Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

1 Maja było drugim najważniejszym świętem w PRL. Tak kiedyś było w Lublinie [zdjęcia]

W PRL było to drugie najważniejsze święto państwowe obok Święta Odrodzenia (22 lipca), upamiętniającego narodziny Polski Ludowej. Pochody nie były obowiązkowe; był jedynie "dobrowolny obowiązek udziału w nich"
1 Maja było drugim najważniejszym świętem w PRL. Tak kiedyś było w Lublinie [zdjęcia]

Pierwszomajowe święta miały często nieoczekiwany przebieg. Tak było m.in. w Lublinie, kiedy na czele pochodu studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - z czerwonym sztandarem w ręku - maszerował hr Jan Stanisław Łoś, wykładowca tej uczelni.

- Było to w latach komunizmu - wyjaśnia Maciej Sobieraj z lubelskiego oddziału IPN. - Ówczesne władze wywierały nacisk na uczelnię, żeby brała udział w tych uroczystościach. Obawiając się konsekwencji wynikających ze zlekceważenia tego święta, rada uczelni wysłała na pochód jedynie grupę sportowców reprezentujących KUL. Dzięki temu uczelnia miała "alibi".

Próba generalna

Pierwszomajowa manifestacja miała ściśle określony plan i była organizowana według tego samego schematu, którego wzorcem były centralne obchody odbywające się w Warszawie. Co roku partia aktualizowała wytyczne dla komitetów partyjnych w całym kraju i przygotowywała scenariusze pochodów. Ustalano treść haseł na transparentach i zatwierdzano projekty dekoracji. W latach 50. w szkołach i fabrykach organizowano "próby generalne", podczas których manifestanci uczyli się skandowania haseł, ćwiczyli noszenie dekoracji i maszerowanie w równych odstępach.

Głównym punktem uroczystości - oprócz długich i płomiennych przemówień partyjnych dygnitarzy - był pochód. Maszerujący tłum wymachiwał flagami i szturmówkami, niósł transparenty z hasłami propagandowymi i wznosił ustalone wcześniej okrzyki. Nie dopuszczano żadnej spontaniczności. Nad głowami defilujących znajdowały się portrety klasyków marksizmu-leninizmu i liderów świata socjalistycznego, nie tylko zresztą Marksa, Lenina, Stalina i Bieruta, ale także przywódców bratnich państw i partii komunistycznych na Zachodzie.

Transparent był krzywo

Przedstawiciele dużych zakładów pracy często pokazywali podczas przemarszu swój dorobek, stąd też np. obecność nowego modelu żuka, który przejeżdżał obok trybuny honorowej. Każdy zakład pracy czy też organizacja chciała podczas pochodu wypaść jak najlepiej. Często grupa uczestników zatrzymywała się na krótko przed trybuną honorową, żeby zaprezentować swoje umiejętności. Zespoły taneczne popisywały się wówczas swoimi tańcami, a sportowcy budowali modną wtedy piramidę.

 - Pamiętam swój pochód pierwszomajowy, kiedy miałem 13 lat - wspomina pan Adam Chabros z Hrubieszowa. - Trenowałem wtedy piłkę ręczną w "Unii". W pochodzie szedłem z innymi wśród grupy sportowców. Niosłem jakiś transparent. Na zakończenie pochodu podszedł do mnie ktoś z działaczy i zrobił mi straszną awanturę, że kiedy przechodziliśmy koło trybuny honorowej, to krzywo trzymałem ten transparent. Do dzisiaj pamiętam tę sytuację, groził mi zresztą że obniżą mi ocenę z zachowania.

Towar deficytowy

Większość uroczystości kończyła się potem zazwyczaj podobnie: imprezy, koncerty, kiermasze książek, zabawy na wolnym powietrzu; do tego gorące parówki sprzedawane z samochodu i piwo. Już kilka tygodni przed Świętem Pracy media rozpoczynały kampanie nagłaśniającą przedświąteczne działania i wytwarzające klimat społecznego optymizmu.

Plusem tych przygotowań było to, że miasta i miasteczka były gruntownie sprzątane przed tym świętem, a krawężniki malowane na biało; zwłaszcza te na trasie przemarszu pochodu. Właściciele posesji wywieszali na domach flagi: czerwone i biało-czerwone. Niektóre posesje, które straszyły odrapanym tynkiem czy przypominały rudery, zasłaniano dużymi planszami. Peerelowskie władze w różny sposób starały się zachęcić Polaków do udziału w obchodach. Temu służyły m.in. stoiska z deficytowymi towarami, które po pochodzie były oblegane przez tłumy kupujących. 

Przekroczone normy

1 Maja na ogół przebiegał spokojnie, mimo tłumów rzadko dochodziło do incydentów czy awantur. Nad bezpieczeństwem czuwali nie tylko milicjanci, funkcjonariusze bezpieki, strażacy i ormowcy, ale również partyjni aktywiści. Wieczorem w telewizji pokazywano obrazki z pochodów z głównych miast Polski. Podkreślano rekordową frekwencję, podniosłą atmosferę uroczystości oraz przeprowadzano wywiady z przodownikami pracy, który podejmowali czasami karkołomne zobowiązania przekroczenia jakiejś normy o 500 proc.

- Z perspektywy czasu te uroczystości wyglądają dziś być może komicznie, kiedy spiker mówi, że w jakiejś fabryce podjęto zobowiązanie wyprodukowania o 300 proc. więcej majtek niż zakłada plan - mówi Janusz Wojciechowski z Lublina, który przez wiele lat uczestniczył w pierwszomajowych uroczystościach. - Wtedy jednak większość przyjmowała takie zobowiązania z prawdziwym entuzjazmem. Wierzyłem, podobnie jak wielu moich znajomych, że walczymy o to, żeby nam wszystkim było po prostu lepiej. Można się z tego śmiać, szydzić, ale wiele osób będących w pochodzie miało swoje ideały, plany, przekonania, w które nawet wierzy do dzisiaj.

Pierwszomajowe kontrmanifestacje

Udział w pochodzie nie był obowiązkowy. - Wśród Polaków wytworzyła się jednak taka atmosfera, że za nieobecność na tych uroczystościach można ponieść konsekwencje, dlatego większość nie chciała ryzykować i brała w nich udział - dodaje Maciej Sobieraj. - Trudno tu mówić o represjach. Zdarzało się, że jakiś gorliwy działacz partyjny chciał się wykazać przed przełożonymi i wyciągał konsekwencje wobec nieobecnych; czasami było to pozbawienie premii czy awansu.

W czasach PRL-u szkoły miały obowiązek brania udziału w pochodach. Za frekwencje - przed dyrektorem - odpowiadali nauczyciele. Zdarzało się, że uczniowie za nieobecność na pochodzie mieli nawet obniżone sprawowanie.

W Lublinie trybuna honorowa mieściła się przy Poczcie Głównej. Tu uczestnicy przemarszu pozdrawiali partyjnych dygnitarzy. Uroczystości były nagłaśnianie przez głośniki zainstalowane wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia.

W latach 80. rodząca się w kraju silna opozycja organizowała w całym kraju pierwszomajowe kontrmanifestacje, które były pacyfikowane przez milicję i ZOMO. W 1986 r. opozycji udało się znacznie zmniejszyć frekwencję na pochodach: działacze Solidarności dzwonili do zakładów pracy i podając się za przedstawicieli komitetów organizacyjnych informowali o odwołaniu obchodów z powodu katastrofy w elektrowni w Czarnobylu. 

Koniec z pochodami

1 maja 1989 r. PZPR po raz pierwszy w swej historii oficjalnie odwołała pochody z okazji Święta Pracy, bojąc się, że legalna już "Solidarność" całkiem je zdominuje. Biuro Polityczne postanowiło, że tym razem techniki propagandowe należy wykorzystać podczas rozpoczynającej się kampanii wyborczej. Rychło się okazało, że i na tym polu partia poniosła sromotną porażkę

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama