Czy to możliwe, że po ulicach jeżdżą sklonowane auta? Pan Radosław od półtora roku próbuje udowodnić, że nie jest winny wykroczeniom spowodowanym przez kierowcę zdublowanego auta. Mężczyzna musiał przeprowadzić własne śledztwo, bo policja i sąd nie dawały wiary jego tłumaczeniom.
Pan Radosław był właścicielem czarnego mercedesa klasy B przez dwa i pół roku. Mężczyzna mieszka i prowadzi firmę w pobliżu Wrocławia. Jest przedsiębiorcą działającym między innymi w branży AGD. Zazwyczaj jeździ samochodem dostawczym. Był więc zdziwiony, gdy został posądzony o spowodowanie stłuczki osobowym mercedesem.
- Pojawiła się u mnie policja i przesłuchała mnie w charakterze świadka. Wyjaśniono mi lakonicznie, że kierowca na parkingu w Pułtusku, wykonując manewr cofania, uszkodził jeden z zaparkowanych samochodów. Analizując tę sytuację, stwierdziłem, że to nie jest możliwe, bo moje auto cały czas stało w garażu i nie było używanie – zapewnia mężczyzna.
Do kolizji mercedesa z volkswagenem doszło w Pułtusku w sierpniu 2020 roku.
- Mam zdjęcie z tego dnia, mam transakcje z zupełnie innych miejsc, więc dla mnie było jasne, że sprawa zostanie umorzona - dodaje pan Radosław.
„To nie byłem ja”
Zaniepokojony oskarżeniem o spowodowanie kolizji, właściciel mercedesa zgromadził fotografie i wyciągi z kart płatniczych jako dowody na to, że w dniu zdarzenia nie było go w Pułtusku. Przebywał wtedy w oddalonym o 400 kilometrów Wrocławiu.
- Na jednym ze zdjęć widać, że jestem w kuchni - jest data, godzina, jest lokalizacja - mówi przedsiębiorca.
Czy mężczyzna, który spowodował kolizję był podobny do pana Radosława?
- Jakość monitoringu przemysłowego jest kiepska i z odległości 20-30 metrów nie można rozpoznać osoby - uważa mężczyzna.
Samochód-klon
Pan Radosław dostawał również mandaty za nieopłacone parkowanie mercedesa w Warszawie i za przekroczenie prędkości na terenie Mazowsza.
Jak zaznacza, ze względu na to, że nie był w tym czasie w tych miejscach i nie pożyczał nikomu auta, doszedł do wniosku, że ktoś posługuje się identycznym modelem samochodu i tymi samymi numerami rejestracyjnymi. W żargonie policjantów to samochód-klon.
- Jak zacząłem grzebać dalej w temacie, okazało się, że samochód jest - po ulicach jeździ duplikat mojego samochodu. Mam zdjęcia - mówi pan Radosław.
- Klonowanie aut to metoda stara jak świat. Jest jedną z form zalegalizowania kradzionego samochodu. Dubluje się auto, które faktycznie istnieje i porusza się po drogach. Trzeba mieć wszystkie dane tego samochodu: najlepiej, żeby VIN odpowiadał parametrom technicznym tego auta - tłumaczy były policjant Marcin Taraszewski.
- Kiedyś bardzo często wykorzystywano tę metodę, teraz rzadziej, ale wciąż słyszę, że są takie przypadki. Klonowanie stosują grupy przestępcze - dodaje były policjant.
Inny kolor, inna tapicerka
Dopiero na kolorowych zdjęciach z Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie pan Radosław dopatrzył się różnic pomiędzy należącym do niego mercedesem a samochodem-klonem.
- Na tym pojeździe są tylko moje tablice rejestracyjne, albo sama ich nazwa, bo samochód nie ma żadnych znaków legalizacyjnych. Na szybie i tablicy rejestracyjnej nie ma hologramu. Poza tym jest koloru granatowego, a mój był czarny. Różni się także środek - my mieliśmy czarne siedzenia, a te są jasne - mówi pan Radosław.
