Marcelowi G. postawiono później zarzuty, dotyczące sprzedaży dopalaczy oraz narażenia życia swoich rówieśników. W czwartek na sali sądowej 19-latek nie przyznał się do winy. Odmówił składania wyjaśnień.
Sprawa dotyczy wydarzeń z października ubiegłego roku. 18-letni Szymon uciekł wtedy z ośrodka wychowawczego. Zatrzymał się u swojej dziewczyny w Świdniku. Nastolatka mieszkała razem z wujkiem. Feralnego dnia pojechała z nim do Lublina. Szymona odwiedził w tym czasie jego kolega – Kacper.
Chłopcy postanowili zadzwonić po znajomego – Marcela G. Z aktu oskarżenia wynika, że nastolatek przyjechał do mieszkania i sprzedał kolegom 4 tabletki o nazwie „Louis Vuitton”. Marcel wyszedł, a Szymon i Kacper zostali sami. Zażyli po dwie tabletki i zajęli się graniem na konsoli.
Z ustaleń prokuratury wynika, że w pewniej chwili Szymon źle się poczuł. Zrobił się blady, a następnie stracił przytomność. Jego kolega wezwał pogotowie ratunkowe. Nieprzytomny chłopak w ciężkim stanie trafił do szpitala przy ul. Kraśnickiej. Był w śpiączce.
Do szpitala przewieziono również Kacpra, który był pod widocznym wpływem dopalaczy.
Nocą stan Szymona nagle się pogorszył. Doszło do zatrzymania akcji serca. Lekarzom nie udało się uratować chłopaka. Jego kolega wyszedł ze szpitala po pięciu dniach.
Policjanci zatrzymali Marcela G. niedługo po śmierci Szymona. Nastolatek początkowo trafił do aresztu, ale później objęto go dozorem policji. W procesie odpowiada więc z wolnej stopy. Podczas pierwszych przesłuchań chłopak do niczego się nie przyznawał. Nie składał żadnych wyjaśnień. Później tłumaczył, że nie sprzedawał dopalaczy, a jedynie dał kolegom „piguły”. Wyjaśniał, że kupił je w internecie, ale nie pamiętał, na jakiej stronie. Marcel G. przekonywał również, że kupując tabletki myślał, że „to zwykły narkotyk, a nie dopalacz”. Chłopakowi grozi teraz do 3 lat więzienia.














Komentarze