Marta i Łukasz z Lublina ślub planowali już wcześniej, ale wtedy na przeszkodzie stanęły obostrzenia związane z pandemią. Dwa lata temu zarezerwowali dom weselny pod Chełmem, który spełniał ich oczekiwania. Podpisali umowę i szykowali się do uroczystości zaplanowanej na miniona sobotę, 20 sierpnia.
– Jakiś czas temu zastanawialiśmy się, czy nie zrezygnować, bo byliśmy informowani o dodatkowych opłatach. Mieliśmy jednak już wybrane menu, ustalone szczegóły i postanowiliśmy niczego nie zmieniać. Wszystko było zaplanowane i poukładane – opowiada Dziennikowi pan Łukasz.
Tak było do ostatniego czwartku. Tego dnia pan młody zgodnie z umową wykonał przelew za wynajem sali weselnej i wysłał właścicielom potwierdzenie transakcji. Po południu wybierał się z przyszłą żoną do Chełma na spotkanie z księdzem, który miał udzielić im ślubu.
– Tuż przed wyjazdem dostałem telefon od prawnika pary, która tego samego dnia miała mieć wesele w tym samym lokalu. Powiedział, że przyjęcia prawdopodobnie nie będzie, bo właściciel domu weselnego zamknął bramę na łańcuch i odsyłał przywożących produkty na wesela dostawców z kwitkiem. W drogę wyruszyliśmy w szoku, do mnie nie docierało, że to dzieje się naprawdę. Mieliśmy nadzieję, że jak dojedziemy na miejsce, to wszystko się wyjaśni – wspomina pan młody.
Druga para o tym, że coś jest nie tak, zorientowała się, próbując załatwić na miejscu formalności związane z przyjęciem. – Próbowaliśmy rozmawiać, ale bramy były zamknięte. Z lokalu wyproszono nawet pracowników, którzy mieli pracować przy obsłudze wesel – relacjonuje czwartkowe wydarzenia Łukasz Dzida, pełnomocnik państwa młodych.
Kolejne podejście do rozmów odbyło się w piątek rano. Dopiero po godzinie czekania właściciel zaprosił obie pary do środka. Oznajmił swoim rozmówcom, że zorganizuje obie imprezy, a krótki czas w tym przypadku nie jest problemem.
– Zrezygnowaliśmy, bo nie byliśmy w stanie przewidzieć, co jeszcze może się wydarzyć. Po tym, co się stało, właściciel przeprosił nas i tłumaczył, że to nie jego wina. Jakby nie przyjmował do wiadomości, że mógł zniszczyć nam ten ważny dzień – mówi pan Łukasz. Ostatecznie wesele odbyło się w innym, znalezionym w międzyczasie lokalu. Podobne szczęście miała druga para. Jedni i drudzy nowożeńcy odzyskali też zainwestowane pieniądze, ale nie zamierzają sprawy tak zostawiać.
– Będziemy domagać się zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę. Ci ludzie planowali swoje wesela od dawna, zaprosili gości i w dniu ślubu nie myśleli o najważniejszym dniu w swoim życiu, ale musieli świecić oczami i tłumaczyć, dlaczego przyjęcie odbywa się w innym miejscu. Będziemy chcieli załatwić sprawę polubownie – zapowiada Dzida. Zaznacza jednocześnie, że w innym przypadku sprawa może się skończyć w sądzie.
Właściciel domu weselnego nie ma sobie nic do zarzucenia. – Przecież w piątek powiedziałem obu parom, że nie ma problemu. Wesela były zaplanowane na sobotę. Od rana mogliśmy rozpocząć przygotowania i ze wszystkim byśmy zdążyli – mówi. Jak tłumaczy fakt, że wcześniej nie chciał wpuścić nikogo do lokalu? – Nie mogłem się skontaktować z żoną i nie wiedziałem, czy ci ludzie mieli podpisane umowy. Udało mi się to potwierdzić dopiero w piątek. A dostawców nie wpuszczałem, bo takie produkty jak mięso przyjmujemy dopiero dzień przed weselem, żeby się nie popsuły.
Właściciel nie obawia się też ewentualnego spotkania w sądzie. – Ostatecznie to oni nie chcieli zorganizować u nas wesel i znaleźli sobie nowe lokale. Działam w tej branży od 22 lat i nie spotkałem się z taką sytuacją. Państwo byli u nas w piątek rano i usłyszeli, że zaczynamy przygotowania. Co innego, gdyby to miało miejsce w sobotę – tłumaczy.














Komentarze