Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dobra bryka, jak się psuje

Warsztaty samochodowe będą wkrótce tak niezbędne, jak piekarnie. Tym bardziej że - jak twierdzi Jarosław Kasperek, współwłaściciel warsztatu KasCar w Lublinie.
- Nowe auta wcale nie są lepsze od używanych. Być może dlatego, zakładając własny biznes, miał przekonanie, że się powiedzie. - Doświadczenie w branży już miałem - mówi Jarosław Kasperek. - Urządzałem podobny warsztat na zlecenie innej osoby i zarządzałem nim przez jakiś czas. Jednak w pewnym momencie uznałem, że zarobki mam nieadekwatne do pracy i czasu, jaki w to wkładam. Naturalnie, zarządzanie czyjąś firmą zdejmuje z barków część odpowiedzialności, jednak to mała satysfakcja, a z czasem ma się poczucie niedowartościowania. Postanowili z bratem Marcinem otworzyć do spółki własny biznes. Doświadczenie już było. - Wzięliśmy kredyt, brat jest niepełnosprawny, więc dostał też trochę pieniędzy z PFRON. W kwietniu otworzyli warsztat. - Wiem, że w branży jest duża konkurencja. Ale dziś chyba nie ma firmy, sklepu, usług bez konkurencji - stwierdza Kasperek. - Tak jest w każdej dziedzinie. A myśmy swoją pewność wyboru oparli na tym to, że środowisko nas zna. Przecież wyszedłem z tej branży, znam wielu ludzi, klientów i dla nich też nie byliśmy anonimowi. Najpierw podzielili się obowiązkami. Brat pełnił funkcję zaopatrzeniowca, koordynatora, on zarządzał całością. Do jego warsztatu przeszła część pracowników z poprzedniej firmy. A klient, który oddaje auto do naprawy, idzie/jedzie za swoim mechanikiem. I tak się stało w tym wypadku. - Klienci nie bali się tu przyjechać, bo wielu już wcześniej przyjeżdżało do tych fachowców, znali ich i mieli zaufanie - dorzuca Kasperek. Najtrudniejsza była logistyka - dogranie terminów, znalezienie dobrego miejsca, ustalenie składu pracowników. - Miejsce jest bardzo ważne. Tu, na Bursakach, znalazłem optymalne. Można powiedzieć, że to centrum samochodowe, dużo komisów, giełda na Elizówce. No i obok są hurtownie i sklepy z częściami. Tak, to miało ogromne znaczenie - podkreśla z naciskiem. Dodaje, że pracownicy to zgrany zespół. Jeśli się dobrze rozumieją i mają do siebie i do szefa zaufanie, to jest już duży sukces. A taki skład skompletował. - Pracownikom trzeba wierzyć. Złe relacje między nami są nie do pomyślenia. To oczywiste, że na swoim pracuje się inaczej. A może nawet trudniej. - Tu mam większą odpowiedzialność. Odpowiadam za czyjeś pieniądze, za wykonaną robotę. Wreszcie za ludzi, którzy przecież mają na utrzymaniu rodziny. Ja im daję pracę - a więc chleb. Mówi, że nigdy nie miał takiego momentu, w którym by żałował, że założył własną firmę. - Obserwując gwałtowny rozwój motoryzacji wiem, że ta branża zawsze będzie przynosiła dochód. Nie ma samochodów niezawodnych. Dziś producenci uciekają z kosztów i to się odbija na jakości. Nieraz auto 10-letnie jest lepsze od dwu-, trzyletniego. Ale czy stare, czy nowe - usługę tak samo trzeba wykonać rzetelnie i profesjonalnie. Inaczej klienci nie przyjdą - jeden drugiemu opowiada, który warsztat jest dobry, a który nie. To najlepsza reklama. Dziś nikt do partacza nie pojedzie. Takie opinie rozchodzą się szybko. Razem z bratem nie tylko pracują, lecz także się wspierają. Nie kłócą się, bo - jak mówi - nie ma o co, ale ważne jest, że o problemach firmy jest z kim porozmawiać. Nie chcą ograniczać się do usług tradycyjnie wykonywanych w serwisach samochodowych. Poszerzają ofertę o wiele nowości, zajmują się autami 4x4. - Tak, znakomicie pracuje się na swoim - śmieje się Jarosław Kasperek. - Co prawda ja jestem pracoholikiem, więc poświęcam firmie 16-18 godzin na dobę. Jednak jeśli popełnię błąd, to mogę mieć pretensje tylko do siebie. Potrafi naprawić auto, choć dziś o wszystkim decyduje elektronika i komputer. Jednak wspólnie z bratem zarządzają firmą, a nie leżą pod samochodem.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama