Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Barwy europejskiej kampanii. "Frekwencja jest szczególnie istotna dla dwóch największych podmiotów politycznych"

Rozmowa z dr Wojciechem Magusiem, politologiem i medioznawcą z UMCS.
Barwy europejskiej kampanii. "Frekwencja jest szczególnie istotna dla dwóch największych podmiotów politycznych"
Wojciech Maguś

Autor: Maciej Kaczanowski

• W niedzielę będziemy wybierać posłów do Parlamentu Europejskiego kolejnej kadencji. Jak można podsumować tegoroczną kampanię?

– Wydaje się, że ugrupowaniem bardziej zmobilizowanym do osiągnięcia korzystnego wyniku była partia rządząca. Prawo i Sprawiedliwość przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi ewidentnie chce sprawić wrażenie lidera sondaży i tymi wyborami potwierdzić sondaże, które są publikowane w mediach. Z kolei pewne porozumienie w postacie Koalicji Europejskiej (Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokrratycznej, Nowoczesna i Zieloni – przyp. aut.) było racjonalne z tego względu, że biorąc pod uwagę wysokie notowania PiS tylko zjednoczona opozycja mogła stanowić jakąś alternatywę. Jednak wydaje się, pewne błędy popełnione w trakcie kampanii spowodowały, że efekt synergii nie zaistniał.

• Jakie to błędy?

– Chociażby wpadki związane z brakiem spójności programowej, co było efektywnie piętnowane przez konkurentów. Kwestia związana z podpisaną przez prezydenta Warszawy Deklaracją LGBT, od której dystansowali się politycy PSL mogła być elementem pokazującym, że ta koalicja nie ma spójnego programu. Ponadto wymieniłbym tu też konieczność efektywnego reagowania na propozycje PiS. Program tej partii związany z kwestiami socjalnymi narzucał ton kampanii. Z kolei politycy Koalicji Europejskiej musieli odpowiadać na te propozycje.

• Jeśli chodzi o samą kampanię, była ona merytoryczna? Czy jednak - jak chociażby przed poprzednimi eurowyborami - zdominowały ją sprawy krajowe?

– Kampanie wyborcze mają to do siebie, że kwestie merytoryczne często pozostają w nich na uboczu. Zazwyczaj politycy starają się ogniskować uwagę wokół spraw, które budzą emocje. W przypadku wyborów europejskich myślę, że tak jak wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tym clue, jakim są tematy europejskie. Bardziej skupiono się na sprawach krajowych szczególnie, że ta kampania poprzedza jesienne wybory parlamentarne. Można też zauważyć, że była ona warunkowana pewnymi wydarzeniami, które w pewnym sensie można nazwać pobocznymi. Począwszy od zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i dyskusji o hejcie w polityce, poprzez strajk nauczycieli czy kończąc na dyskusji wokół filmu braci Sekielskich o pedofilii w Kościele, który to temat także był instrumentalnie wykorzystywany przez różne strony politycznego sporu.

• W ostatnich dniach z różnych stron sceny politycznej możemy słyszeć apele o sam udział w głosowaniu i o wysoką frekwencję. Związany z PiS marszałek województwa lubelskiego nawet wysyłał listy do mieszkańców, w których zachęcał do pójścia na wybory.

– W tych wyborach frekwencja jest szczególnie istotna dla dwóch największych podmiotów politycznych. Prawu i Sprawiedliwości zależy na tym głównie dlatego, że w naszym regionie ma rekordowe poparcie i wysoka frekwencja tutaj może się przełożyć na lepszy wynik w skali kraju i ewentualny drugi mandat w okręgu lubelskim. Z tego względu działania profrekwencyjne są racjonalne. W wyborach europejskich do tej pory mieliśmy do czynienia z żenująco niską frekwencją, więc każde takie działania należy ocenić pozytywnie. Ale w przypadku wspomnianej aktywności marszałka, jest to działanie mające na celu strategiczną korzyść z perspektywy PiS.

• Choć w tych listach nie było szyldu partyjnego, ani agitacji, to było to ukierunkowane na mobilizację elektoratu tej partii?

– Myślę, że tak i to głównie tego twardego elektoratu. Także obecność ważnych polityków partyjnych w naszym regionie pokazuje, że jest on istotny z perspektywy strategii wyborczej PiS. Ta mobilizacja ze strony marszałka, mimo że jest w interesie partii, to moim zdaniem nie powinna być jednak krytykowana. Wszystkim powinno zależeć na tym, żeby jak najwięcej ludzi poszło do wyborów, by były one odzwierciedleniem nastrojów społecznych. Im więcej ludzi zagłosuje, tym będzie lepiej dla funkcjonowania społeczeństwa.

• Czy polaryzacja sceny politycznej, o której mówimy od dłuższego czasu, umacnia się? Wyniki sondażowe pokazują, że zdecydowaną większość wezmą PiS i KE, a ugrupowania takie jak Wiosna czy Konfederacja mogą liczyć jedynie na pojedyncze mandaty w niektórych okręgach.

– Umacnia się, jeżeli patrzymy na podział między partią rządzącą i opozycją. Ale należy podkreślić, że dwie wspomniane inicjatywy próbują stworzyć wyłam w tym duopolu. Z jednej strony Wiosna Roberta Biedronia jest niebezpieczna dla Platformy Obywatelskiej, bo odbiera progresywne głosy lewicowe. Z kolei Konfederacja jest dość dużym zagrożeniem dla PiS z prawej strony, tej bardziej konserwatywnej. To widać chociażby po reakcjach polityków partii rządzącej na hasła głoszone przez kandydatów tego ugrupowania, ale też na postawę mediów publicznych, które dość oszczędnie informują o ich aktywności.

