Bractwo Miłosierdzia im. Św. Brata Alberta ma przede wszystkim pomagać osobom skrajnie ubogim i bezdomnym. Organizacja prowadzi m.in. noclegownie i kuchnię dla najbiedniejszych. Zajmuje się również pomocą w uzyskiwaniu różnego rodzaju świadczeń. Ma także status organizacji pożytku publicznego. Umożliwia to zbieranie 1 proc. z podatku dochodowego od osób fizycznych. I to właśnie pieniądze z tych wpływów przywłaszczyć miała sobie Monika S., była prezes, a wcześniej pracownica administracyjno-biurowa stowarzyszenia. Śledczy ustalili, że kobieta korzystała z pieniędzy, by spłacić własne długi. Do robienia przelewów na własne konto sama się zresztą przyznała.
Ale to nie wszystko. W tej sprawie oskarżone były także trzy inne osoby, którym Monika S. wystawiała dokumenty dotyczące zatrudnienia ich na czas nieokreślony w Bractwie. W oparciu o nie zaciągane były kredyty i pożyczki: od 20 to blisko 130 tys. zł. Tylko jeden z mężczyzn spłacił dwie pożyczki. Trzeciej już nie. Dwie pozostałe osoby spłacanie rat przerwały.
– Tłumaczenia były rożne – mówiła, uzasadniając wyrok sędzia Agnieszka Kołodziej. – Można je traktować za naiwne, wiedząc, że każda osoba dorosła wie, gdzie pracuje, ile zarabia i czy stać ją na to, żeby kredyt spłacać.
Adam K., Stanisław Ch. i Bożena S. usłyszeli wczoraj wyrok więzienia w zawieszeniu. Muszą też zapłacić kary grzywny i solidarnie z Moniką S. zwrócić niespłacone długi. Sama Monika S. ma spędzić w więzieniu 6 lat, zapłacić 4,5 tys. zł grzywny oraz oddać Bractwu przywłaszczone 183 tys. zł. Wyrok jest nieprawomocny.
Kobieta ma jednak o wiele większe problemy. Nieprawomocnie została skazana też za zabójstwo 10-letniego syna. Zabiła go w listopadzie 2019 r. Skazano ją za to na 25 lat więzienia. Sprawa toczy się przed Sadem Apelacyjnym w Lublinie.












