Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

115. urodziny Józefa Czechowicza. Bardzo długi podpis pod zdjęcie z poetą

Możliwe, że nigdy się nie spotkali. Możliwe, że znali z widzenia z redakcji „Ziemi Lubelskiej”. Możliwe, że się przyjaźnili. Ale czy poetka i felietonistka zwróciła by uwagę na młodszego o kilkanaście lat dziennikarza sportowego i boksera? Aniela Fleszarowa i Albin Lewandowski. Pewne jest to, że na przełomie lat 20. i 30 ubiegłego wieku mieszkali w Lublinie. I oboje znali Józefa Czechowicza.
115. urodziny Józefa Czechowicza. Bardzo długi podpis pod zdjęcie z poetą

Te dwie fotografie dzieli ponad rok. Wcześniejsza, zrobiona w lutym 1931 roku jest rarytasem wyjętym z prywatnej szuflady. Budzi zainteresowanie nawet fachowców od biografii Czechowicza, którzy jego zdjęć widzieli sporo. Tej nie. Trzech mężczyzn z nożyczkami. Ten w środku, łatwy do rozpoznania poeta.

Druga powstała jesienią lub zimą 1932 roku. Przywoływana była i jest w wielu publikacjach dotyczących życia literackiego przedwojennego Lublina.

– Fleszarowa jest przystojną kobietą, Jaworski nie jest siwy, a ja nie mam brzucha ani garbu – pisał Józef Czechowicz, wysyłając znajomemu odbitkę zdjęcia zbiorowego Zarządu Związku Literatów w Lublinie. I winą za grobowe miny obarczał stosowaną wówczas przez fotografów magnezję.

>

Dzięki zbiegom okoliczności i internetowi, ponad 80 lat później dokładamy kawałek historii do tych fotografii. Udało się namówić wnuczki, by opowiedziały o swoich przodkach, bohaterach ze zdjęć z poetą.

<

„Ziemia Lubelska” to dziennik ukazujący się od 1906 do 1931 roku w Lublinie. Przez lata pismo zmieniało redaktorów, właścicieli i adresy. Pod koniec września 1930 roku Czechowicz pisze znajomemu, że objął redakcję „Ziemi Lubelskiej”, jest strasznie zapracowany, prosi o teksty. I podaje adres redakcji ul. Kościuszki 2. Na początku grudnia relacjonuje Julianowi Przybosiowi, że na skutek fatalnego zadłużenia pisma, gaże wybiera po 5-10 zł dziennie.

– Z „Ziemi Lubelskiej” wychodzę; zostaje na świeżej trawce - pisze poeta już w styczniu 1931 roku i tłumaczy w liście, że czuje się w „ZL” jak w nie swoim ubraniu. Godził się z sytuacją gdy mógł wydawać dodatki artystyczno-literackie. Ale kierunek dziennika zmienił się na hurra-polityczny i jest kryzys finansowy. Ale nie rzucił redakcji przy ul. Kościuszki tak od razu.

Czas, gdy sfotografowano trzech siedzących przy redakcyjnym stoliku panów w garniturach, można określić dzięki odbitce pierwszej kolumny „Ziemi Lubelskiej” wiszącej za ich plecami. To strona numeru z 10 lutego 1931 roku z charakterystyczną reklamą wchodzącego właśnie do kina Corso nowego polskiego filmu muzycznego „Janko Muzykant”.

<

– Albin z Józkiem Czechowiczem i Julkiem Turem, 1932. Tak napisał ktoś na odwrocie fotografii. Nie wiem kto. Znam to zdjęcie odkąd sięgam pamięcią, bo siedzący pierwszy z lewej to Albin Lewandowski, mój dziadek – mówi Anna Janisz z Lublina.

