• Całkiem niedawno recenzowałam pani książkę \"Z grubsza Wenus”. Napisałam wtedy, że doceniam wszystkie pani powieści, ale czuję, że ta najlepsza przed panią. Minęło kilka miesięcy, a ja czytam na okładce \"Kurortu Amnezja”, że to szósta i najlepsza powieść Anny Fryczkowskiej... Tak pani czuje?
- Przy każdej kolejnej czuję, że jest najlepsza. Dobry znak, świadczy o tym, że się rozwijam. A z \"Kurortu” jestem bardzo dumna. Udało mi się połączyć sprawną fabułę kryminalną z genderowymi rozważaniami, refleksją nad umieraniem, pytaniami o tożsamość, a to wszystko doprawiłam zabawą z popkulturą, bo czymże jest amnezja, jeśli nie ulubionym tematem telenoweli? Naplątałam tu trochę warstw do odkrywania dla uważnych czytelniczek i czytelników. Można się też nie bawić w żadne odkrywanie, tylko iść za fabułą. Podobno wciąga.
• \"Kurort Amnezja” jest mroczny, pełen trudnych emocji, przytłaczający tajemnicą, która pogłębia się z każdą stroną książki. To coś więcej niż thriller psychologiczny; ten opresyjny klimat czuć niemal fizycznie. Dał się pani we znaki podczas pisania?
- Oj nie, kiedy piszę, zamieniam swoje problemy w cudze historie. To naprawdę uzdrawiające. Dla czytelników też, takie dostaję sygnały.
• Bohaterki \"Kurortu Amnezja”, ale też poprzednich pani książek, to kobiety wyraziste, jakieś. Nawet jeśli nie budzą sympatii, to zapadają w pamięć.
- Wiem, u mnie głównymi bohaterkami są na ogół dwie kobiety. Mam wrażenie, że kobiety są ciągle jeszcze pisarsko niedoinwestowane. Kobiety przez stulecia opisywano wyłącznie jako ofiary, zdobycze, ozdoby; gdy bywały bohaterkami, zamykano je w schematycznej formule romansu. U mnie często to panowie bywają ofiarami, zdobyczami, ozdobami. Literacka zamiana miejsc.
• Najpierw ma pani pomysł na bohaterkę/bohaterki, czy na historię?
- Pomysł? Czasem zaczyna się od obrazu, jak w \"Kurorcie”: dziewczyna stoi przed lustrem i nie poznaje swojej twarzy. Odwraca się, a za nią stoi mężczyzna, który twierdzi, że jest jej narzeczonym. Jego też nie pamięta... Co gorsza, choć chciałaby mu zaufać, nie umie go nawet polubić. Czasem pomysł rodzi się pod wpływem dusznej atmosfery wspólnego pokoju na wczasach, gdzie umieszczono razem dwie kobiety, które inaczej w ogóle by ze sobą nawet gadać nie chciały, jak w \"Z grubsza Wenus”. Pomysły biorą się zewsząd, ale muszą być na tyle przekonujące, żeby przywiązać mnie do biurka na wiele miesięcy.
• Zostańmy chwilę przy kobietach z pani książek, bo wydaje mi się, że to jeden z najsilniejszych atutów pani prozy. Pisze pani o kobietach, które mają jakiś pierwowzór w życiu, czy raczej są wypadkową pani wyobraźni i życiowych doświadczeń?
- Jako dziecko dziwiłam się, że mamy tylko jedno życie. Teraz, na kartach książek, wymyślam sobie kolejne. Wcielam się w różne postaci, z historią, tęsknotami, kompleksami, popełniam ryzykowne błędy, bawię się na cudzy rachunek, mnożę przeszkody, zadaję im trudne pytania. A realne kobiety wokół mnie? Kiedyś opiszę je w autobiografii.
• Lubi pani swoje bohaterki? Przywiązuje się pani do nich?
- Staram się je zrozumieć. Nie z każdą chciałabym jechać na wakacje, ale pewnie z każdą chciałabym pogadać. Taka Wanda z \"Kurortu Amnezja” musi być kawałem niezłej cholery, z kolei Marianna pewnie by mnie w realu drażniła naiwnością, choć tak miło się ją opisywało. Ale może by pociągała świeżością spojrzenia?
• Myśli pani o swoich książkach: literatura kobieca? I czy, w pani ocenie, jest w ogóle coś takiego, jak literatura kobieca?
