Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Telefony z Lublina. Podobały się najważniejszym

Szkoda, że te telefony nie mogą mówić, bo by bardzo ciekawe rzeczy miały nam do przekazania – uważa Henryk Świerszcz i na widełki odkłada mikrotelefon. Mikrotelefon, czyli słuchawkę. Na wystawie prezentującej kolekcję telefonów używa się określeń fachowych: przełącznik widełkowy, cewka indukcyjna, łącznica, żyły, tarcza numerowa...
Telefony z Lublina. Podobały się najważniejszym

W piwnicznym pomieszczeniu przy ul. Grodzkiej 34 w Lublinie, gdzie pojawiają się czasowe wystawy np. fotografii, teraz można odbyć techniczną podróż w czasie.

Zwiedzający, którzy nie pamiętają życia bez telefonu komórkowego nie uwierzą, że telefoniczne rozmowy wymagały stania w przedpokoju, albo siedzenia przy biurku - w zależności gdzie był zamontowany stacjonarny aparat. Nie mówiąc o zaakceptowaniu zasad działania łącznic telefonicznych zwanych popularnie centralkami: Tyle czynności, żeby porozmawiały dwie osoby? Niemożliwe!

60 504: Tyle jest w Lublinie abonentów telefonów. 30 000 osób czeka na telefon
rok 1992

Na wystawie można zobaczyć kilkadziesiąt aparatów telefonicznych, jakich używali dziadkowie i prapradziadkowie, bo najstarsze eksponaty pamiętają okres międzywojenny. Rzucają się w oczy, bo są najładniejsze na całej ekspozycji. Zwracają uwagę elegancką czernią bakelitowej lub metalowej obudowy.

Natychmiast przypominają się filmy francuskiej Nowej Fali, kryminały z lat 60. ubiegłego wieku, w których bohaterowie z charakterystycznym terkotem tarczy wybierali numery. Praktycznie każdy aparat wydaje trochę inny dźwięk, wszystkie warte nagrania.

Pan Henryk Świerszcz, właściciel kolekcji bardzo o telefony dba, więc są w idealnym stanie. Dużo z nich nadal działa!

Na 100 mieszkańców Lublina przypada 10 i pół telefonu
rok 1982

- Część z tych eksponatów przekazała mi rodzina Zbigniewa Rusiaka, mojego dawnego kierownika w Okręgowych Warsztatach Poczty i Telekomunikacji w Lublinie. Był dla mnie szczególnie ważną osobą. Uczył mnie zawodu, obsługi urządzeń, a przy tym potrafił zaszczepić zainteresowanie i szacunek do techniki. I potrafił zaopiekować się młodymi pracownikami - wspomina pan Henryk, który na ul. Energetyków 5 trafił w 1981 roku, bezpośrednio po szkole technicznej.

Do jego obowiązków należało remontowanie aparatów telefonicznych MB i CB, łącznic telefonicznych automatycznych i międzymiastowych oraz ręcznych typu MB i CB.
W 1989 roku kolekcjoner założył własną działalność gospodarczą i do 2000 roku zajmował się budową, montażem i konserwacją łącznic telefonicznych. Pan Henryk miał wówczas pracownika, był nim... dawny szef, pan Rusiak.

Już wówczas powstawała kolekcja.

Koniec z zamawianiem międzymiastowej do Warszawy. Działa w Lublinie automatyczna linia. Po wykręceniu 02 i numeru warszawskiego zgłasza się abonent w stolicy! Połączenie automatyczne działa też w drugą stronę
rok 1969

- Gromadziłem różne ciekawe aparaty telefoniczne i łącznice z którymi się miałem okazję zetknąć. Pomimo, że zawodowo nie zajmuję się już aparatami telefonicznymi, jednak zainteresowanie tą techniką pozostało i ciągle powiększam kolekcję. Szukam rzadkich egzemplarzy. Ważne jest też zdobywanie informacji o aparatach i odkrywanie ich historii - opowiada właściciel pokaźnego zbioru, który zwykle leży schowany w piwnicy.

W wyeksponowanym miejscy na wystawie stoi łącznica a obok niej dwa, stylizowane na stare, aparaty telefoniczne.

- Kiedyś stała u mnie w domu. Kto przychodził, to się nią interesował. Goście czy ksiądz po kolędzie, wszyscy byli ciekawi jak to działa - tłumaczy kolekcjoner prezentując zestaw, który przygotował na potrzeby ekspozycji.

Zwiedzający mogą dzięki temu poznać zasadę działania urządzeń sprzed pół wieku. Wcielić się w rolę dyrektora, sekretarki/telefonistki i pracownika, do którego dyrektor dzwoni. Łącznica terkocze, słuchawki idealnie przenoszą głosy a zwiedzających w przeszłość. By udowodnić, że telefony pokonują upływ czasu pan Henryk korzystając z łącznicy i starego aparatu dzwoni do siebie na komórkę. Działa!

254 Tyle jest w Lublinie budek telefonicznych
rok 1975

- Te aparaty udające zabytkowe telefony zostały wyprodukowane w Lublinie. Model tak bardzo się spodobał Edwardowi Gierkowi (I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - przyp. aut.), że kilka sztuk specjalnie zostało zawiezionych do Warszawy. Znałem osoby, które je woziły - opowiada Świerszcz.

Zwraca też uwagę na stojące na półce dwa telefony polowe. Torba? Ze skóry kangura. Aparat? Z tworzyw sztucznych. EE-8-A trafiły do rąk amerykańskich żołnierzy z Army Signal Corps w 1937 roku. Były używane w czasie II wojny światowej, ale także w czasie inwazji w Korei i Wietnamie.

Obok telefonu amerykańskiego stoi odrobinę większy, bardzo podobny telefon produkcji amerykańskiej, używany w czasie II wojny przez aliantów. Jak wyjaśnia pan Henryk tysiące EE-8 musiały się zmienić, bo Związek Radziecki potrzebował urządzenia z większymi i mrozoodpornymi bateriami. Aparaty polowe są idealnie zachowane, można nadal z nich korzystać. Wystarczy zamontować baterie dostępne w naszych marketach. Jeśli ktoś chce porozmawiać jak żołnierz amerykański z radzieckim, z telefonów będących dobrze po siedemdziesiątce – może.

2,5 miliona złotych kosztuje nowy abonament. Kto zapłaci dodatkowo 10 milionów dostaje telefon bez kolejki. 100 osób w Lublinie się na to zdecydowało. W kolejce czeka 40 tysięcy podań
rok 1991

Pan Henryk od kilkunastu lat pracuje w Ośrodku Brama Grodzka Teatr NN, jest konserwatorem czyli złotą rączką.

- Chciałem się pracownikom ośrodka pochwalić swoimi zbiorami. Dyrektor Pietrasiewicz się zgodził, Alicja Magiera z Domu Słów bardzo mi pomogła w przygotowaniu ekspozycji. Ale nie myślałem, że się z tego zrobi takie wydarzenie. Zdjęcia, wywiady - uśmiecha się Henryk Świerszcz, który jeszcze od poniedziałku do czwartku będzie oprowadzał wszystkich chętnych po swojej wystawie.

Można zwiedzać między godz. 10 a 14. Wystarczy się zgłosić do sekretariatu Ośrodka „Brama Grodzka - Teatr NN”, ul. Grodzka 21. Wstęp wolny.

2,5 km miał system teletransmisyjny pracujący na światłowodach, który eksperymentalnie połączył dwie lubelskie centrale telefoniczne. Był pierwszy w Polsce i pozwalał na jednoczesną transmisję 24 rozmów telefonicznych
rok 1979

* W tekście wykorzystano informacje z lubelskiej prasy lokalnej

 

W piwnicznym pomieszczeniu przy ul. Grodzkiej 34 w Lublinie, gdzie pojawiają się czasowe wystawy np. fotografii, teraz można odbyć techniczną podróż w czasie.

Zwiedzający, którzy nie pamiętają życia bez telefonu komórkowego nie uwierzą, że telefoniczne rozmowy wymagały stania w przedpokoju, albo siedzenia przy biurku - w zależności gdzie był zamontowany stacjonarny aparat. Nie mówiąc o zaakceptowaniu zasad działania łącznic telefonicznych zwanych popularnie centralkami: Tyle czynności, żeby porozmawiały dwie osoby? Niemożliwe!

60 504: Tyle jest w Lublinie abonentów telefonów. 30 000 osób czeka na telefon
rok 1992

Na wystawie można zobaczyć kilkadziesiąt aparatów telefonicznych, jakich używali dziadkowie i prapradziadkowie, bo najstarsze eksponaty pamiętają okres międzywojenny. Rzucają się w oczy, bo są najładniejsze na całej ekspozycji. Zwracają uwagę elegancką czernią bakelitowej lub metalowej obudowy.

Powiązane galerie zdjęć:


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama