• Nie w takiej atmosferze mieliśmy się spotykać. Miała pani przywieźć z Londynu medal Igrzysk Olimpijskich, ale marzenia o podium skończyły się już po pierwszej walce…
– Przede wszystkim mam olbrzymią zadrę w sercu. Czuję ogromny żal, bo marzyłam o medalu olimpijskim. Niestety, nie byłam dobrze przygotowana do tej walki i obwiniam za to trenera Leszka Piotrowskiego. Poza tym, sędzia utrudniał mi boksowanie, bo Mangte Chungneijang Mary Kom powinna być co najmniej dwa razy liczona. Zamiast tego, sędzia pozwolił jej poprawiać kask.
• Jaka była taktyka na ten pojedynek?
– Miałam bez przerwy siedzieć na rywalce. Ale jak miałam to robić, skoro od mistrzostw świata w Qinhuangdao nie walczyłam z mańkutką? Wszystkie zawodniczki reprezentacji Polski były bardzo wolne, a ja potrzebowałam zajęć z szybkimi bokserkami. To było widać podczas pojedynku z Mary Kom. W moich ruchach brakowało zmiany tempa. Walczyłam bardzo monotonnie.
• Co trener Piotrowski mówił w narożniku pomiędzy rundami?
– On już po pierwszej rundzie był bardzo zdenerwowany i nie wiedział nawet, jaki jest wynik walki. Nie miał pomysłu, jak rozegrać ten pojedynek.
• Z trenerem Władysławem Maciejewskim w narożniku ten pojedynek wyglądałby inaczej?
– Oczywiście. Przede wszystkim byłabym w zupełnie innej formie. Trener Piotrowski dręczył mnie od 2006 r. Ostatnie dni były jednak dla mnie prawdziwym koszmarem. W kadrze panowała grobowa atmosfera. Na treningach było dużo zajęć fitness, które nie były mi w tym momencie potrzebne. Nie mogłam tam wytrzymać i poważnie myślałam o wyjechaniu do Lublina.
• Ale obóz w Cetniewie i tak zakończył się wcześniej, bo trzeba było jechać na olimpijskie ważenie.
– I to jest kolejny paradoks, bo mając jedną zawodniczkę uprawnioną do występu w Igrzyskach Olimpijskich, nie dopilnowano terminu olimpijskiej wagi. Do Londynu przyjechałam w ostatniej chwili i musiałam w przyspieszonym tempie zbijać wagę. To odbiło się na mojej formie fizycznej.
• Jak wyglądał pobyt w Londynie?
– To był koszmar, bo trener Piotrowski nie potrafił załatwić mi rywalki na sparing. Jedyną walkę testową załatwiłam sobie sama. Jechałam na trening i zobaczyłam, że jakaś Koreanka również ćwiczy. Podbiegłam do niej i zaproponowałam sparing. Umówiłam się również na drugą walkę, ale ona nie doszła do skutku.
• Czy po porażce trener Piotrowski rozmawiał z panią?
– Nie, choć mijaliśmy się w wiosce olimpijskiej. Powiedział tylko do mnie, żebym przyszła po szczękę.
• Dlaczego dopiero po igrzyskach zdecydowała się pani opowiedzieć o tym, co działo się wewnątrz kadry?
– Wszystko przez wypowiedzi trenera Piotrowskiego, które obrażały trenera Władysława Maciejewskiego. Jak on mógł przypisywać sobie zasługi w wytrenowaniu mnie? Jak mógł sugerować, że trenerowi Maciejewskiemu zależy na pieniądzach? Usłyszałam ten wywiad o 2.30 w nocy i wysłałam mu SMS-y, w których zapowiedziałam, że opowiem o wszystkim mediom.
• Ale zdaje sobie pani sprawę, że wygląda to jak zganianie winy na innych?
– Ale ja tego nie robię. Miałam nie mówić o tej sytuacji, bo nie chciałam nikomu zaszkodzić. To był jednak mój życiowy błąd. Po wywalczeniu kwalifikacji olimpijskiej powinnam podziękować trenerowi Piotrowskiemu. Niestety, nie zrobiłam tego.
• Co teraz?
– Życie toczy się dalej. Jeszcze przez rok będę obecna na światowych ringach i postaram się wywalczyć mistrzostwo świata. To byłoby wspaniałe ukoronowanie mojej kariery. Później zajmę się trenowaniem młodzieży i rodziną. Marzę, aby mieć dziecko. Jednak do tej pory nie miałam na nie czasu.
Reklama
Karolina Michalczuk: mam olbrzymią zadrę w sercu
Rozmowa z Karoliną Michalczuk, bokserką Paco Lublin i uczestniczką Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
- 16.08.2012 17:34

Reklama













Komentarze