- To degradujące i mocno seksistowskie określenie, którym bez czytania upupia się mnóstwo dobrych książek tylko dlatego, że zostały napisane przez kobiety. Fakt, jest mnóstwo grafomanek piszących na akord oraz autorek przewidywalnych historyjek i schematycznych kryminałów; wiele jest jednak kobiet piszących dobre i świetne powieści. Tego pisania się jednak nie recenzuje, z góry zostało skazane na banicję z grona tak zwanej literatury bez przymiotników, czyli tej omawianej przez krytyków i recenzentów. Tę sytuację widzą twórcy dwóch imprez literackich, na których nagradza się wyłącznie literaturę pisaną przez kobiety: siedleckiego Festiwalu Literatury Kobiecej i szczecińskiej Gryfii.
• Polskie pisarki znają się, lubią, wspierają? Jest jakiś rodzaj zawodowej solidarności w tej grupie?
- Zadziwiająco wiele pisarek wspiera się wzajemnie. Udaje nam się nawet przeprowadzać razem różne akcje: kursy pisania, dyskusje panelowe, podpisujemy solidarnie ważne dla kultury petycje, jak choćby ostatnio w sprawie stałych cen książki. Widujemy się również towarzysko, bo nic nie leczy lepiej kryzysu pisarskiego niż wino w twórczym towarzystwie połączone z burzą mózgów.
• Anna Fryczkowska – zawód pisarka. Tak pani o sobie dziś myśli?
- Nie przymocowuję sobie metki, bo za często zmieniałam zawód. Występowałam w amatorskim teatrze pantomimy, pracowałam jako kelnerka w Perugii; jako przewodniczka Włochów zakładających u nas biznesy i zagubionych w naszej postpeerelowskiej rzeczywistości; jako reporterka w tabloidzie i redaktorka gazety kobiecej. Robiłam wywiady z gwiazdami i reportaże z prowincji. Prowadziłam miesięcznik dla dzieci, pismo o robótkach domowych oraz zespół scenariuszowy serialu codziennego. Napisałam kilka książek, kilka seriali oraz setki recenzji. Ja się szybko nudzę, więc nie mam pojęcia, gdzie jeszcze wyląduję.
• Wracając do początku naszej rozmowy: muszę się zgodzić, że \"Kurort Amnezja” to pani najlepsza powieść z dotychczasowych. Ale też wierzę, że kolejna okaże się jeszcze lepsza. Co to będzie tym razem?
- Ciągnę dwie książki. Piszę to jedną, to drugą, w zależności od nastroju. Jedna: warszawski Żoliborz, willa z lat 30., a w niej dość przypadkowy zestaw ludzkich wyrzutków. Ukrainiec, który uciekł przed wojną; uwięziona we własnym pokoju dziewczyna, dotknięta hejtingiem internetowym; sfrustrowana gospodyni domowa, która kocha oglądać cudze mieszkania, bo innych sensów w życiu nie znajduje. Więzy, które ich łączą, stają się silniejsze niż pokrewieństwo. Druga: kilka pisarek w odciętym od świata domu na peryferiach Warszawy. Jedna z kobiet traci życie. Wszystkie miały motyw, żeby usunąć koleżankę. Śledztwo toczy się na podstawie… Nie, nie powiem, ale fajnie się z tym bawię. Tutaj trochę pogrywam z patronką powieści kryminalnej, Agatą Christie, mistrzynią kryminałów zbudowanych według formuły \"zamkniętego pokoju”. Ja dodałam do tego warszawskie peryferie z domami pobudowanymi na kredyt, do których jeszcze nie wybudowano porządnych dróg dojazdowych, a za oknami ciągle rosną pola kapusty.
• Po co pani to pisze? – spytał panią pewien mężczyzna. \"Żeby uporać się ze śmiercią, odpowiedziałabym mu dzisiaj”. Uporała się pani?
- Boksuję się z nią. Uporać się chyba nie można. Ale warto o niej pamiętać, bo to jedyna rzecz, która czeka dokładnie każdego. Ta świadomość pozwala bardziej cenić życie, każdą jego chwilę. \"Memento mori” nie było wcale złym mottem.
Tylko jedno życie. Rozmowa z pisarką Anną Fryczkowską
Rozmowa z pisarką Anną Fryczkowską.
- 05.12.2014 10:54

Reklama












Komentarze