- Wspomnienie domu to najpierw ogródek dziadkowy. Dziadek Wołodia był znanym agronomem, sprowadzał do Armenii sadzonki nowych odmian drzew. Kiedy przeszedł na emeryturę, ogród nadal był doświadczalnym polem.
• Pamięta pani, co rosło w ogródku?
- Pewnie. Bakłażany, papryka, ogórki, kapusta, marchew, drzewa wiśni, czereśni, gruszy, brzoskwinia, morela, pigwa, cztery rodzaje śliwy, sześć rodzajów jabłek. Jeszcze jagody, maliny, truskawki. No i zioła. Szczypiorek, czarna bazylia, pietruszka, kolendra, niedźwiedzi czosnek.
• Kto panią nauczył tak dobrze gotować?
- Elmira, babcia ze strony mamy. Przez cały tydzień byłam u niej i to właśnie ona zdradzała mi swoje kulinarne sekrety.
• Jakie?
- Powtarzała: zawsze dodawaj szczyptę soli, nawet jak gotujesz słodkie rzeczy. Z babcią robiłam gołąbki zawijane w liście winogron, na tarasie szaszłyki warzywne, na zimę szykowałyśmy bardzo dużo przetworów, zamykając lato w słoikach. W tym koniecznie adżykę, czyli pastę z papryki i kawior z bakłażanów.
• Kawior z bakłażanów?
- Najpierw opiekamy bakłażan na ogniu, następnie przepuszczamy przez maszynkę do mięsa, doprawiamy czosnkiem, papryką i kolendrą. Smakuje bardzo fajnie, bo zostaje w nim smak ognia. Zresztą nasze zioła są inne. Kolendra jest grubsza, mocna, aromatyczna, w Polsce delikatna, cienka, szybko pada bez wody.
• Rodzice?
- Papa Oganes był inżynierem architektem, mama Mary chemikiem i biologiem. Ojca zabrakło, gdy miałam 6 lat, siostra go nie pamięta wcale. Mama całe życie pracowała bez urlopów i weekendów, stąd jestem \"córeczką” babci. Kiedy tata zmarł, mama zdecydował się przenieść z Armenii do Rosji, zamieszkałyśmy w Moskwie. Kiedy wyjeżdżałam, poprosiłam babcię, aby podyktowała mi przepisy.
• Studia?
- Jestem inżynierem, konstruktorem wagonów kolejowych.
- Chciałam studiować biznes turystyczny, ale było bardzo dużo kandydatów na jedno miejsce. A ponieważ byłam dobra z matematyki i geometrii, więc powiedziałam sobie: no dobra, pójdę na inżyniera kolejowego.
• Po to, żeby konstruować nowoczesne i bezpieczne wagony?
- Tak, pracowałam na kolei 5 lat. Nosiłam mundur. Przeszłam kolejne etapy kariery, by zostać asystentką dyrektora. Ale na państwowym stanowisku mało płacili, zostawiłam kolej. Zostałam nauczycielką tańca. Tańczyłam od 6 roku życia w zespole, 10 lat zawodowo, więc robiłam to co bardzo lubiłam i zarabiałam dwa razy więcej niż na kolei. Po 3 latach zapisałam się na kursy event - managera, dostałam dyplom, przez rok robiłam eventy, potem ze wspólniczką otworzyłam salon urody. Potem zostałam dyrektorem dużej sieci sklepów w Moskwie, zajmujących się sprzedażą tkanin do wystroju wnętrz. Potem podkupiła mnie konkurencja, zostałam dyrektorem promocji i reklamy w dużym centrum handlowym Grand.
• Obrotna z pani dziewczyna.
- Pierwsze pieniążki zarobiłam w wieku 13 lat. Na wakacjach codziennie piekłam po 4 blachy miodownika i wstawiałam do sklepu. Całe życie kombinowałam, żeby zarabiać więcej i więcej.
• Potem spadła na panią miłość.
- Tak. Patryk jest Polakiem. Leciałam do Hong Kongu. Patryk miał przesiadkę w Moskwie. Lecieliśmy razem 11 godzin. Wymieniliśmy się skypem, ciągle do mnie wydzwaniał. Po pół roku zaprosił mnie do Polski, żeby pokazać swój dom, miał ślub serdecznego przyjaciela, byliśmy na weselu. Za miesiąc przyjechałam na 4 dni i tak z 5 razy. Szóstym razem byłam już miesiąc. Za siódmym razem zostałam na pół roku. A ponieważ przy wspomnianej sieci sprzedaży tkanin powstał sklep internetowy, mogłam prowadzić biznes z Polski, dokładnie z Gdyni. Po roku sprzedałam biznes, samochód i 2 lata temu przeprowadziłam się do Polski. W Polsce zajęłam się domem i gotowaniem. Kiedy już wszystkich nakarmiłam, Patryk podał mi pomysł wzięcia udziału w MasterChef. Akurat szedł casting na 2 edycję. Pomysł mi się bardzo spodobał, dostałam się i jestem bogatsza o kolejne, ciekawe doświadczenie.
• Kogo z jurorów szczególnie pani pamięta?
- Chyba największy wpływ na mnie miał Michel Moran. Był surowy, ale sprawiedliwy. Jeśli widział, że masz talent, lubisz to, co robisz, to pokazywał słabe i mocne strony. Powiedział mi: dziewczyno masz talent, swój smak, jesteś inna niż wszyscy i rób to. A sam show? Dużo emocji, które są bardzo prawdziwe. Kiedy zobaczyłam na widowni moją mamę, którą zaprosili z Moskwy, żeby na wizji wyszła ze spiżarni – byłam przerażona. Rozpłakałam się, bo nie widziałam jej długo. Także wyzwania kulinarne były bardzo duże, musieliśmy gotować coś, z czym nigdy się nie spotkaliśmy. Musiałam na przykład wyciągnąć z akwarium homara, zabić go i przyrządzić. Ale ponieważ dużo podróżowałam po świecie, na urlop leciałam do Tajlandii czy Azji, było mi w MasterChef łatwiej. Nigdy nie robiłam homara, ale wiedziałam, że ma smaczne mięso, jeśli zapiekę go z czosnkiem i masłem, to będzie dobry. Bo tak jadłam go na Dominikanie. To samo było z przegrzebkami św. Jakuba. Pierwszy raz zobaczyłam je w muszelce, ale znów jadłam je w kilku wersjach, było mi łatwiej.
• A Magda Gessler?
- Jest bardzo bezpośrednia i szczera. Zdarza jej się przekląć. Pokazuje swoje emocje. Po prostu.
• Dotarła pani do finału.
- Tak, w finale wszyscy myśleli, że wygram. Wygrała Beata, zżarł mnie stres. Nie potrafiłam kontrolować emocji. To widać. Do dziś nie mogę oglądać nagrania z tego finału.
• Po programie wpadała pani na pomysł założenia portalu Smak Armenii?
- Na facebooku dużo ludzi pytało mnie o naszą kuchnię, prosili o przepisy. Więc założyłam stronę z przepisami, fotografiami i filmami. Sama administruję portalem, który się tematycznie rozrasta. Są przepisy gruzińskie, jest polska kuchnia w nowoczesnej wersji. Dużą wagę przykładam do relacji wideo, jeżdżę do Armenii, sama kręcę filmy. Nie zależało mi na profesjonalnych realizacjach, bardziej, żeby to było naturalnie, domowo.. Jak cała strona.
• No to spójrzmy na polską kuchnię. Co tu pani posmakowało?
- Chyba najbardziej żurek. Number one. Na zakwasie z kiełbasą, którą robi się i wędzi w domu.
• Czego pani w naszej kuchni brakuje? Jak powinna się zmienić np. w restauracjach?
- Dla mnie kuchnia polska jest trochę za ciężka. Na przykład do pstrąga zamiast frytek podawałbym warzywa. Dziś są nowe czasy, ludzie interesują się zdrowym odżywianiem, cenią lokalne produkty, kuchnię fit. Więc może więcej dań z grilla, więcej warzyw i kasz? Jak w każdej kuchni warto wracać do korzeni. W miarę możliwości do jagnięciny i dziczyzny, najlepiej świeże, ze sprawdzonych, małych hodowli. Duszony udziec jagnięcy w warzywach to coś wspaniałego. Wystarczy go obsmażyć na rumiano, zamknąć soki w środku, włożyć do garnka, dodać dużo grubo pokrojonych warzyw, zalać winem i do piekarnika. Możemy to samo dusić z marchewką na wolnym ogniu. W obu wersjach do jagnięciny daje się dużo świeżej mięty, która super komponuje się z jagnięciną. No i świeża kolendra. Wszystko przyprawione słodką papryką.
• Plany, marzenia?
- Jestem w trakcie sesji fotograficznej do mojej książki \"Kaukaz na talerzu”, która ukaże się niebawem. Znajdziecie tam 50 przepisów kuchni ormiańskiej, gruzińskiej i staro azjatyckiej. Niektóre przepisy mają po 400 lat. Ormianie używają w kuchni 300 gatunków ziół. To, co zobaczymy pod nogami, to jemy. Mamy chlebek robiony z siedmioma różnymi ziołami, które są obowiązkowe, a można je dostać w Polsce. Jest pyszny!
Finalistka MasterChef: Miłość spadła na mnie w samolocie
Rozmowa z Dianą Volokhovą, finalistką MasterChef, właścicielką portalu Smak Armenii.
- 06.06.2014 16:45

Reklama












Komentarze