Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zmiękła rura Dżyngis Chana. Kim był Tadeusz Pruszkowski?

O życiu artystycznym i towarzyskim Tadeusza Pruszkowskiego opowiada Robert Och, historyk z Puław.
Zmiękła rura Dżyngis Chana. Kim był Tadeusz Pruszkowski?
Tadeusz Pruszkowski. Lata 30-te XX wieku (Ze zbiorów Roberta Ocha)
Na przełomie XIX i XX wieku w Kazimierzu pojawiają się malarze. Miasteczko jest utrwalane na obrazach i grafikach. Ale apogeum zainteresowania tym miejscem następuje wtedy, kiedy przyjeżdżają artyści z Warszawy. Dzieje się to głównie za sprawą Tadeusza Pruszkowskiego, który tu właśnie przeniósł z Kartuz letnie plenery warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. W ten sposób tutaj tworzy się ośrodek życia towarzyskiego i artystycznego. To złoty wiek Kazimierza.

Artysta zamożny

– Tadeusz Pruszkowski urodził się w 1888 roku w ziemiańskiej rodzinie – opowiada Robert Och, historyk. – Mając 16 lat rozpoczął naukę w Szkole Sztuk Pięknych w Warszawie pod opieką Konrada Krzyżanowskiego. Później wyjeżdża do Szwajcarii, do Algierii, zatrzymuje się na jakiś czas w Paryżu. Po I wojnie światowej już był znanym i poszukiwanym malarzem, nawet objął po Krzyżanowskim katedrę w ASP w Warszawie, a w latach trzydziestych przez jakiś czas był rektorem akademii. Pruszkowski był zamożny – odziedziczył znaczny majątek po bracie, a zresztą jego obrazy cieszyły się dużą popularnością. Renomę zyskał zwłaszcza jego cykl portretów, m.in. prezydenta Wojciechowskiego, Piłsudskiego, Żeromskiego. Można powiedzieć – wiedział, kogo portretować.

Już jako uznany artysta w 1923 roku Pruszkowski pojawia się w Kazimierzu. Na początku z 8. uczniami. I można powiedzieć, że to jest zaczątek kolonii artystycznej, która tutaj się rodziła. Ale, artyści nie tylko malowali – lubili się także dobrze zabawić. A Pruszkowski też. I to on zaczął organizować bale dla kolegów, uczniów i dla społeczności miasteczka na dziedzińcu zamkowym.
Totalna klapa

– Pierwszy bal został zorganizowany w 1924 roku. Dochód z niego miał być przeznaczony dla mniej zamożnych malarzy – mówi historyk. – Wprawdzie cel został osiągnięty, ale organizacyjnie bal okazał się modelową klapą – śmieje się Och. – Miała być loteria fantowa z kozą jako główną wygraną, ale koza uciekła. Do tańca przygrywała miejscowa orkiestra strażacka, ale umieli grać tylko dwie melodie taneczne. Jednak goście byli wyrozumiali i cierpliwie czekali na gwóźdź wieczoru, jakim miał być pokaz ogni sztucznych. Okazało się jednak, że były tylko dwie świetlne race, które zamokły i nie wypaliły.
Pruszkowski miał w sobie dużą dozę determinacji i w następnym roku znów podjął się przygotowania balu, nie zrażony wcześniejszą klęską. Tym razem przygrywała orkiestra pułku saperów z Puław, sztuczne ognie przywieźli specjaliści z Warszawy i oni je nadzorowali.

Robert Och cytuje wspomnienia Włodzimierza Bartoszewicza:
\"W głębi zamku mieściło się \"muzeum starożytności”. Na naczelnym miejscu jako główny eksponat figurował ogromny kamień wyjęty z ruin z napisem: \"autentyczny kamień z autentycznego zamku króla Kazimierza”. Nieopodal na pluszowej poduszce leżała stara, zardzewiała podkowa, a pod nią napis: \"podkowa, którą król Kazimierz zgubił w drodze do Esterki”. Trzecim eksponatem była pogięta rura od żelaznego piecyka, a przy niej objaśnienie: \"rura która zmiękła wielkiemu Dżyngis Chanowi na widok walecznych obrońców miasta Kazimierza”. Na ścianach rozwieszono barwne plansze świadczące o poziomie życia mieszkańców miasta. Pierwszy plakat opiewał \"środki, przodki i zadki komunikacji”. Rysunek przedstawiał połamany w połowie autobus popychany przez pasażerów. Na drugim widniał napis \"Oświetlenie nocne, za które magistrat pobiera stosunkowo niewielką opłatę”, a na rysunku księżyc nad ciemnym, uśpionym miastem. \"Najnowsze przyrządy do polewania ulic” – głosił trzeci afisz. Na rysunku pies, krowa, koza i koń”.

Był to bal nie do powtórzenia…

Nauka latania

– Pruszkowski przyjaźnił się z księdzem Stanisławem Szepietowskim, wielkim przyjacielem malarzy, szczególnie tych młodych, od których kupował obrazy, żeby mieli za co przeżyć – dodaje historyk. – I oni obydwaj w 1925 roku założyli Towarzystwo Przyjaciół Kazimierza, którego celem było podźwignięcie miasteczka z powojennej zapaści. Do swojej działalności wciągali wszystkich możnych nie tylko stąd, lecz także z Lublina, Warszawy, zbierali fundusze na remonty. Ponieważ Pruszkowski nie chciał rozstawać się ze swoimi uczniami, powstał pomysł zawiązania konkretnej współpracy. I tak w 1925 roku powstaje też Bractwo świętego Łukasza. Miało dość oryginalny regulamin, który zabraniał przyjmowania kobiet, a Prusz lubił kobiety i cenił ich towarzystwo.