– O dziadku wiem bardzo mało. Moja mama, jego młodsza córka miała zaledwie 8 lat jak zmarł. Miał tylko 36 lat. W redakcji „Ziemi Lubelskiej” mógł bywać, bo tam i w „Kurierze Lubelskim” ukazywały się jego teksty. Był dziennikarzem sportowym, spikerem i sędzią na meczach bokserskich – dodaje wnuczka.

Z rodzinnych relacji wynika, że pan Albin pochodził z Warszawy. Możliwe, że do Lublina trafił dzięki żonie, Helenie. Możliwe, że połączyła ich pasja sportowa. Dziadek pani Anny był bokserem, a babcia uprawiała lekkoatletykę, rzucała dyskiem. Ma nawet zdjęcie z ówczesną gwiazdą, mistrzynią olimpijską, wielokrotną rekordzistką świata Stanisławą Walasiewicz.

>

Mama pani Anny urodziła się w 1938 roku w Gdyni, gdzie dziadkowie wyjechali, zapewne za chlebem.

– To było rozbudowujące się miasto z przyszłością, możliwe, że szukali lepszych warunków. Jednak w 1939 roku wrócili i zamieszkali w Lubartowie. Dziadek pracował w Lublinie, ale nie wiem czym się zajmował. Znam tylko okoliczności jego choroby i śmierci. Tuż przed końcem wojny Niemcy zatrzymali pociąg, którym dziadek jechał z Lubartowa. Hitlerowcy kazali wszystkim wysiąść i ustawili pasażerów przed plutonem egzekucyjnym. Chyba dla żartu, bo z tego, co mi opowiadano nikt nie zginął, tylko wsiedli do pociągu i dojechali do Lublina. Dla dziadka oczekiwanie na bliską śmierć musiało być straszliwym doświadczeniem. Nie wytrzymał psychicznie. Zaczął chorować, miał przywidzenia. Babcia opowiadała, że w wysprzątanym domu wszędzie widział rozsypany popiół. Stan się pogarszał, chory trafił do szpitala psychiatrycznego. Był rok 1945. Według rodzinnej relacji zmarł, wskutek reakcji na podane leki. Jest pochowany na cmentarzu przy ul. Lipowej – opowiada wnuczka pana Albina.

>

Ciężko dziś stwierdzić, które z notatek i tekstów z rubryki „Sportowa Ziemia Lubelska” napisał Lewandowski. Nie są sygnowane nawet inicjałem. Ale postać pięściarza, działacza sekcji bokserskiej Klubu Sportowego „Strzelec”, pojawia się we wspomnieniach i relacjach o młodym międzywojennym środowisku bokserskim. Na zdjęciach z tamtych czasów widać zawodników i adeptów w obszernych majtasach, obutych jak tancerki. Ćwiczyli w ujeżdżalni koni przy boisku przy ulicy Lipowej. Później małej sali sportowej przy ówczesnej ul. Szpitalnej 13 (dziś Peowiaków) i w Domu Żołnierza. Tu też oraz w kinie Corso odbywały się mecze. Średnio 8-10 bokserskich imprez w roku.

W czasie wojny dziadek pani Anny był jednym z tych szkoleniowców, którzy mimo zakazu władz niemieckich prowadzili coś na kształt podziemnej szkółki bokserskiej.

Sprzęt mieli. Legendarny Stanisław Zakrzewski opowiadał, jak w 1939 roku włamał się do Domu Żołnierza i wyniósł z sali bokserskiej rękawice i stopery. Zajęcia były na podlubelskich łąkach, w lesie albo w jednym z mieszkań w kamienicy przy ul. Kościuszki 6 gdzie nieoficjalnie ćwiczyli młodzi bokserzy. W letnie niedziele na łąkach lub na plaży w Zemborzycach odbywały się nielegalne wówczas walki.

Gdy w listopadzie 1945 r. reaktywowany został Lubelski Okręgowy Związek Bokserski, Albin Lewandowski już nie żył.

