Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kiedy lot jest niski i szybki

Ile trzeba mieć samozaparcia, aby w całym roku grubo ponad sto dni spędzać poza domem? Ile trzeba mieć zrozumienia dla pasji swoich dzieci, aby co roku wydawać ponad sto tysięcy złotych na realizowanie ich pasji? Ten trud jednak opłaca się, bo rodzina Małeckich robi coraz większą furorę w Europie.
Kiedy lot jest niski i szybki
(Jacek Świerczyński)
Miłość do motocykli już od dawna łączy Dominika, Wiktora i Marka Małeckich.

– Pewnego razu tata zabrał mnie na tor na górkach czechowskich, gdzie po raz pierwszy obejrzałem zawody motocrossowe. Od początku wiedziałem, że ten sport stanie się moją największą miłością. Bardzo szybko namówiłem tatę na kupno pierwszego motocykla – wspomina Dominik Małecki.

Jestem dumny

Dzisiaj ten piętnastolatek, to jeden z największych talentów w Polsce. Zawodnik KM Cross Ekoklinkier Lublin jest wicemistrzem Polski w swojej klasie, a w wyścigach cross country wywalczył złoty medal. Wiktor, młodszy o pięć lat brat Dominika, to również kawał zawodnika. Mimo że to wciąż dziecko, to drzemie w nim olbrzymi potencjał, o czym świadczy trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej MX65.


– Jestem dumny ze swoich synów, bo realizują swoją pasję. Czy boję się o nich? Oczywiście, ale żaden sport nie jest bezpieczny. Opiekują się nimi najlepsi trenerzy, a swoje umiejętności doskonalą na nowoczesnych torach w Holandii czy Hiszpanii – wylicza Marek Małecki, tata zawodników KM Cross.

Uważać na piachu

Strach ojca nie dziwi, bo na torze prędkości przekraczają 80 km/h. – Tak naprawdę, to są tylko przypuszczenia, bo w naszych motocyklach nie ma liczników. To dobrze, bo inaczej człowiek co chwila zerkałby na niego i zwalniał – śmieje się Dominik, który waży 55 kg. Jego sprzęt jest o około trzydzieści kilogramów cięższy. – Najbardziej trzeba uważać w piachu. Kiedy człowiek zakopie się, to motor może go przygnieść. To nie jest zbyt przyjemne uczucie – tłumaczy starszy z braci.

Innym niebezpiecznym elementem zawodów motocrossowych są skoki. Podczas wyścigu sportowcy latają na wysokości grubo przekraczające dwa metry. – Nie da się uniknąć skoków. Tajemnicą jest jednak technika. Aby nie spędzić zbyt dużo czasu w powietrzu, to trzeba wbić motocykl w najazd. Wtedy lot jest niski i szybki – wyjaśnia Dominik.

Motocykl na 50 godzin

O bezpieczeństwo swoich synów dba przede wszystkim ojciec. – To ja opiekuję się sprzętem. Motocykle \"na tygodniu” przechodzą poważny remont. Trzeba wymienić wszystkie płyny i sprawdzić hamulce. Co by było, gdyby chłopakom przestały działać hamulce? – pyta retorycznie Marek Małecki.

Motocross generuje olbrzymie koszty – rodzina Małeckich na pasję synów wydaje rocznie około 100 tysięcy złotych. – Jeden motocykl starcza na około 50 godzin jeżdżenia. Po upływie tego czasu należy wymienić w nim wiele części lub kupić nowy sprzęt – dodaje Marek Małecki. Motocykl nie jest tani.

Kosztuje on około 20 tysięcy złotych, a do tego należy jeszcze dodać naprawę zawieszenia (10 tys. zł) i tuningowanie (5 tys. zł). Sporo kosztuje również ubiór zawodnika. Paradoksalnie, najdroższe są buty, na które trzeba wydać 1500 zł. Kask to koszt tysiąca złotych, za ubranie trzeba dać minimum 700 zł, a dobre gogle są wyceniane na 400 zł.

Na walizkach

Życie motocrossowca, to ciągłe pakowanie się i rozpakowywanie. – Na zawody wyjeżdżamy w czwartek wieczorem lub w piątek rano. Jeździmy po całej Europie. Ostatnio startowaliśmy pod granicą niemiecko-francuską. W sobotę trenujemy, a w niedzielę bierzemy udział w zawodach. Do domu wracam w poniedziałek i siadam do lekcji, bo w szkole nie mam zbyt dużej taryfy ulgowej – mówi Dominik.

Aby rozwijać się, bracia Małeccy muszą dużo trenować. Niestety, w Lublinie nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie mogą spokojnie podnosić swoje umiejętności.

– Kiedyś zorganizowano zawody na stoku obok hali Globus. To było fantastyczne przeżycie, bo oglądało nas kilka tysięcy lublinian. Niestety, to była tylko jedna edycja. W ostatnich latach często trenujemy również na Majdanku. Oprócz tego jeździmy również do Bychawy czy Gdańska. Najbardziej lubię jednak ścigać się w Niemczech. Tamtejsze tory są bardzo wymagające, ale dzięki temu można się na nich sporo nauczyć – wyjaśnia Dominik.

Życie stałoby się prostsze

– Ciągle wierzę, że w przyszłości w Lublinie powstanie profesjonalny tor. Motocross jest bardzo atrakcyjnym sportem. W Europie Zachodniej interesują się nim setki tysięcy ludzi. W Polsce te liczby są dużo mniejsze – mówi Marek Małecki.

– Gdyby w naszym mieście, powstał profesjonalny tor, to nasze życie stałoby się dużo prostsze – dodaje Dominik. – Łatwiej byłoby również spełnić nasze marzenia. Tym największym jest tytuł mistrza świata.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama