Mała wieś Stanisławka, na co dzień senna i spokojna, raz na trzy miesiące przeżywa oblężenie. Dymią grille, ryczą samochody, a dookoła zadowoleni ludzie wyją z zachwytu, gdy auta z rykiem silników brną przez błotną breję. Tak wygląda \"Wrak race”.
W minioną niedzielę amatorzy wyścigów złomem już po raz drugi spotkali się w Stanisławce. Na wąskiej, wiejskiej drodze, prowadzącej do toru, trudno było znaleźć miejsce do parkowania. Samochody przeciskały się w szpalerze, niemal ocierając się lusterkami. Każdy chciał zobaczyć te igrzyska, w których gladiatorami byli desperaci w samochodach.
Bakcyl atakuje kibiców
Zawadiacka jazda i totalny brak litości dla niemiłosiernie obłoconego opla corsy 1.8 GTi sprawiły, że załoga Cynk, Bryng & Bubel Team zajmowała czołowe miejsca w poszczególnych wyścigach.
– Cholernie się nam to podoba. Adrenalina jest taka, jak w prawdziwym rajdzie. Licznik wprawdzie pokazuje 160 km/h, ale nie jedziemy szybciej niż 20, 30 km/h. \"Łycha” do podłogi i do przodu. Góra drugi, może trzeci bieg – mówi Karol Zięba, kierowca tej załogi, mieszkaniec okolic Kazimierza.
– Gdy Karol jechał, ja polewałem szybę wodą z butelki. Inaczej nic nie widać – dodaje jego pilot Marcin Wierak, posiadacz wielu zawodów, choć żadnego nie wpisuje w CV. Obaj złapali bakcyla \"wyścigu wraków” podczas pierwszych, majowych zawodów w Stanisławce.
– Wiedziałem, że muszę wystąpić. W garażu stała corsa 1.8 GTi. I tak miała iść na złom. Sprawdziła się świetnie. Na kolejny wyścig przygotujemy naszą corsę jeszcze lepiej – dodaje Karol Zięba.
Gdy inni się ścigali, pozostali w padoku, czyli na trawie, serwisowali swoje sfatygowane auta.
Samochodu przypominały błotne kule. Nikt nie odmawiał pomocy innym. Rywalizacja była na ostatnim miejscu, liczyła się tylko przygoda…
Monika zakochana w 4x4
Pomysłodawcą toru motocrossowego i zawodów \"Wrak race” w Stanisławce jest Monika Zieleźnicka. – 8 lat temu zrobiłam prawo jazdy i do razu pokochałam off-road. Zaczęło się od jeżdżenia po rajdach przeprawowych i tym podobnych imprezach. Potem wpadłam na pomysł toru motocrossowego. A \"Wrak Race” to najmłodsze dziecko, owoc miłości do motoryzacji – mówi Monika Zieleźnicka.
Jak ktoś myśli, że te wyścigi nie mają żadnych reguł, to jest w błędzie. – Każdy, kto ma 18 lat i sprawne auto może wziąć udział w naszej zabawie. Samochód musi mieć napęd na jedna oś, sprawne hamulce i pasy bezpieczeństwa. Zawodnicy ścigają się kaskach. W każdym wyścigu eliminacyjnym jedzie po 6 aut.
Zwycięża, ten kto przez 10 minut przejedzie najwięcej okrążeń – mówi Łukasz Giermasiński, przedstawiciel organizatora \"Wrak Race”. Tor ma 800 metrów długości i właściwie jest przystosowany do motocykli crossowych. Dlatego przejechanie go zwykłym autem, to spore wyzwanie. We \"Wrak race” mogą brać udział zwykłe cywilne auta, nawet nowe, jak ktoś ma fantazję. Udział potworów 4x4 jest zabroniony.
Zawodnicy właściwie ścigają się o przysłowiową pietruszkę, ale w tym całym błotnym szaleństwie najważniejsza jest frajda uczestników i kibiców. – Można się stukać, ale bez złośliwości. Tu nie chodzi o wyścig na zasadzie, kto pierwszy, ale o jak przejedzie największą liczbę okrążeń w danym wyścigu – dodaje Giermasiński.
Nie każde auto wytrzymuje trudy \"Wrak race”. – Moja cytrynka niestety padła. Urwał się pasek rozrządu – mówi Rafał Włoch, który do Stranisławki przyjechał aż z Zawieprzyc. – Do domu wróciłem z kumplami, a cytrynka trafiła na złom. Czas szykować następną.
Lubią szykować
Zawody w minionym tygodniu były przewidziane na dwa dni – w sobotę eliminacje, w niedzielę wyścigi główne. Niestety w sobotę spadł deszcz i tor motocrossowy przypominał poligon dla czołgów. – Nie mogli się ścigać, to całą noc siedzieli w stodole i szykowali auta – mówi Monika Zieleźnicka. Na wyścigach złomów już robią interes okoliczne warsztaty. Na kilka dni przed zawodami są wręcz zawalone pracą przy dostosowaniu zwykłych aut do potrzeb wyścigu.
Niektóre auta przyjeżdżają wprost z ulicy, ale tylko pierwszy raz. Większość jest już przerobiona. – Moje uno, rocznik 1990, już ma wspawaną klatkę bezpieczeństwa, ale za to nie ma przedniej szyby i pokrywy bagażnika. Będzie dobry zaciąg – mówi Kamil Domański. – \"Wrak race” to świetna, a przy tym tania zabawa. Od tego się zaczyna. W Skandynawii takie wyścigi są bardzo popularne.
Brnęli w błocie z uśmiechem na ustach
Podczas niedzielnego wyścigu atmosfera była przednia. Dmuchane zamki bujały się z wiatrem, ludzi brnęli po kostki w błocie, a dzieci podniecone rykiem silników zajadały się watą cukrową. Zapach spalin mieszał się dymem ze spalonego tłuszczu z pieczonych na grillu kiełbasek.
– Większość zawodników pochodzi z okolicy, ale już widzimy rejestracje z innych części województwa, a nawet z mazowieckiego i świętokrzyskiego.
Koszt udziału w wyścigach to 120 zł od samochodu, bez względu na to czy załoga jest jedno- czy dwuosobowa. – Zapewniamy opiekę medyczną, pomoc straży pożarnej, dobrze przygotowany tor i profesjonalną obsługę – dodaje Giermasiński.
Bakcyl \"wyścigów złomu” dopada każdego. Załapał go także senior Roman Zięba, tata kierowcy z Cynk, Bryng & Bubel Team. – Tak się ścigałem za młodu, dużym fiatem. Teraz pracuję jako kierowca tira.
W Finlandii czy na Łotwie takich torów jest mnóstwo. Już mnie wciągnęło. Na następne zawody przygotuje dwa twingo i też pościgam się z synem. Przypomnę sobie młodość – dodaje pan Roman. Następny \"Wrak race” już w wrześniu. Nie oddawajcie \"staruszków” na złom…
Wrak Race: W błocie można się stukać, ale bez złośliwości
Tłumy kibiców napędzane emocjami i napojami w złocistej barwie, kibicują śmiałkom w gruchotach. Wiele z nich nie dożywa końca imprezy na torze motocrossowym. A wszystko twardą ręką trzyma Monika Zieleźnicka
- 18.07.2014 16:08

Powiązane galerie zdjęć:
Reklama













Komentarze