>

– Czekam na emeryturę, żeby się zabrać za uporządkowanie historii babci i dziadka Lewandowskich. Muszę poszperać w starych gazetach, dokumentach – planuje Anna Janisz.

Trochę już wie. Dziadek Albin urodził się 27 lutego 1909 roku, 27 lutego 1930 roku wziął ślub a 27 lutego 1945 roku zmarł.

– No i oprócz zdjęcia z redakcji „Ziemi Lubelskiej” mam jeszcze legitymacyjne zdjęcie poety z dedykacją: Marysi na Gwiazdkę 1929 J. Czechowicz. Nikogo w rodzinie o tym imieniu nie było. Skąd się wzięła fotografia młodego Czechowicza u nas w domu nie wiem. Widać, że jest oderwana od jakiegoś dokumentu czy legitymacji. To też zagadka do rozwiązania – dodaje pani Anna.

<

– Był wielkim admiratorem i popularyzatorem twórczości Czechowicza, autorem pierwszych recenzji jego tomiku „Kamień”. Studiował we Francji dziennikarstwo i miał tytuł doktora filozofii. Izrael Mendel Turkieltaub. Dla bliskich Julek. W prasie funkcjonował jako Julian Tur – opowiada o trzecim mężczyźnie z nożyczkami (na zdjęciu pierwszy z prawej) Piotr Nazaruk z Ośrodka „Brama Grodzka - Teatr NN”. - Sporo podróżował, przez pewien czas był nawet kimś w rodzaju korespondenta zagranicznego „Ziemi Lubelskiej” we Francji i w Palestynie, skąd przesyłał gazecie swoje reportaże – dodaje.

To tłumaczy jego obecność w redakcji.

>

– Aniela Fleszarowa to moja babcia. Urodziła się 30 lipca 1896 roku, zmarła w Gdańsku 22 października 1971. Zawsze była przystojna i elegancka – skomentowała umieszczoną w sieci zbiorową fotografię przedwojennych lubelskich literatów Małgorzata Załęska-Sroka z Gdańska. – To, że była poetką, pisała do gazet nie było dla nas takie oczywiste. Więcej niż o niej wiedzieliśmy o jej mężu. Żyliśmy w przeświadczeniu, że to dziadek Stanisław jest znaczącą osobą. Kapitan Legionów Polskich, który w walkach pod Przemyślem stracił nogę. Wspomnienia o nim były ważne, podobnie jak o jego bracie, adiutancie Piłsudskiego, który popełnił samobójstwo, gdy Komendant rozwiązał legiony i został uwięziony w Twierdzy Magdeburga. Babcia była raczej skromną osobą, nie chwaliła się – dodaje pani Małgorzata.
I to będzie bardzo długi podpis do drugiej „czechowiczowskiej” fotografii.

<

Dziecięce wspomnienia to przede wszystkim niesamowite bajki, jakie Aniela Fleszarowa opowiadała wnukom na dobranoc. Jednak efekt był odwrotny, bo wymyślane na poczekaniu historie były tak wciągające i barwne, że pani Małgorzata i jej brat długo nie mogli zasnąć.

– Miała poczucie humoru, była wulkanem energii. W dobre dni była do rany przyłóż. Ale miała swoje humory. Zapamiętałam ją jako poważną osobę. Gdy miałam dziewięć lat wyprowadziliśmy się z mieszkania babci, ale przynajmniej raz w tygodniu odwiedzałam ją. Rozmawiałyśmy o tym co w szkole i o poezji, bo ona bardzo lubiła poezję – wspomina Załęska-Sroka.

W domowych archiwach jest tomik „Celofanki” jaki wydała Aniela Fleszarowa w 1939 roku, w czasie gdy mieszkała w Nowogródku. Zakazanej dziurze - jak sama go określała - gdzie jedynie ona wypożycza Rilkego, Nervala i Yeatsa. Nawet się zastanawiała czy by nie ukraść ich z publicznej biblioteki dając w zamian sensacyjne powieścidła.

