Reklama
Kochanek królowej, reż. Nikolaj Arcel (recenzja)
Można pozazdrościć Duńczykom takiej historii. Pod koniec XVIII wieku szalony król Chrystian VII zaprzyjaźnia się z Johannem Friedrichem Struensee, niemieckim medykiem i wolnomyślicielem.
- 06.05.2013 14:16

Struensee namawia władcę do wprowadzenia radykalnych, wręcz rewolucyjnych jak na ówczesne czasy reformy, m. in. zniesienia cenzury, złagodzenia pańszczyzny, zakazania tortur. Jest jednak szkopuł. Dwór staje przeciwko medykowi, który przejmuje praktycznie władzę nad Danią i burzy uświęcony porządek. Żeby było jeszcze ciekawiej Struensee wdaje się w romans z żoną króla. Jak zwykło się mówić, to materiał na świetny film. Taka historia – w rzeczywistości i w kinie – nie mogła skończyć się dobrze. I jak widzimy w \"Kochanku królowej” skończyła się fatalnie.
\"Kochanek królowej” to dobry film kostiumowy – mamy tu zakazaną miłość, dworskie intrygi, zderzenie światopoglądów, wiernie odtworzone realia życia XVIII – wiecznej arystokracji. Jednym słowem wszystko, czego potrzeba. Znakomicie w rolę medyka wcielił się Mads Mikkelsen, nie ustępuje mu Mikkel Boe Folsgaard jako Chrystian VII. Nie jest to kino na miarę \"Zakazanych związków”, ale film ogląda się dobrze. Przy okazji widz dostaje materiał do przemyślenia: choć Struensee chciał dobrze dla prostych ludzi, skończył jako człowiek przez nich znienawidzony.
Reklama













Komentarze