Zawód aptekarza cieszył się zawsze dużym prestiżem, choć można zaryzykować, że w dawnych czasach obdarzany był większym szacunkiem i zaufaniem niż dzisiaj. W wielu wypadkach wyręczał lekarza – już to dlatego, że doktora w najbliższej okolicy nie było, już to z tego powodu, że nie wszystkich było stać na wizytę u niego. A doświadczony aptekarz nie tylko postawił diagnozę, ale i od razu przygotował stosowne lekarstwo. Nie inaczej było w Kazimierzu, gdzie w Rynku miał swoją aptekę Stanisław Lichtson.
Halabardnicy przed Ratuszem
– Najstarsze źródła podają, że jeszcze w połowie XVIII wieku w tym miejscu, gdzie później znajdowała się apteka Lichtsona, stał Ratusz miejski – opowiada Robert Och, historyk. – Był to jeden z piękniejszych domów w miasteczku – w stylu barokowym, a kolorytu dopełniała straż braci cechowych, którzy stali przed nim uzbrojeni w halabardy. Pod koniec stulecia dobudowano do budynku klasycystyczny portyk, który jednak nie dodał mu urody i wcale nie harmonizował z całością.
Po Powstaniu Styczniowym Ratusz przeniesiono do kamienicy pod św. Mikołajem, a dom przebudowano na mieszkania. W końcu XIX wieku wprowadza się tam chasydzki cadyk Motełe Twerski z Czarnobyla. Mieszka tam do 1905 roku, później wyprowadza się do Warszawy. Kamienica pustoszeje. Budynek stoi opuszczony kilka lat.
– W czasie I wojny światowej spalili go Rosjanie wycofujący się przed Austriakami – mówi historyk. – Zresztą mieli oni zwyczaj pozostawiania za sobą spalonej ziemi. Budynek długo stał jako ruina bo dopiero około 1925 roku został przebudowany, a na dole aptekę otworzył Stanisław Lichtson.
Dzierżyński pomaga
Od tego momentu rodzina Lichtsonów związała się z Kazimierzem, choć ich obecność odnotowano już kilka lat wcześniej.
Stanisław urodził się w Zamościu w rodzinie kupieckiej. Jego starsze rodzeństwo mieszkało w Puławach – prowadzili tam drogerię. Młodsze siostry – Ida i Pola były dentystkami – jedna także w Puławach, druga w Opolu.
– Po ukończeniu zamojskiego gimnazjum Stanisław podejmuje praktykę w Szczebrzeszynie – opowiada Robert Och. – W Dorpacie zdaje egzamin na stopień pomocnika aptekarskiego. Wraca stamtąd żeby podjąć studia w Warszawie. Żeni się i wyjeżdża do Częstochowy gdzie teściowie mają wytwórnię wody mineralnej, którą sprzedają pielgrzymom. Po narodzinach syna Aleksandra wracają do Kazimierza. W miasteczku nie było apteki i Lichtson dostaje koncesję na jej prowadzenie.
W czasie I wojny światowej małżonkowie znów opuszczają te strony, wyjeżdżają do Rosji gdzie osiedlają się pod Moskwą i prowadzą razem aptekę. Stanisław w Rostowie kończy przerwane studia farmaceutyczne. Tam zastaje ich rewolucja 1917 roku.
– Lichtson jako burżuj zostaje aresztowany i skazany na śmierć – opowiada R. Och. – Jego żona dociera do Feliksa Dzierżyńskiego, którego siostra jest żoną właściciela Wyląg koło Kazimierza. Zresztą, kiedyś on sam przed carską policją był ukrywany przez rodziców Marii Lichtson w Częstochowie. Dochodzi do spotkania. Dzierżyński mówi, że każe zwolnić Stanisława i dotrzymuje słowa. Aptekarz z rodziną czym prędzej udaje się do kraju. Po morderczej podróży wraca tu w 1918 roku. Udało mu się wyjechać z Rosji i ocalić życie.
Nowa apteka
Najpierw zamieszkali u kowala Iberszera, a Stanisław otwiera aptekę w kamienicy Gdańskiej. W 1921 roku kupuje plac z ruinami po Ratuszu i zaczyna odbudowę budynku. Rodzina i apteka przeprowadzają się tam w 1925 roku. Budynek w rzeczywistości został zbudowany od fundamentów. Projekt musiał być zatwierdzony przez Karola Sicińskiego, który nadzorował odnowę miasteczka. Apteka mieściła się na parterze, w piwnicy był skład szkła aptecznego i produktów. Lichtson organizował skup ziół leczniczych od miejscowych chłopów i z okolicznych folwarków. Część była uprawiana w majątku w Wylągach. Suszarnia mieściła się na strychu, na podwórzu zioła cięto, pakowano do worków i ekspediowano do Warszawy albo do Czechosłowacji.
– Apteka słynęła z wyjątkowo skutecznych syropów na kaszel – dodaje R. Och. – Bardzo dobrą i zaufaną współpracownicą Lichtsona była Helena Paziak. Tu na miejscu opracowywano i przygotowywano lekarstwa na różne dolegliwości. A sam Lichtson wyrabiał kadzidła dla Fary i klasztoru.