Wnuczka zna historię z Nowogródka, z 17 września 1939 roku. Gdy przyszli Rosjanie, babcia przed żołnierzami odegrała rolę wariatki czerpiąc z doświadczenia wyniesionego z amatorskiego teatru. Płakała i śmiała się histerycznie, szarpała włosy, biegała po domu, zawodziła. Zdezorientowani wojskowi poszli, a ona brawurowo uniknęła wywózki i zyskała czas na pakowanie i ucieczkę. Najpierw do Warszawy, później do Lublina. W 1945 roku państwo Fleszarowie z trzema córkami - najstarsza to mama pani Małgorzaty - znaleźli się w Gdańsku i mieszkali tam do końca życia.

<

Lublin w rodzinnych przekazach jest miastem, w którym dziadkowie w czasie wojny prowadzili restaurację. Pani Małgorzata nigdy w Lublinie nie była, o restauracji wie tyle, że była koło kościoła i na rogu ul. Bernardyńskiej lub Benedyktyńskiej. I, że spotykali się tam literaci; przyjaciele babci.

„29 94” to numer telefonu Gospody Chrześcijańskiej „Promień” z Bernardinerstr 3/3. Informuje o tym książka telefoniczna Distrikt Warschaw z 1942, z której nadal można skorzystać w Muzeum Historii Miasta. Lokal w Pałacu Parysów miał wejście tam gdzie dziś Ministerstwo Śledzia i Wódki. I przedwojenną historię. A nawet literacka legendę, bo tu bywał Zyga Maciejewski z powieści Marcina Wrońskiego.

Trop jest chyba fałszywy, bo w czasie wojny gospodę miały prowadzić zakonnice od św. Zyty i karmić ubogich.

O innej restauracji w sąsiedztwie - przy Bernardyńskiej 4 - mówi historia bankowej nieruchomości. Budynek na rogu Koziej i Królewskiej do początku lat 90. ubiegłego wieku był dwoma oddzielnymi kamienicami. Ta pod „4”, należąca przed wojną do Szmula Gru i Chaji Grunwald mieściła: sklep spożywszy, fryzjera i restaurację. Pewnie to ten lokal prowadzili państwo Fleszarowie.

>

O wcześniejszym pobycie Anieli Fleszarowej w Lublinie na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku gdańska rodzina wie jeszcze mniej.

Na szczęście koleje losu porządkuje sama Fleszarowa w biograficznej notatce jaką napisała z myślą o publikacji. W „Antologii współczesnych poetów lubelskich” jaka ukazała się w w Lublinie 1939 roku lub w jakimś czasopiśmie.

Przedstawia się w niej, jako absolwentka Gimnazjum Nauczycielskiego im. Orzeszkowej w Warszawie, studentka filologii i metodyki na wyższych kursach pedagogicznych oraz wychowania fizycznego na kursie ministerialnym. Pisze, że od 1915 roku była w Warszawie nauczycielką, a od 1922 roku w Nowogródku.

W 1926 roku przeniosła się do Lublina, gdzie od 1928 roku „pracuje na polu publicystycznym i literackim” w „Ziemi Lubelskiej” i „Kuźnicy”. Drukuje wówczas szereg wierszy, artykułów, felietonów i nowel. Wyjaśnia się też jej obecność na zdjęciu w gronie Zarządu Związku Literatów w Lublinie, bo zaznacza, że należy do związku od jesieni 1932 roku.

W Lublinie musiała być przynajmniej do wiosny 1934 roku. W Muzeum Literackim przy ul. Złotej zachowała się jej korespondencja z Kazimierzem Andrzejem Jaworskim. W liście z 3 marca 1934 roku podaje adres: Białkowska Góra 4. Wysyłając Czechowiczowi z Nowogródka „Celofanki” dedykuje je, by wspominał miłe lubelskie czasy i Białkowską Górę.

Małgorzata Załęska-Sroka do wspomnień o babci dodała prywatną fotografię. – Czyż nie była ładniejsza od Poli Negri? – komentuje portretowe zdjęcie wnuczka.

Identyczną odbitkę dołączyła Fleszarowa do swojej biograficznej notki. Na odwrocie jest fioletowa pieczątka: FOTORYS ul. Narutowicza 19, Hartwig Edward.

>

– Bardzo rzadko wychodziła z domu bez nakrycia głowy. Nosiła głównie kapelusze, lubiła męskie modele z wstążką. Była wysoka, miała 170 cm wzrostu, kapelusze sprawiały, że wydawała się jeszcze wyższa. Zawsze elegancka, szyła sobie garsonki. Nawet gdy była już starszą panią bardzo o siebie dbała. Uczyła polskiego i historii, a będąc na emeryturze jeszcze pracowała prowadząc akademik – wspomina babcię pani Małgorzata. I dodaje, że mówiła o sobie „Krokodyl”. Często w listach do rodziny podpisywała się „Krokodyl”, Aniela - Krokodyl czy Ciocia -Krokodyl.

>

22 lata po wyjeździe do Gdańska wysyła do Jaworskiego, do redakcji „Kameny” szczególny list. Cytuje w nim prośbę swojej serdecznej przyjaciółki Franciszki Arnsztajnowej: pamiętaj Aniela, żebyś pisała o mnie po mojej śmierci, żeby mnie nie zapomnieli w Lublinie. Prosi Jaworskiego by użył wpływów, aby Lublin uczcił Arnsztajnową nadając jej imię ulicy Złotej oraz by miasto pamiętało w taki sam sposób o Czechowiczu. Pani Aniela proponuje, by ulica Radziwiłłowska, gdzie poeta mieszkał pod „3” nosiła jego imię.

>

Postacią która łączy oba zdjęcia i ludzi na nich jest poeta Józef Czechowicz.

15 marca poeta ma urodziny. 115. To już tradycja, że 15 marca będzie można posłuchać jego „Poematu o Mieście Lublinie”. W tym roku też. W Ośrodku Brama Grodzka-Teatr NN o godzinie 17 zaczynają „Urodziny Józefa Czechowicza”. „Poemat” wydany w 115 egzemplarzach będzie czekał na uczestników. Tekst powstał w 1934 roku, znacznie później niż te dwa zdjęcia poety, jego przyjaciół i znajomych.

Korzystałam z „50 lat Lubelskiego Okręgowego Związku Bokserskiego”, www.teatrnn/Leksykon Architektura i urbanistyka, zbiorów Biblioteki Wojewódzkiej im. H. Łopacińskiego w Lublinie, Muzeum Historii Miasta Lublina, Centrum Historii Sportu

Te dwie fotografie dzieli ponad rok. Wcześniejsza, zrobiona w lutym 1931 roku jest rarytasem wyjętym z prywatnej szuflady. Budzi zainteresowanie nawet fachowców od biografii Czechowicza, którzy jego zdjęć widzieli sporo. Tej nie. Trzech mężczyzn z nożyczkami. Ten w środku, łatwy do rozpoznania poeta.

Druga powstała jesienią lub zimą 1932 roku. Przywoływana była i jest w wielu publikacjach dotyczących życia literackiego przedwojennego Lublina.

– Fleszarowa jest przystojną kobietą, Jaworski nie jest siwy, a ja nie mam brzucha ani garbu – pisał Józef Czechowicz, wysyłając znajomemu odbitkę zdjęcia zbiorowego Zarządu Związku Literatów w Lublinie. I winą za grobowe miny obarczał stosowaną wówczas przez fotografów magnezję.

>

Dzięki zbiegom okoliczności i internetowi, ponad 80 lat później dokładamy kawałek historii do tych fotografii. Udało się namówić wnuczki, by opowiedziały o swoich przodkach, bohaterach ze zdjęć z poetą.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama