• Chce pan stworzyć muzeum, które nie będzie kojarzyło się dzieciom tylko z nudnym zwiedzaniem. Jak miałoby wyglądać?
- Chciałbym stworzyć miejsce, w którym stare zabawki zyskają drugie życie i będą cieszyć kolejne pokolenia. Zostałyby podzielone na różne kategorie, na przykład okresu przedwojennego, międzywojennego, PRL-u czy współczesności; zabawki w mieście i na wsi, w Polsce i za granicą. Dzieci mogłyby tu aktywnie i kreatywnie spędzać czas - nie tylko oglądając interaktywne wystawy, ale też poprzez śpiew, taniec, czy grę w teatrzyku. Planujemy prowadzenie w muzeum słuchowisk, konkursów, zajęć plastycznych, a może nawet placu zabaw. Chcielibyśmy też zorganizować prelekcje dla rodziców, dotyczące na przykład nadwagi czy wad postawy wśród dzieci.
• Skąd pomysł na stworzenie Muzeum Zabawek?
- Podsunęła mi go partnerka życiowa. Zauważyła, że można by wystawić moją kolekcję samochodzików, których mam niemal 1600. W tym czasie mieliśmy okazję oglądać Muzeum Zabawek w Kudowie-Zdroju. Słyszałem też o podobnej placówce w Kielcach. Pomyślałem: to jest to! Po co poprzestawać na wystawie, stwórzmy muzeum. Zaczęliśmy od uruchomienia strony na Fecebooku i projekt ruszył. Niedawno byłem na oficjalnym spotkaniu z Prezydentem Miasta i spodobała mu się ta inicjatywa.
• Myśli pan, że takie miejsce jest potrzebne?
- W dzisiejszych czasach rodzice coraz rzadziej bawią się z dziećmi zabawkami. Dają swoim pociechom smartphona i mówią „graj”. A to nie jest rozwiązanie. Z zawodu jestem nauczycielem i pedagogiem. Wiele lat pracowałem z dziećmi o różnych stopniach niepełnosprawności i widziałem, że niestety często żyją one w biedzie. Muzeum Zabawek dałoby im możliwości, jakich nie mają w domu. Dzieci są dla mnie największą inspiracją. Piszę bajki, piosenki i kołysanki, a wnuczki są moimi „krytykami”. Jeśli chodzi o muzeum - działam pro publico bono.
• Inicjatywa zyskała już wielu entuzjastów?
- Zgadza się. Już teraz przekazanie zabawek deklaruje wiele osób z naszego województwa, ale też z innych miast Polski. Pewna pani z Kraśnika przygotowała dla nas kilkaset egzemplarzy. Wsparcie zadeklarowała jedna z lubelskich szkół śpiewu, której uczniowie w wieku 7-11 lat mogliby występować w naszym muzeum. Niestety: na portalach społecznościowych spotykam się też z hejtem. Część osób uważa, że takie miejsce nie jest w Lublinie potrzebne. Pojawiają się też obraźliwe komentarze pod moim adresem.
• Kiedy spodziewa się pan otwarcia muzeum?
- Obecnie jesteśmy na etapie rejestrowania stowarzyszenia w KRS. Muzeum będzie działać na zasadzie organizacji non profit. Szukamy też środków, które pozwoliłyby na wynajęcie odpowiedniego lokalu, zakup wyposażenia czy opłatę pierwszego czynszu. Planujemy złożenie wniosku o grant na przyszły rok w Urzędzie Miasta. Prowadzimy też zbiórkę funduszy na stornie crowdfundingowej: www.wspieram.to/muzeumzabawek. Na pewno nie zamierzam zasypiać gruszek w popiele. Zbiórka eksponatów już się odbywa i mam nadzieję, że w 2019 roku otworzymy muzeum.
• Chce pan stworzyć muzeum, które nie będzie kojarzyło się dzieciom tylko z nudnym zwiedzaniem. Jak miałoby wyglądać?
- Chciałbym stworzyć miejsce, w którym stare zabawki zyskają drugie życie i będą cieszyć kolejne pokolenia. Zostałyby podzielone na różne kategorie, na przykład okresu przedwojennego, międzywojennego, PRL-u czy współczesności; zabawki w mieście i na wsi, w Polsce i za granicą. Dzieci mogłyby tu aktywnie i kreatywnie spędzać czas - nie tylko oglądając interaktywne wystawy, ale też poprzez śpiew, taniec, czy grę w teatrzyku. Planujemy prowadzenie w muzeum słuchowisk, konkursów, zajęć plastycznych, a może nawet placu zabaw. Chcielibyśmy też zorganizować prelekcje dla rodziców, dotyczące na przykład nadwagi czy wad postawy wśród dzieci.














Komentarze