W sprawie sarny zadzwonił do nas Zenon Styk, kierowca Chełmskich Linii Autobusowych. Zauważył zwierzę na drodze, kiedy pierwszym porannym kursem jechał do Rudy Huty. Sarna pozwoliła do siebie podejść, a więc delikatnie sprowadził ją ze skarpy w przydrożne chaszcze.
Jacek Barczyński
12.02.2006 19:16
- Okazało się, że sarna jednak pozostała na miejscu - mówi Styk. - Robiąc kolejny kurs do Rudy, wypatrzyłem ją jak stała w krzakach, prawie tam, gdzie ją zostawiłem. Myślę, że zwierzę potrzebowało pomocy.
O sarnie powiadomiliśmy Zbigniewa Guziejkę, łowczego okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Chełmie. On z kolei zaalarmował Janusza Dąbrowskiego, łowczego Koła \"Szarak”. Gospodarza łowiska, obejmującego także Nowiny. Razem z nim wybraliśmy się do lasu, by zabrać stamtąd wycieńczone zwierzę. Aby nam to ułatwić Styk oznakował miejsce, w którym ostatni raz widział sarnę, zaczepioną na gałęzi wiązką wstążek.
Sarny przy drodze już nie było. Pozostało po niej wygniecione w śniegu legowisko. Kilka metrów dalej w głąb lasu znaleźliśmy drugie. Dąbrowski zauważył ślady krwi. Na tej podstawie wywnioskował, że zwierzę najprawdopodobniej zostało potrącone przez samochód i po odzyskaniu sił poszło swoją drogą. Okazało się jednak, że sarna nadal zalegała w pobliżu szosy. W końcu ją wypatrzyliśmy, ukrytą za pniem drzewa. Kiedy się zbliżyliśmy, poderwała się na nogi i susami podążyła głąb lasu. Musiała być już w nie najgorszej kondycji, skoro potrafiła przesadzić ponadmetrową stertę gałęzi, pozostawiając na niej jedynie strzępy sierści.
- Jeśli wilki jej nie dopadną, to przeżyje - zawyrokował Dąbrowski, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wcześniej nie wykluczał bowiem, że w lesie zastaniemy zwierzę już martwe, albo że trzeba je będzie dobić.
Zdaniem Guziejki, Zarząd Okręgu PZŁ otrzymuje każdego miesiąca po kilka sygnałów o tym, że gdzieś w terenie jakieś zwierzę, dzik, sarna, czy kozioł potrzebuje pomocy. Każdorazowo w takich przypadkach obowiązkiem gospodarza łowiska jest reagowanie na takie informacje. Dzięki temu myśliwym z \"Szaraka” udało się ostatnio uratować sarenkę, która miała złamaną cewkę, czyli nogę. Jakoś udało im się ją poskładać, dzięki czemu zwierzę powraca do zdrowia w zagrodzie z... kozą. Kiedy odzyska sprawność, wróci na wolność.
Kilka dni temu pisaliśmy o ludziach, którzy do zwierząt mają stosunek zgoła odmienny niż kierowca chełmskiego autobusu. W okolicach Kamienia kłusownicy rozłożyli ponad 60 wnyków. Zdaniem myśliwych takie działanie grozi wymordowaniem całej populacji saren w tamtej okolicy. Przykład chełmskiego kierowcy, który zajął się prawdopodobnie rannym zwierzęciem pokazuje, że można inaczej.
Podziel się
Oceń
Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze
Aktualnie nie ma żadnych komentarzy. Zaloguj się aby dodać komentarz.
Komentarze