Sąd
Sąd w Pułtusku od ponad roku bada sprawę kolizji, za którą obwiniono pana Radosława. Mężczyzna przeprowadził własne śledztwo, dostarcza dowody i wskazuje świadków, choć policja powinna postarać się o to zanim wniosła sprawę do sądu.
- Powinno zostać przeprowadzone jakieś dochodzenie, mogli znaleźć świadka, który by potwierdził, że byłem wtedy we Wrocławiu. Nikt nie był czymś takim zainteresowany. Chcieli chyba tylko przerzucić akta i wysłać z policji do sądu - uważa oburzony wrocławianin.
Mężczyzna dodaje, że przekazał sądowi dowody na to, że auto, które spowodowało kolizję było innego koloru i miało inną tapicerkę.
- Sędzia stwierdził tylko, że auto można było przemalować, a tapicerkę wymienić - przywołuje pan Radosław.
- Sąd uznał, że mamy do czynienia z tak zwanym tanim tłumaczeniem. Ja bym jednak temu człowiekowi uwierzył, bo takie sytuacje się zdarzają i klony jeżdżą po ulicach - mówi Marcin Taraszewski i dodaje: - Jeśli mamy do czynienia z sytuacją, że dwa „takie same” auta jeżdżą po Polsce, to jest to klonowanie niechlujne, bo obarczone jest ryzykiem wykrycia w takich sytuacjach.
- Uważam, że ten drugi, sklonowany, pojazd, może służyć do dokonywania przestępstw i jeździ nim jakaś grupa przestępcza - ocenia były policjant.
Rozprawa
Sąd w Pułtusku przesłuchał klientkę firmy pana Radosława. To w domu kobiety we Wrocławiu zrobiono zdjęcia, na których widać obwinionego mężczyznę na dwie godziny przed kolizją.
Kobieta potwierdziła, że na zdjęciach widać jej kuchnię.
Kolejnym dowodem istnienia samochodu-klona ma być policyjna notatka z kontroli fałszywego auta. Wskazał ją pan Radosław i dzięki temu sąd mógł dotrzeć do danych kierującego sklonowanym mercedesem.
Mężczyzna wymieniony w notatce miał stawić się w sądzie w charakterze świadka. W dniu rozprawy nie pojawił się jednak w Pułtusku, przedstawiając zwolnienie lekarskie.
- To nie jest żaden świadek, tylko sprawca i przestępca. (…) Wysoki Sądzie, to jest po prostu niepoważne, że dochodzi do takich spraw i są one w ten sposób prowadzone. Przyjeżdżam tutaj już trzeci raz, a ktoś, kto moim zdaniem jest temu winny, powinien zostać doprowadzony albo chociaż skontrolowany przez policję - mówił na sali sądowej wzburzony pan Radosław.
„System nie działa”
- To nie obwiniony ma dowodzić swojej niewinności, to do organów ścigania należy wykazanie winy sprawcy ewentualnego wypadku - komentuje mec. Piotr Kaszewiak, adwokat.
- Moim zdaniem policjantów powinno zastanowić to, z jaką żarliwością ten człowiek dowodzi swojej niewinności, biorąc pod uwagę stawkę tego postępowania. Chodzi o 100-złotową grzywnę. To jak bardzo zaciekle ten pan walczy o to, żeby udowodnić, że padł ofiarą popełnionego przez kogoś przestępstwa, powinno uwrażliwić wymiar sprawiedliwości, aby udzielić mu wszelkiej pomocy - dodaje mecenas Kaszewiak.
- Ten system urzędniczy, który powinien być stworzony dla obywatela, po prostu nie działa. (…) Ile można mieć kłopotów przez samochód-klon, który jeździ i robi szkody na nasze konto - mówi pan Radosław.
Pan Radosław przerejestrował samochód i sprzedał auto, w obawie, że będzie obwiniany o kolejne wykroczenia, a być może nawet przestępstwa.
Sprawa kolizji wciąż trwa. Póki co policja nie prowadzi żadnego postępowania w celu odnalezienia samochodu-klona i jego użytkownika.