Miał Pruszkowski jeszcze inną pasję – fascynowało go lotnictwo. Miał już 40 lat, gdy po raz pierwszy zasiadł za sterami samolotu Hanriot. Ten pierwszy raz zakończył się kraksą, na szczęście niegroźną. Jednak artysta był uparty. Próbuje drugi raz. Samolot długo nie chciał wzbić się w powietrze, na chwilę oderwał się na wysokość 1 metra, i znów na ziemię. Na szczęście bez kontuzji. Prusz uparł się. Kupił sobie nowy samolot – Moth, ponieważ poprzedni już do niczego się nie nadawał. W końcu po wielu próbach wzbił się w powietrze i latał.

– Latał do Warszawy i z powrotem – wyjaśnia R. Och. – Problemem było lotnisko, ale – jak opisywał Antoni Uniechowski, urządził je na wiślanej łasze pod Bochotnicą. Tam przesiadał się do auta i jechał do Kazimierza.

Ale pilot był oryginał i to, co wyprawiał, wprawiało w radosne podniecenie obserwatorów – być może nawet robili zakłady.

Historyk cytuje Konrada Bielskiego ze \"Spotkań z Kazimierzem”:
\"Byłem nieraz świadkiem tego słynnego lądowania. Skoro nadlatywał powstawało zaraz wielkie poruszenie. Mnóstwo gapiów biegło nad brzeg Wisły, z plaży znów na gwałt uciekali kąpiący się i wypoczywający letnicy. Wszystkie łódki były w ruchu. Pilot zbliżał się, krążył, znów się oddalał, znów powracał, szukał najdogodniejszego miejsca na tym maleńkim, improwizowanym lotnisku. Ludzie z zadartymi głowami śledzili te ewolucje, pokrzykiwali, udzielali na odległość jakichś porad i wskazówek. Wreszcie awionetka z hukiem obniżała się i zarywała kołami w wiślany piasek. Wszyscy krzyczeli z radości, a z maszyny gramolił się zadowolony i promieniejący Grubas. Za nim wysiadała jego żona piękna, efektowna, ślicznie i z pomysłem ubrana pani Zuzia”.
Pierwszy obywatel

– Pruszkowski, który też miał ksywę Grubas albo Prusz tak był zafascynowany Kazimierzem, że postanowił wybudować willę na wzgórzu za basztą i na stałe tu zamieszkać. – mówi Robert Och. – Willa wybudowana była z kamienia i mimo, że została zaprojektowana przez jego przyjaciela Lecha Niemojewskiego, przypominała warownię, która dominowała nad zamkiem. No i zaczął się szum, a najbardziej protestowali konserwatorzy. Ale Prusz uruchomił znajomości i tłumaczył, że wobec jego zasług dla Kazimierza, czymże jest taka willa, taka drobnostka. No i oczywiście pozwolenie na budowę dostał.

Willa okazała się niepraktyczna. Miała trzy niewielkie pokoje do zamieszkania i dwie olbrzymie pracownie, z których nie korzystał. Ale widok z niej był niezapomniany.

– W 1938 roku Rada Miasta Kazimierza nadała Tadeuszowi Pruszkowskiemu honorowe obywatelstwo – dodaje historyk. – To było pierwsze takie wyróżnienie jakie miasto nadało. A pierwszy honorowy obywatel planuje tu po odbudowie miasteczka założenie stałej kolonii artystycznej. W 1939 roku w \"Wiadomościach Literackich” zamieścił swoje przemyślenia porównując Kazimierz do Włoch i znajdując podobieństwo do tamtych miasteczek i krajobrazów.

Nie oddali

Jego willa staje się ośrodkiem życia artystycznego i towarzyskiego. Największe zlecenie członkowie Bractwa św. Łukasza otrzymali w 1937 roku od Komitetu Organizacji Polskiego Pawilonu na Światową Wystawę w Nowym Jorku w 1939. Jedenastu malarzy stworzyło wspólnie siedem obrazów przedstawiających najważniejsze wydarzenia z historii Polski. W pracy udział wzięli: Bolesław Cybis, Bernard Frydrysiak, Jan Gotard, Aleksander Jędrzejewski, Eliasz Kanarek, Jeremi Kubicki, Antoni Michalak, Stefan Płużański, Janusz Podoski, Tadeusz Pruszkowski i Jan Zamoyski. Obrazy za oceanem zastała wojna. Znajdują się obecnie w bibliotece jezuickiej uczelni Le Moyne College w Syracuse w USA. I do dziś strona amerykańska nie chce ich oddać.

– Wybucha wojna, Pruszkowski z rodziną aptekarza Lichtsona uciekają na wschód – opowiada historyk. – W Kowlu się rozstali. Prusz wrócił do Warszawy. Przyczyna, dla której został aresztowany jest niejasna. Także jedne źródła podają, że został aresztowany w nocy z 30 czerwca na 1 lipca 1942 roku i że przypuszczalnie chciał uciec z samochodu, którym go wieziono i podczas tej ucieczki został zastrzelony. Na pamiątkowej tablicy data jego śmierci jest 1 sierpnia 1942 roku, czyli o miesiąc później. Jego grób znajduje się na Powązkach.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama