Reklama
Interes na jajkach
Żartuje, że całe życie robił sobie jaja, ale w pewnym momencie doszedł do wniosku, że można z tego żyć.
- 21.06.2007 16:21
Robił to od dziecka, bo taka była tradycja w jego domu i w wielu innych rodzinach. Pisankarstwo było zajęciem okazjonalnym, kobiecym, a kolorowymi jajkami obdarowywano się w okresie świątecznym. Jednak ojciec Prószyńskiego nie miał córek i umiejętność wykonywania pisanek przekazał synowi.
Dziś Roman Prószyński z Dzierzkowic jest jednym z kilku mężczyzn w Polsce (najprawdopodobniej jednym z pięciu), którzy zawodowo robią pisanki. Doszedł w tej dziedzinie do klasy mistrzowskiej i z tego żyje.
- Nie trzeba rozkręcać wielkiego biznesu, żeby zarobić na życie - twierdzi pan Rman. - Trzeba tylko pomyśleć: co ja mogę ludziom zaoferować.
Ale pasja, to mało. Trzeba mieć talent i wyobraźnię. A tego Prószyńskiemu nie brakuje. To, co ojciec traktował jako kultywowanie tradycji ludowej, dla pana Romana stało się także biznesem.
Od czego się zaczęło? Od tego, że skoro okazał się mistrzem, to skanseny i muzea zaczęły u niego zamawiać pisanki.
- To, co przeznaczone jest dla muzeów, muszę wykonywać metodą tradycyjną - tłumaczy. - Mają być także wzory charakterystyczne dla danego regionu. To nie jest tak, że robię dowolne pisanki. Trzeba mieć wiedzę, znać symbolikę. Dla odbiorców prywatnych mogę sobie pozwolić na pewną dowolność. Wiele wzorów opracowałem sam.
Pracuje na wydmuszkach techniką batikową. Wykonanie jednej pisanki zajmuje ok. pół godziny. Dziennie może zrobić 10-15 sztuk o skomplikowanych wzorach. Takich prostych więcej.
Tak na ostro bierze się do pracy wczesną jesienią. Wydmuszki poczekają do wiosny, a on musi zgromadzić towar.
- Wiosną dużo jeżdżę - na targi, kiermasze i za granicę, najczęściej do Niemiec i Skandynawii. Bo wtedy są pisankowe żniwa.
Na krajowych imprezach często występuje w tradycyjnym stroju krzczonowskim. Dla podkreślenia, że jego rękodzieło osadzone jest w konkretnej tradycji.
W kraju za jedną pisankę dostaje od 5 do 50 zł. Za granicą od 3 euro w Skandynawii do 5 euro w Niemczech.
- U mnie jest sezonowość pracy - mówi pan Roman. - W wakacje mogę sobie pozwolić na odpoczynek, zarabiam wiosną. Dlatego wybrałem taką formę rozliczania, która nazywa się kartą podatkową. Nie muszę zawieszać działalności, wznawiać jej, karta podatkowa jest prostym rozwiązaniem.
Reklama













Komentarze