Reklama
Krzysztof Okapa, prezes Budowlanych: Drugą setkę uzbieramy sami
Rugbyści Budowlanych zakończyli miniony sezon na wysokim czwartym miejscu. Ich osiągnięcie, jako beniaminka ekstraligi, zostało uznane w Polsce za duże osiągnięcie. Drużyna z ul. Krasińskiego walczyła jak równy z równym z takimi tuzami polskiego rugby, jak Budowlani Łódź, Arka Gdynia czy Lechia Gdańsk. Będący typowo amatorskim klubem Budowlani, jak co roku, muszą znowu zabiegać o wsparcie finansowe.
- 17.07.2011 15:39

(JACEK ŚWIERCZYŃSKI)
• Chciałby pan być prezesem Budowlanych…Łódź?
– Dlaczego?
• Nie miałby pan wówczas tak poważnych zmartwień finansowych.
– Ale zapewne miałbym na głowie wiele innych problemów. A tak na poważnie. Nie chciałbym, gdyż nie mam na takie profesjonalne stanowisko odpowiednich papierów. Kończyłem AWF w Białej Podlaskiej, jestem nauczycielem, trenerem, grałem w rugby. Związałem się z Lublinem i moim klubem Budowlanymi.
• Nie tylko lubelski klub jest typowo amatorski?
– Działamy, podobnie jak inni w Polsce, na zasadzie stowarzyszenia. Mam na myśli choćby Arkę, Lechię, Orkana Sochaczew. Jedynym prawdziwie zawodowym klubem są Budowlani Łódź. Tam zawodnicy mają profesjonalne kontrakty, otrzymują za ich wypełnianie dobre pieniądze. U nas, zresztą podobnie jak u pozostałych ekip, liczy się wsparcie od władz miasta, lokalnych samorządów, sponsorów.
• A z tym znowu jest poważny problem?
– Wiosną klub oraz zawodnicy zostali, delikatnie mówiąc, mocno oszukani. Liczyliśmy na znacznie większe wsparcie. Tymczasem od Prezydenta Lublina dostaliśmy 60 tysięcy na rozgrywki ligowe. Z tego samego źródła każdy z 11 zawodników otrzymał za trzy miesiące, od kwietnia do czerwca, po 900 zł brutto stypendium. Dodajmy jeszcze 7,5 tys. z Urzędu Marszałkowskiego. To niewiele. Wszyscy bardzo się zawiedliśmy.
• To ile wam potrzeba, aby przyzwoicie funkcjonować w ekstralidze?
– Szacuję, że niezbędny budżet powinien zamknąć się w kwocie 200 tys. zł.
• Jak klubowa kasa wygląda w tej chwili?
– Jest po prostu pusta.
• I co będzie dalej?
– Złożyliśmy wnioski do Urzędu Miasta, Urzędu Marszałkowskiego, zabiegamy o stypendia sportowe. Rozmowy dobrze rokują, a to jest ważne. Liczę, że jeśli wsparcie zamknie się w 100 tys. zł, to drugą setkę jesteśmy w stanie uzbierać od sponsorów czy działającej w Lublinie od niedawna Fundacji Rozwoju Sportu.
• Zatem to nie koniec lubelskiego rugby?
– Chcę dać kłam krążącym już po naszym mieście plotkom, że nie przystąpimy do rozgrywek w nowym sezonie. Powodem miałyby być względy finansowe, rozkupowanie naszych zawodników przez inne kluby. 25 lipca mamy zebranie sekcji. Do tego czasu, mam nadzieję, że już otrzymamy informację o wsparciu od władz miasta i marszałka. Wówczas przedstawimy zawodnikom konkretne oferty.
• Może trafionym rozwiązaniem byłoby znalezienie sponsora strategicznego?
– Mają z tym problem inne dyscypliny w naszym mieście: piłka ręczna i piłka nożna. W takiej sytuacji, nie sądzę, by ta sztuka udała się rugby, które nie należy do zbyt popularnych.
• Mimo to w innych miastach ta dyscyplina nie ma aż takich problemów jak w Lublinie, dlaczego?
– Innym miastom i samorządom zależy na promocji poprzez sport na najwyższym szczeblu rozgrywek. Naszym radnym niekoniecznie. Już dawno zrozumiały to np. Siedlce, mające drużynę Pogoni tylko w I lidze, a więc niżej od nas. Nic dziwnego, że tamtejszy klub już składa konkretne oferty finansowe naszym zawodnikom.
Reklama












Komentarze