Reklama
Życie Pi, reż. Ang Lee (recenzja)
Jeśli nie zdążyliście/nie mieliście okazji obejrzeć obsypanego nagrodami \"Życia Pi” w kinach, teraz najnowszy film Anga Lee (tegoroczny Oskar za reżyserię) jest do kupienia na DVD.
- 06.05.2013 11:22

W \"Życiu” oglądamy przygody hinduskiego chłopca o wdzięcznym imieniu Pi. Najpierw jego dzieciństwo, religijne poszukiwania (widzowie dostają ściągę z hinduizmu, islamu i chrześcijaństwa) wyprawę statkiem do Ameryki z cyrkowymi zwierzętami, a wreszcie walkę o przeżycie w szalupie ratunkowej rzuconej na środek oceanu. Walkę niezwykłą, bo prowadzoną w towarzystwie tygrysa bengalskiego.
Na pewno \"Życie Pi” podbija serca widzów pięknymi zdjęciami i niesamowitymi efektami specjalnymi. Sceny z tygrysem i Pi na łodzi zachwycają. Wprost nie można uwierzyć, że dziki kot, którego oglądamy na szalupie nie jest prawdziwym zwierzęciem tylko tworem wyczarowanym przez magów od efektów specjalnych. Ang Lee (\"Brokeback Mountain”) jest świetnym opowiadaczem, więc \"Życie” ogląda się ze sporym zainteresowaniem. Reżyser świetnie pokazał jak tygrys jest dla młodego Hindusa zagrożeniem, a jednocześnie wsparciem w walce o przetrwanie. Blado wypadają natomiast rozważania o Bogu – sprowadzają się do płytkiej konstatacji, że każda religia jest dobra.
Być może to, co jest największą zaletą \"Życia” jest też jego największym przekleństwem. Wierzę, że film Anga Lee oglądany w kinie w 3D zapiera dech w piersi. Jednak ten sam obraz na mniejszym ekranie i bez trójwymiarowych okularów dużo traci. Pozbawiony technologicznych fajerwerków staję się sprawnie wyreżyserowanym, ładnym i do bólu hollywoodzkim filmem familijnym. Dla wielu widzów to zaleta – \"Życie Pi” jako sposób na poprawę humoru rzeczywiście działa.
Reklama













Komentarze