• Jak dziś wygląda dzień naukowca?
– Cóż... Największa zmiana to ta, że jesteśmy zamknięci na małej powierzchni razem z dziećmi. Musimy się zgodzić na pewne ustępstwa: hałas, krzyki, często emocjonalne reakcje. Kiedyś czas do 14-15, kiedy dzieci wracały ze szkoły, a żona z pracy, miałem dla siebie. Teraz funkcjonujemy razem 24 godziny na dobę. Natomiast dalej robię to, co robiłem, a więc głównie praca naukowa, przygotowanie do dydaktyki.
• Akcja „Książka z plecaka” też musiała zmienić formułę. Czy dzięki temu ma więcej odbiorców?
– Tak, ich liczba wzrosła błyskawicznie – z 500 osób do 1660 w tym momencie. Dodam, że gwałtownie wzrosło też zainteresowanie nauczycieli, którzy dołączają do drugiej, zamkniętej grupy facebookowej „Książka z plecaka”.
• Szukają pomysłów na ciekawe lekcje online?
– Tak, niektórzy korzystają z moich filmów jako formy lekcyjnej, oglądają je razem z całą klasą i potem dyskutują. Czasem podsuwam pomysły na zadania, otwieram się też na sugestie ze strony nauczycieli.
• Jakie to sugestie?
– Na przykład ktoś ostatnio podsunął pomysł zajęć w mniejszym gronie, na zoomie. Czasem ktoś zwraca uwagę na brak istotnych (dla maturzystów) treści. Dla mnie to też ważna sprawa, żeby się przełamać i wejść w rolę aktora. Żona mówi, że po dwóch tygodniach wyraźnie się wyrobiłem.
• A jakie są sprawdzone patenty na zainteresowanie uczniów - najpierw wykładem o literaturze, a docelowo daną książką?
– Gotowych patentów, które działałyby w 100 proc. oczywiście nie ma, ale na pewno dobrze jest zacząć jakąś anegdotą. Ważne, by „zejść z piedestału”, unikać tego, co się kojarzy z tzw. językiem akademickim. Często odwołuję się do doświadczenia. Najważniejsze to pokazać, że dana książka (nawet jeśli z odległej epoki), mówi o naszych problemach, dotyka czegoś istotnego, o czym tu i teraz możemy podyskutować.
• Sugeruje pan na przykład, by sobie wyobrazić książkę jako film. To działa?
– To ryzykowne przedsięwzięcie, dla niektórych może nawet obrazoburcze, ale uczeń widzi, że jestem gotów dla niego zaryzykować eksperyment myślowy. Jeśli film „Taboo” cieszy się dużą popularnością, a „Lalka” niekoniecznie, to może warto zestawić te dwa dzieła i pozwolić zaszaleć wyobraźni?
• A jaki jest odzew od uczniów?
– Tego jest sporo. Kilka razy dostałem bardzo miłe informacje z podziękowaniami. Reagują w komentarzach, czasem oznaczają swoich znajomych, widzę, że sporo osób udostępnia też moje filmy. Najmilsze są chyba te wiadomości, gry ktoś pisze, że „nigdy nie rozumiał” a teraz „wreszcie zrozumiał”.
• Czy dziś młodzież czyta więcej, bo teoretycznie ma więcej czasu, czy też paradoksalnie czasu na to, bo jest przytłoczona materiałem ze szkoły prowadzonej w trybie online?
– Prawdę mówiąc, ciężko ocenić po dwóch tygodniach... Myślę, że siedzenie w domu niekoniecznie służy pochłanianiu książek. Widzę po sobie - żeby pracować umysłowo (a nie tylko biegać wzrokiem po literach) potrzebuję ruchu, fizycznego wysiłku. W domu się gnuśnieje, choć ważna jest wewnętrzna dyscyplina. Ale zamknięci w czterech ścianach, coraz bardziej myślimy o tym, co na zewnątrz... Sugeruję uczniom sięganie po audiobooki. Można przy okazji coś robić, wzrok się nie męczy...
• Według jakiego klucza dobiera pan lektury, które omawia?
– Klucze są dwa: to, co mam w tym momencie pod ręką i już opracowane (raczej literatura XX wieku i współczesna) i to, o co uczniowie i nauczyciele proszą, a wymaga dłuższego przygotowania. Tak było z Kochanowskim, „Lalką”, po świętach będzie m.in. „Dżuma” i „Mistrz i Małgorzata”. To, co robię, pomaga mi przetrwać ten czas i mam z tego wielką frajdę. Odpoczywam psychicznie mówiąc do uczniów, planując kolejne zajęcia. Mam konkretny cel i cieszę się widząc, że komuś się to podoba
• Pana zdaniem, jakie obecne lektury skutecznie zniechęcają młodych ludzi do czytania, a jakich konkretnie książek tam brakuje?
– Jest przesyt tekstów mówiących o narodowej martyrologii. To ważne teksty, ale w takim stężeniu jest to dawka niezjadliwa. Ja osobiście bardzo długo byłem na bakier ze Słowackim, dopóki nie przeczytałem „Beniowskiego” i poematu „W Szwajcarii”. Może to nie jest kwestia lektur, ale sposobu ich prezentacji. Słowacki omawiany w stylu profesora Bladaczki z „Ferdydurke” musi zniechęcić.
O 13.15 muszę skończyć... Będziemy mogli przerwać? Syn potrzebuje komputer.
• Jak już pan odzyska komputer: Co koniecznie powinno się znaleźć na liście lektur?
– Kanon literatury szkolnej powinien uwzględnić fakt, że mamy rok 2020, a literatura w szkole kończy się w latach 60. (Mrożek, Nowa Fala).
• Dlaczego warto studiować polonistykę do czego zachęca pan na swoim kanale?
– Polonistyka kształtuje niezwykle ważne umiejętności, które są ważne w wielu zawodach: uczy komunikacji językowej, krytycznego czytania, a przez to i myślenia, pozwala postrzegać rzeczywistość jako złożoną, tajemniczą i pełną pytań. Ludzie tego nie potrafią, szukają prostych odpowiedzi co w prostej linii prowadzi do ideologizacji myślenia. Kultura chroni nas przed nami samymi.
• A rynek pracy po polonistyce?
– Cały czas pokutuje mit uczelni jako szkoły zawodowej. Kończysz kierunek - masz zawód. A moim zdaniem uczelnia ma szykować człowieka do radzenia sobie na rynku pracy, do elastyczności, zmieniania zawodów.
Po drugie, jest cały szereg nowych zawodów wymagających sprawnego radzenia sobie z redagowaniem tekstów, z wypowiedziami publicznymi, z kreowaniem wizerunku. Brakuje osób z tymi podstawowymi umiejętnościami. Np social media worker - już kilka razy miałem możliwość podjęcia takiej pracy. Wszystkie profesje na styku kultury, biznesu, mediów cyfrowych- potrzebują polonistów.
• Ale zdecydował się pan zostać na uczelni. Dlaczego?
– Byłoby mi ciężko żyć bez pracy intelektualnej, studentów, dyskusji. Bardzo lubię to, co robię, poza tym praca na uczelni daje też pewne „poza intelektualne” korzyści - dużą niezależność, decyzję, kiedy pracuję a kiedy mam czas wolny, możliwość pracy stacjonarnej.
Akcja Książka z plecaka funkcjonuje od 2016 roku, do niedawna głównie poza internetem. Wykładowcy i doktoranci polonistyki KUL jeżdżą do szkół z warsztatami poświęconymi literaturze. Uczniowie, którym się spodobało, są zapraszani na warsztaty całodzienne na KUL lub wyjazdy kilkudniowe w góry. Pomysł był odpowiedzią na gwałtowny spadek zainteresowania KUL-owską polonistyką i potrzebą działań promocyjnych. W tym momencie akcja jest obecna w całej Polsce.
– Tylko w lutym byłem w Zabrzu, Katowicach, Krotoszynie, Leżajsku, Warszawie. Mamy już zaproszenia że Szczecina, Ełku, Chojnic, Białegostoku. Wystąpienia internetowe udostępniają oficjalnie szkoły z całej Polski, np. Mielec, Brodnica, Olsztyn – wylicza Lech Giemza.













Komentarze