Mecenas artystów
Apteka była także miejscem spotkań artystów, którzy przyjeżdżali do Kazimierza z różnych stron kraju. Lichtson był miłośnikiem opery, teatru i kina.
– Mirosław Derecki, dziennikarz i literat tak wspomina w swojej książce \"Mój Kazimierz” – czyta Robert Och: \"Od wczesnego dzieciństwa wysłuchiwałem w domu moich dziadków, właścicieli apteki Karczmiskach, niezwykłych opowieści o aptekarzu Stanisławie Lichtsonie z niedalekiego Kazimierza nad Wisłą. Jak to ufundował on zegar na miejscowej Farze, jak od młodych malarzy przyjeżdżających tam na letnie plenery kupował obrazy, żeby mieli za co przeżyć do końca wakacji, jak sam się czując trochę artystą potrafił przyłączyć się do organizowanych ad hoc teatralnych występów, wykonując swój popisowy numer – pieśń \"Ach jak przyjemnie słowikiem…” Miał wprawdzie pan Lichtson głos zgoła niesłowiczy bo niski bas i do tego trochę schrypnięty, ale to nikomu nie przeszkadzało. Wśród artystów był postacią niezwykle popularną…”
U Lichtsona bywali znani i znaczący w kraju goście – Ignacy Daszyński, Julian Tuwim, Eryk Lipiński, Antoni Słonimski, Eugeniusz Bodo, Tadeusz Pruszkowski, Kuncewiczowie.
Lichtsonowie bardzo aktywnie włączali się w życie społeczne Kazimierza. On ufundował zegar na Farze, ufundował wyposażenie laboratorium farmaceutycznego dla Wydziału Farmacji w Warszawie. Ona była fundatorką przedszkola dla biednych dzieci w Kazimierzu, wspierali ubogich studentów-artystów, m.in. młodego Chaima Goldberga, który dzięki nim ukończył studia i wyemigrował do USA.
Powroty i wyjazdy
Zawodową tradycję kontynuował syn Aleksander, który dyplom farmaceuty otrzymał w 1939 roku.
– Wybuchła wojna – kontynuuje historyk. – Dom Lichtsonów stał się schronieniem m.in. dla rodziny Pruszkowskiego, która tu jakiś czas przebywała. Kilka dni po rozpoczęciu wojny przyszedł do Lichtsona Kuncewicz i poradził mu, żeby jak najszybciej z rodziną opuścił Kazimierz. Biorą więc najpotrzebniejsze rzeczy, aptekę powierzają Hansowi Jerochimowi, aptekarzowi z zachodniej Polski i razem z Pruszkowskimi ruszają samochodem na wschód. Aleksander zmobilizowany jest do wojska. Wspólna podróż kończy się w momencie, w którym kończy się benzyna. Lichtson kupuje konia i furmankę i dociera do Kowla. Pruszkowski wraca do Warszawy. Zaczyna się ich wojenna poniewierka. Docierają do Samarkandy i tam zaczynają życie pod radziecką władzą.
Stanisław pracuje jako aptekarz, Aleksander, który po klęsce wrześniowej ich tutaj odnalazł, zostaje kierownikiem apteki szpitalnej. Latem 1945 roku dostają pozwolenie na wyjazd do Polski. Ich podróż trwa 6 tygodni w bydlęcych wagonach, ale przecież mimo wszystko ocalili życie. Ich rodacy ginęli w gettach i obozach.
– Lichtsonowie pojechali do rodziny do Łodzi – mówi Och. – Przez jakiś czas tam mieszkali. Ich córka Anna przyjechała do Kazimierza zorientować się w sytuacji. Zobaczyła miasteczko spalone i splądrowane. Ale udało jej się odzyskać i wywieźć kosztowności, które Helena Paziak zakopała w ogrodzie. Na przełomie lat 1946/47 Stanisław decyduje się na powrót, ale zastał już inny świat i ludzi jakby odmienionych. Przebywał tu nawet kilka miesięcy, ale nie widział przyszłości dla rodziny. Wydzierżawił, a później sprzedał aptekę Janinie Petrykowskiej. Sam kupuje i prowadzi aptekę w Łodzi, podobnie jak syn i córka Anna, która też kończy farmację. W 1951 roku wchodzi w życie ustawa o przejęciu przez państwo aptek wraz z ich wyposażeniem. Lichtson znów wszystko traci. To go załamało. Wkrótce umiera. Jego żona umiera przeżywszy inny szok – jest rok 1968 i wielu Żydów zmuszonych jest do emigracji. Młodsze pokolenie LIchtsonów wyjażdża z rodzinami do Szwecji.
A zegar na Kazimierskiej Farze do dziś odmierza czas.
Reklama
Jak Żyd wyrabiał kadzidła dla klasztoru i ufundował zegar dla Fary
O aptekarzu z Kazimierza Dolnego opowiada Robert Och, historyk.
- 04.11.2014 12:49

Reklama













Komentarze