Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

The Next Big Thing: Recenzja z prawdziwymi potworami

The Next Big Thing to kolejna produkcja Pendulo Studios znanego wszystkim fanom gier przygodowych głównie dzięki znakomitej serii Runaway. Czy ich nowa produkcja jest równie udana? Recenzja gry The Next Big Thing.
Tym razem przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości; do Ameryki lat 50-tych ubiegłego wieku. To czas, kiedy tamtejsza kinematografia przeżywała swój renesans. Nasi bohaterowie, dziennikarze bulwarowej prasy, czyli młoda, piękna i bardzo ambitna Liz Allaire wraz ze swoim przystojnym i aroganckim redakcyjnym kolegą Danem Murrayem udają się na galę nagród dla najlepszych horrorów. Ten gatunek filmowy cieszy się aktualnie największą popularnością, a potwory, które grają główne role... są prawdziwe i normalnie żyją wśród nas ciesząc się wielką sławą. Sytuacja zaczyna się jednak komplikować, kiedy do biura pana Fitza Randolpha – producenta i osoby odpowiedzialnej za sukces filmów grozy – włamuje się jedna z postaci tzw. Wielki Albert. Liz, będąc świadkiem tego zdarzenia i będąc jednocześnie ucieleśnieniem wiary w misyjność mediów, postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Cały wątek fabularny przedstawiony jest w formie opowieści retrospekcyjnej. Wszystko wyjaśnia nam starszy dystyngowany pan przypominający nieco kamerdynerów z klasycznych, filmowych straszydeł. I tu pojawia się jedna z nielicznych wad gry. Jest krótka. To takie przygodówkowe Call of Duty: Modern Warfare. Graczom, którzy mieli jakąkolwiek styczność z przygodówkami, zajmie ona maksymalnie do sześciu godzin. Owszem można podnieść poziom trudności, gdzie zostaną wyłączone wszelkiego rodzaju podpowiedzi czy podświetlenia przedmiotów, ale jest to zabieg dość zbędny. Jeżeli chodzi o interfejs gry to muszę przyznać, że też nie jestem zachwycony. Zwykłe zaznaczenie przedmiotów w lokacji wymaga, abyśmy szukali na górnym pasku odpowiedniego przycisku, który je nam wskaże. Po co? Nie można było zrobić tego tak jak w innych tytułach, gdzie wystarczyło nacisnąć spację? Oczywiście nie musimy tego robić, ale poszczególne elementy otoczenia niczym w starych produkcjach nie wyróżniają się na tle lokacji, przez co chwilami szukamy ich powoli przesuwają kursor po ekranie monitora. Bez sensu. Trochę ponarzekałem, czas na zalety. Elementem, który należy najbardziej pochwalić są postacie napotykane w grze. O ile sama Liz (choć ta akurat jest dość zwariowana) czy Dan nie są jakoś szczególnie charakterystyczni, to pozostali bohaterowie są po prostu świetni. Robot nihilista, dla którego nic się nie liczy, bo życie to i tak jedno wielkie cierpienie. Profesor mucha. Poeta, którego jedynym natchnieniem do pisania tomików jest ból. Recepcjonista marzący o roli zaginionej gwiazdy. To tylko niektóre przypadki. Nie dość, że są to postacie bardzo charakterystyczne, to jeszcze wnoszą mnóstwo humoru. Może nie będziemy pękać ze śmiechu, ale lekki uśmiech bedzie nam tu towarzyszył niemal przez cały czas. Szkoda tylko, że nie wykorzystano potencjału głównych postaci. Czasem się ze posprzeczają, coś śmiesznego powiedzą, ale koniec końców wydają się oni po prostu bezpłciowi. Najnowsza produkcja Hiszpanów nie różni się od swoich poprzedniczek, jeżeli chodzi o mechanizm rozgrywki. Nadal mamy do czynienia z klasyczną grą przygodową typu point & click, gdzie za pomocą myszki zbieramy, a następnie używamy konkretnych przedmiotów w odpowiednich miejscach. Jeżeli chodzi o poziom zagadek to nie jest on wygórowany. Niektóre rozwiązania dosłownie od razu przychodzą nam do głowy, a inne wydają się chwilami mocno nielogiczne. Jednakże momentów, gdzie moglibyśmy się na dłużej zatrzymać rwąc włosy z głowy nie ma zbyt wiele. Jedynie dość staro szkolna i trzeba przyznać, że trudna łamigłówka związana z egipskimi hieroglifami wprawiła mnie w mocne zakłopotanie. Oprawa wizualna ogólnie prezentuje się dobrze. Lokacje są ładnie przygotowane, a postacie oryginalne. Chwilami jednak miałem wrażenie, że miejsca, które zwiedzamy są trochę zbyt sterylne. Nie spodobała mi się również animacja bohaterów. Z racji swojej \"inności” niektórzy z nich powinni poruszać się inaczej niż ludzie. U nas najnowsza pozycja Pendulo Studios została wydana w polskie wersji kinowej, co oznacza, że przetłumaczono jedynie napisy. Nie ukrywam, że bardzo się z tego cieszę, ponieważ głosy podłożone pod postacie są niemal idealne. Naprawdę kawał dobrej roboty. WYROK The Next BIG Thing to bardzo dobra gra przygodowa, której największą bolączką jest jej długość. Dla starych wyjadaczy będzie ona stanowczo za krótka i za łatwa. W zamian dostajemy sporo dobrego humoru, nietuzinkowe postacie i niezłą fabułę. Weterani i tak ją pewnie kupią, a osoby, które dopiero zaczynają zabawę z grami przygodowymi, również mogą po nią sięgnąć. Bo jest stosunkowo łatwa, powinna zachęcić do innych tego typu gier i jest zwyczajnie dobra. Nasza Ocena: 4+/6

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama