje na dostawę elementów. A eksperymentalna produkcja, jak to zwykle bywa, dostarcza wciąż wielu niespodzianek.

W latach 70. i 80. cały kraj to był jeden, wielki plac budowy. Według danych GUS-u, w latach 1971-1978 powstało w Polsce ponad 2,1 mln mieszkań, czyli mniej więcej tyle co w ciągu ostatnich 15 lat.

Kandydat na członka spółdzielni

W tych latach oddawano do użytkowania przeciętnie po ponad 260 tys. lokali rocznie. Jest to wynik dwukrotnie lepszy niż w całym 2011 roku oraz o 48 proc. wyższy niż w rekordowym 2017 roku, kiedy to oddano do użytkowania 178 tys. nowych mieszkań.
W tym czasie powstały też w Lublinie pierwsze bloki pod nowe osiedla jak Czuby, Felin czy Czechów. Pierwszy budynek, który powstał na Czubach to blok przy ul. Gościnnej 1.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama