Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zaczynał 30 lat temu od małego warsztatu. Jaki ma przepis na sukces w biznesie?

Stanisław Krzaczek na rynku działa już od ponad 30 lat. Jego piece można spotkać w domkach jednorodzinnych, kotłowniach bloków i zakładach przemysłowych w kraju i za granicą. Popyt na towar z Klikawy koło Puław nie spada. Firma rozszerza działalność i stawia nowe hale.
Zaczynał 30 lat temu od małego warsztatu. Jaki ma przepis na sukces w biznesie?
W nocy, zamiast dziewczyn, śnią mi się czasem rozwiązania, którymi mogę udoskonalić swoje piece. Tak to już jest w tej branży – mówi Stanisław Krzaczek, właściciel zakładu z Klikawy

Umiejętności obsługi maszyn i doświaczenie w metalurgii Stanisław Krzaczek zdobywał pracując jako młody chłopak w tomaszowskiej filli Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku. Jak sam przyznaje, od podstawówki marzył jednak o przeprowadzce do Puław, które przeżywały wtedy okres dynamicznego rozwoju. Gdy przyjechał nad Wisłę, początkowo zajmował się pracami konserwatorskimi, brał udział m.in. w remoncie Pałacu Czartoryskich. Po ośmiu godzinach tego rodzaju zajęć, jak wspomina, miał jeszcze sporo wolnego czasu. Postanowił więc zająć się czymś, na czym dobrze się znał. Wykorzystał fakt, że jego kuzyn miał w Bochotnicy warsztat.

– Zacząłem tam robić grzejniki, kaloryfery. Korzystałem z tych maszyn, wycinałem i wyrabiałem blachy. Później zatrudniłem ludzi, kupiłem swoje maszyny, wynająłem garaż, a sam zająłem się zaopatrzeniem i zamówieniami. Pracowałem wtedy po kilkanaście godzin dziennie, naprawdę zasuwałem. Wracałem do hotelu i natychmiast zasypiałem, czasem nawet w ubraniu – wspomina dzisiaj Stanisław Krzaczek.

W asortymencie dość szybko, bo niemal po roku produkowania grzejników, pojawiły się pierwsze piece węglowe. To, jak się później okazało, był strzał w dziesiątkę. Rynek chłonął niemal każdą ilość. Przepisem na sukces była konstrukcja.

– Inni robili tak, że ciepło trafiało do komina, a zużycie węgla dochodziło do 5 ton na sezon. Ja poszedłem w inną stronę, miało być ekonomicznie i było. Moje piece paliły 3 tony, więc był to bardzo dobry produkt. Ludzie szybko przekonywali się do nich, a wieści o tym, że warto je kupić rozchodziły się pocztą pantoflową – opowiada Krzaczek, który podkreśla, w latach 80-tych do zbytu trudniejsze było zdobycie materiałów. Ale to również udawało się załatwić. – Gdy mając dwadzieścia parę lat pojechałem do huty, żeby zamówić 30 kilometrów rur, ludzie patrzyli na mnie jak na wariata, ale towar kupiłem. Do zakładu przyjechał koleją i ciężarówkami – wspomina przedsiębiorca.

Dzisiaj firma „Krzaczek” ciągle produkuje piece, ale są to już zupełnie inne produkty, niż w początkach swojej działalności. Posiadają programatory, mechaniczne podajniki i ekologiczne rozwiązania, które potrafią ograniczyć ilość spalin. Prawdziwą rewolucję przeszedł również proces ich produkcji. W parku maszynowym można znaleść roboty spawalnicze, laserowe obrabiarki oraz inne urządzenia wysokiej klasy gwaratnujące dokładność i powtarzalność. W halach o łącznej powierzchni ok. 5 tys. metrów kwadratowych, miesięcznie powstaje nawet pół tysiąca kotłów, a zużycie stali sięga 200 ton. Ta służy również do produkcji konstrukcji stalowych dla innych przedsiębiorstw. Jednym z klientów „Krzaczka” była m.in. Elektrownia Kozienice.

Jak przyznaje właściciel zakładu, przychody firmy stale rosną. Rocznie zwiększają się nawet o 20 procent, co wymusza dalszą rozbudowę zaplecza. Stąd decyzja m.in. o budowie nowej hali o powierzchni ponad tysiąca metrów kwadratowych. Jej połowę oddano do użytku w ubiegłym roku. Druga zostanie otwarta w przyszłym. Wewnątrz znajdzie się śrutownia i lakiernia proszkowa. Koszt, razem z wyposażeniem to ponad 5 mln złotych.

Zatrudnienie sięga obecnie stu osób. Oprócz produkcji, ważnym ogniwem firmy jest także dział projektowy, gdzie pracuje się nad udoskonalaniem urządzeń i przygotowywaniem nowych modeli. Nikt tutaj nie idzie na łatwiznę, nie ma miejsca na „chińszczyznę”, czy kopiowanie zachodnich rozwiązań. Wypracowywane są własne, nie gorsze od zagranicznych.

Dzięki rozbudowanej siatce dystrubucji, piece z Klikawy sprzedają się od Pomorza, po Zakopane. Ekspertowane są także do Niemiec, oraz pod zmienioną nazwą - do Czech. Największym wzięciem cieszą się małe kotły dla gospodarstw domowych, ale nie brakuje również zamówień dla spółdzielni mieszkaniowych, czy firm. Największy piec „Krzaczka” pracuje w jednej z podwarszawskich miejscowości, gdzie zlokalizowano spalarnię odpadów. Jego moc to 1,2 MW.

Stanisław Krzaczek zapowiada, że cały czas chce się rozwijać, ale w swoim stylu. – Małymi krokami, małą łyżeczką, powoli. Inni chcą zarobić szybko i również szybko znikają z rynku. Ja nie mogę sobie na to pozwolić, bo jestem w tej branży od 30 lat. Uczciwość jest dla mnie najważniejsza – podsumowuje właściciel firmy.

Umiejętności obsługi maszyn i doświaczenie w metalurgii Stanisław Krzaczek zdobywał pracując jako młody chłopak w tomaszowskiej filli Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego w Świdniku. Jak sam przyznaje, od podstawówki marzył jednak o przeprowadzce do Puław, które przeżywały wtedy okres dynamicznego rozwoju. Gdy przyjechał nad Wisłę, początkowo zajmował się pracami konserwatorskimi, brał udział m.in. w remoncie Pałacu Czartoryskich. Po ośmiu godzinach tego rodzaju zajęć, jak wspomina, miał jeszcze sporo wolnego czasu. Postanowił więc zająć się czymś, na czym dobrze się znał. Wykorzystał fakt, że jego kuzyn miał w Bochotnicy warsztat.

– Zacząłem tam robić grzejniki, kaloryfery. Korzystałem z tych maszyn, wycinałem i wyrabiałem blachy. Później zatrudniłem ludzi, kupiłem swoje maszyny, wynająłem garaż, a sam zająłem się zaopatrzeniem i zamówieniami. Pracowałem wtedy po kilkanaście godzin dziennie, naprawdę zasuwałem. Wracałem do hotelu i natychmiast zasypiałem, czasem nawet w ubraniu – wspomina dzisiaj Stanisław Krzaczek.

W asortymencie dość szybko, bo niemal po roku produkowania grzejników, pojawiły się pierwsze piece węglowe. To, jak się później okazało, był strzał w dziesiątkę. Rynek chłonął niemal każdą ilość. Przepisem na sukces była konstrukcja.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama