Protest nauczycieli rozpoczął się jako oddolna inicjatywa pedagogów zebranych wokół różnych for internetowych. Pod koniec ubiegłego roku szli oni na zwolnienia lekarskie, by pokazać, że są zdesperowani w walce o podwyżki. Na przekór informacjom przekazywanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej - a wskazującym, że nauczyciele zarabiają czasami nawet powyżej 5 tys. zł - nauczyciele zaczęli pokazywać swoje paski wypłat.
Tysiąc złotych
- Gdybym nie był nauczycielem z powołania, poszedłbym pracować do hipermarketu. To bardziej opłacalna fucha - mówiła nam nauczycielka kontraktowa z Lublina. W szkole pracuje od 6 lat, zarabia 1845 zł „na rękę”.
- Odbieram wypłatę, a potem czytam, że osoby rozpoczynające pracę w hipermarkecie jako sprzedawcy-kasjerzy na pełen etat mogą dziś zarobić co najmniej 2700 zł brutto miesięcznie, a po trzech latach dochodzą do poziomu 2950 złotych brutto - mówi polonistka z Lublina. - Ja mam trzy fakultety i o takiej płacy mogę tylko pomarzyć. Na konto dostaję 2015 zł.
Związkowcy podliczyli, że nauczyciel dyplomowany z 34-letnim stażem dostaje 2776 zł „na rękę”, a mianowany po 16 latach pracy: 2437 zł. Jeszcze mniej, bo 2052 zł, dostaje nauczyciel kontraktowy (9 lat w szkole) i stażysta: 1956 zł.
Sformułowali też żądania dla rządzących: tysiąc złotych podwyżki dla wszystkich pracowników od stycznia tego roku. Jeśli ich postulaty nie zostaną zrealizowane, zagrozili strajkiem.
Nadzieje i rozmowy
Nie był to pomysł samych związkowców, bo nawoływanie do niego od wielu tygodni niosło się po szkołach w całej Polsce. Nauczyciele w Lubelskiem masowo poparli strajk. Aż 87 proc. naszych szkół przystąpiło do sporu zbiorowego. Podczas referendum strajkowego za takim rozwiązaniem opowiedziało się 875 placówek oświatowych z całej Lubelszczyzny, w tym 118 z Lublina.
- Tak naprawdę nie wiem, jak ma to wyglądać - przyznaje jeden z wychowawców Szkoły Podstawowej nr 45 w Lublinie pytany przez rodziców o to, co wydarzy się w poniedziałek. - To będzie mój pierwszy strajk w życiu.
- Wciąż mam nadzieję, że rząd nas wysłucha i strajk okaże się zbędny - mówi nauczycielka języka polskiego ze Szkoły Podstawowej nr 16 w Lublinie. - Wciąż toczą się przecież rozmowy.
Zawieszone w środę rozmowy ruszyć mają ponownie dziś rano. Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych czekają na rozpatrzenie nowej propozycji negocjacyjnej. Domagają się już nie tysiąca złotych, a 30-procentowego wzrostu wynagrodzeń z rozłożeniem podwyżki na połowy płatne od stycznia i września tego roku. Da to - według wyliczeń związkowców - od 732 zł dla nauczyciela stażysty do 995 zł dla dyplomowanego.
Graniczna linia
- Do tego na stole leży nasza propozycja „uwolnienia” dodatku za wysługę lat powyżej pułapu 20 procent - mówi Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.
- Jesteśmy też zainteresowani jak najszybszym rozpoczęciem prac nad nowym systemem wynagradzania nauczycieli, ale dopiero dzień po rozwiązaniu problemu, który nas tu przywiódł, czyli wzrostu wynagrodzeń w roku 2019 - zastrzega Sławomir Broniarz, szef ZNP. - Zdajemy sobie sprawę z faktu, jak duże emocje wzbudzają w naszym środowisku nasze propozycje, ale to jest chyba ostatnia, graniczna linia, o której mówimy. Pożar uda się ugasić, ale pod warunkiem, że rząd podejdzie do problemu z należytą uwagą.
Wicepremier Beata Szydło poinformowała, że rząd przedstawi dziś nową propozycję dla nauczycieli. Wcześniej proponowano m.in. 9,6 proc. wzrost wynagrodzenia (ok. 300 zł brutto) od września 2019 w zamian za likwidację tzw. 500 plus dla nauczyciela, a więc dodatku który miał być przyznany w 2020 roku. Zaproponowano też centralne ustalanie wypłacanego przez samorządy dodatku za wychowawstwo w wysokości 300 zł.
To właściwie sabotaż
Propozycja spotkała się z uznaniem Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność.
- Spełniono większość naszych postulatów - poinformował w specjalnym komunikacie Ryszard Proksa, przewodniczący SKOiW NSZZ „S”. - Pozostaje m.in. kwestia uzgodnienia terminów realizacji przedstawionych propozycji.
I oburzył tym nie tylko członków ZNP, ale i Solidarności. Nauczyciele nie szczędzili w internecie słów takich jak „hańba”, „wstyd”, „składam rezygnację”.
- Ogłoszenie wstępnej zgody na propozycje rządu jest przejawem skrajnej niekompetencji lub służalczości wobec rządu. To właściwie jest sabotaż - uznali członkowie Międzyzakładowej Komisji Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność w Głogowie i zażądali usunięcia Proksy ze stanowiska przewodniczącego.
Członkowie Solidarności z Nysy poinformowali, że bez względu na stanowisko ogólnopolskich władz związku popierają planowany protest 8 kwietnia. W wielu miastach, np. w Opolu Lubelskim, członkowie Solidarności podpisali z ZNP porozumienia dotyczące współpracy w trakcie trwającej akcji protestacyjnej.
Poniedziałek
Ponieważ negocjacje płacowe trwać będą niemal do ostatniej chwili, niepewności co do tego, jak będzie wyglądać poniedziałek w polskich szkołach nie kryją nie tylko uczniowie i rodzice, ale i nauczyciele.
- Wiem, że do szkoły mam przyjść tak czy inaczej - opowiada anglista z Lublina. - Albo będę prowadził lekcje, albo podpiszę się na liście strajkowej i pójdę w miejsce wskazane przez dyrektora czyli prawdopodobnie do pokoju nauczycielskiego. Nie wiem jak długo to będzie trwać. ZNP zapowiada, że strajk będzie toczył się „do odwołania”, czyli spełnienia naszych żądań.
- Tak trzeba. Nie można teraz odpuszczać - uważa dyrektor jednego z lubelskich liceów. - Mamy rok wyborczy i to jedyny moment by domagać się podwyżek. Jeśli teraz zrezygnujemy z walki przez następne lata z naszymi pensjami nie wydarzy się nic konstruktywnego. Cieszę się, że w tej walce mamy poparcie rodziców. W ciągu ostatnich tygodni wielokrotnie słyszałem słowa poparcia. Także od maturzystów i ich rodzin. To bardzo budujące.
Związek Nauczycielstwa Polskiego podkreśla też, że w walce o podwyżki nauczyciele nie są sami. Ich postulaty płacowe poparli m.in.: przedstawiciele samorządu terytorialnego (Związek Miast Polskich, Związek Gmin Wiejskich, Związek Powiatów Polskich, Unia Metropolii i inne organizacje zrzeszające samorządy), a także władze wielu miast i gmin; dyrektorzy szkół i placówek zrzeszeni w Ogólnopolskim Stowarzyszeniu Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO); środowisko oświaty niepublicznej (Krajowe Forum Oświaty Niepublicznej, Społeczne Towarzystwo Oświatowe); organizacje pracodawców reprezentowane w Radzie Dialogu Społecznego oraz nauczyciele akademiccy i sygnatariusze listów poparcia kierowanych do nauczycieli.
Protest nauczycieli rozpoczął się jako oddolna inicjatywa pedagogów zebranych wokół różnych for internetowych. Pod koniec ubiegłego roku szli oni na zwolnienia lekarskie, by pokazać, że są zdesperowani w walce o podwyżki. Na przekór informacjom przekazywanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej - a wskazującym, że nauczyciele zarabiają czasami nawet powyżej 5 tys. zł - nauczyciele zaczęli pokazywać swoje paski wypłat.
Tysiąc złotych
- Gdybym nie był nauczycielem z powołania, poszedłbym pracować do hipermarketu. To bardziej opłacalna fucha - mówiła nam nauczycielka kontraktowa z Lublina. W szkole pracuje od 6 lat, zarabia 1845 zł „na rękę”.
- Odbieram wypłatę, a potem czytam, że osoby rozpoczynające pracę w hipermarkecie jako sprzedawcy-kasjerzy na pełen etat mogą dziś zarobić co najmniej 2700 zł brutto miesięcznie, a po trzech latach dochodzą do poziomu 2950 złotych brutto - mówi polonistka z Lublina. - Ja mam trzy fakultety i o takiej płacy mogę tylko pomarzyć. Na konto dostaję 2015 zł.
Związkowcy podliczyli, że nauczyciel dyplomowany z 34-letnim stażem dostaje 2776 zł „na rękę”, a mianowany po 16 latach pracy: 2437 zł. Jeszcze mniej, bo 2052 zł, dostaje nauczyciel kontraktowy (9 lat w szkole) i stażysta: 1956 zł.














Komentarze