• Prawu i Sprawiedliwości wypadł natomiast konkurent w osobie lubelskiego europosła trzech kadencji Mirosława Piotrowskiego. Założona przez niego partia Ruch Prawdziwa Europa po rejteradzie części niedoszłych kandydatów związanych z Prawicą RP ostatecznie nie skompletowała list i w wyborach nie wystartuje. Czy to duże zaskoczenie?

– To zaskoczenie tylko w pewnym zakresie. Biorąc pod uwagę wieloletnie doświadczenie Mirosława Piotrowskiego w europarlamencie, ewidentnie można zaobserwować brak doświadczenia w rozgrywkach politycznych, w budowaniu list i koalicji. Po ostatnich wyborach, w których zdobył mandat z listy PiS, pokonując jego lubelską „jedynkę” (Waldemara Parucha - przyp. aut.), nie spotkało się to z pozytywną reakcją partii i można było zaobserwować pogorszenie się wzajemnych relacji, które już wcześniej nie były poprawne. Myślę, że posłowi Piotrowskiemu nie udało się ze swoich wartości zbudować odpowiedniego poparcia. Wcześniej bazował na poparciu środowiska toruńskiego i widocznie gra interesów między rządem a kręgami związanymi z Radiem Maryja przeważyła na stronę partii rządzącej. W wyniku mniejszego wsparcia ze strony mediów o. Tadeusza Rydzyka, nie udało mu się skupić wokół swojej inicjatywy wystarczająco silnego grona. Z kolei decyzja skupionych wokół Marka Jurka działaczy Prawicy RP wydaje się być racjonalna, bo wybierając listy ruchu Kukiz’15 postawili na ugrupowanie z funkcjonującymi już strukturami, które ma szanse na uzyskanie lepszego wyniku.

• Mówił pan też o Wiośnie. W województwie lubelskim, w którym dominuje prawicowy elektorat, ta partia nie miała rewelacyjnych wyników w sondażach, ale chyba nie pomogli jej też lubelscy kandydaci. Koordrynatorka lokalnych struktur w trakcie kampanii została oskarżona przez działacza młodzieżówki o mobbing. Inny z kandydatów zataił informacje o ciążących na nim prokuratorskich zarzutach. Czy to przekreśla szanse Wiosny na dobry wynik w naszym regionie?

– Myślę, że biorąc pod uwagę te zdarzenia, układanie list było nie do końca przemyślane. Także wybór na „jedynkę” osoby niezwiązanej z Lublinem (legendarnego działacza opozycji antykomunistycznej Zbigniewa Bujaka - przyp. aut.), która co prawda budzi duży szacunek ze względu na swoje dokonania z przeszłości, ale może nie być za bardzo rozpoznawalna dla grupy docelowej, do której Wiosna kieruje swój przekaz. Myślę, że przy tworzeniu list pominięto wielu aktywistów popierających poglądy Roberta Biedronia, którzy mogliby wzmocnić je swoją aktywnością. Ostateczny wybór może być nie do końca efektywny pod względem pozyskiwania głosów, więc wynik w województwie lubelskim niższy niż w skali kraju nie będzie zaskoczeniem.

• Jak można podsumować kampanię na lubelskim podwórku?

– Od początku widać było, że mamy czworo głównych kandydatów do objęcia trzech mandatów. Ta rywalizacja była dwojaka. Z jednej strony mamy Elżbietę Kruk i Beatę Mazurek z PiS, które podzieliły się obszarem aktywności. Pierwsza z nich skupiła się na Lublinie i okręgu lubelskim. We wschodnio-południowej części województwa w przesrzeni miejskiej bardziej widoczna była poseł Mazurek. Z kolei bardzo ciekawe starcie i walkę o głosy mamy w przypadku Krzysztofa Hetmana i Joanny Muchy z Koalicji Europejskiej. Pomiędzy nimi rozstrzygnie się najprawdopodobniej walka o jeden mandat, stąd widać było ich ogromną aktywność w kampanii. To chyba z perspektywy naszego regionu nawet ciekawszy pojedynek niż ten między PiS i Koalicją Europejską.

• W niedzielę będziemy wybierać posłów do Parlamentu Europejskiego kolejnej kadencji. Jak można podsumować tegoroczną kampanię?

– Wydaje się, że ugrupowaniem bardziej zmobilizowanym do osiągnięcia korzystnego wyniku była partia rządząca. Prawo i Sprawiedliwość przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi ewidentnie chce sprawić wrażenie lidera sondaży i tymi wyborami potwierdzić sondaże, które są publikowane w mediach. Z kolei pewne porozumienie w postacie Koalicji Europejskiej (Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokrratycznej, Nowoczesna i Zieloni – przyp. aut.) było racjonalne z tego względu, że biorąc pod uwagę wysokie notowania PiS tylko zjednoczona opozycja mogła stanowić jakąś alternatywę. Jednak wydaje się, pewne błędy popełnione w trakcie kampanii spowodowały, że efekt synergii nie zaistniał.

• Jakie to błędy?

– Chociażby wpadki związane z brakiem spójności programowej, co było efektywnie piętnowane przez konkurentów. Kwestia związana z podpisaną przez prezydenta Warszawy Deklaracją LGBT, od której dystansowali się politycy PSL mogła być elementem pokazującym, że ta koalicja nie ma spójnego programu. Ponadto wymieniłbym tu też konieczność efektywnego reagowania na propozycje PiS. Program tej partii związany z kwestiami socjalnymi narzucał ton kampanii. Z kolei politycy Koalicji Europejskiej musieli odpowiadać na te propozycje.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama