Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pan na wysokościach. Tu rutyna jest niedopuszczalna

Iść 10 minut do pracy to raczej banalne. Ale iść 10 minut do pracy pionowo w górę? Nad Lublinem wiszą panowie, którzy robią to codziennie.
Pan na wysokościach. Tu rutyna jest niedopuszczalna
(Wojciech Nieśpiałowski)
Za płotem oddzielającym ulicę od placu budowy wokół Centrum Kultury w Lublinie solidne błoto i ruch większy niż na niedalekim Krakowskim Przedmieściu. Na wprost bramy stoi długi samochód. Trafią na niego elementy wielkiego dźwigu, który na razie wystaje z wnętrza remontowanego zabytku, ale właśnie kończy na budowie pracę. Wielkoluda rozbierze mniejszy, mający koła jak koparka. – Pan jeździ tym dźwigiem? – zaczepiam przechodzącego mężczyznę w kasku. – Dźwigiem to pani jedzie w wieżowcu z parteru na piętro. To jest żuraw, konkretnie samojezdny. Tak wyglądała pierwsza lekcja fachowego nazewnictwa. Lecą żurawie Użytkownicy forum SkyscraperCity liczą je dość często. Ostatnia inwentaryzacja jest z połowy grudnia. Kaktus: Myślę, że przy odpowiednim zbiegnięciu się inwestycji możemy liczyć spokojnie na setkę. Szalonypl: Po zdjęciach patrząc na Felicity nie ma przypadkiem już 9 żurawi? Bista: Bazylianówka: KS-Development – 1, Gala Dom – 3, Inwestor Development – 1, NAP Invest – 3. Kaktus: Przydało by się potwierdzić ilość żurawi na Porębie i Botaniku, bo obecne dane wydają mi się mało aktualne… Właściwie każdy, kto ten tekst czyta w Lublinie i podniesie wzrok znad gazety czy ekranu  zobaczy je za swoim oknem. Na horyzoncie lub za parapetem – ma smukłe, ażurowe sylwetki żurawi wieżowych górnoobrotowych. Każdy ze szklaną kabinką zawieszoną kilkadziesiąt metrów nad ziemią. W każdej pracuje operator. Operacja ogólnopolska – Robi się zdjęcia z góry tak przez pierwsze pół roku roboty. Potem przechodzi, no chyba, że widać morze. To się zawsze żonie wyśle – żartują pracownicy z Przedsiębiorstwa Gospodarki Maszynami Budownictwa Budopol, które ma bazę w Mińsku Mazowieckim, a swoje żurawie w całej Polsce. To stawiany przez nich żuraw pracował nad ulicami Hempla i Peowiaków, i remontował Centrum Kultury. Stał w miejscu dawnego wirydarza (mniejszego) i jego ostatnim zadaniem było montowanie elementów konstrukcji, na której będzie leżał szklany dach. Żeby dach można było skończyć, żuraw ze swej głębokiej czeluści musiał wyfrunąć. W kawałkach. – Demontowaliśmy trzy żurawie na budowie Centrum Onkologii, teraz ten. Pracowaliśmy przy budowie Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, teraz też jedziemy do stolicy – wylicza Ryszard Trzaskowski, brygadier, od 20 lat w zawodzie. Ekipę, która stawia i demontuje żurawie tworzą wraz z nim: Ryszard Bogucki (od dwóch lat), jest montażystą żurawi i operatorem Marcin Wysocki (6 lat w branży), operator i elektryk Jerzy Jachnia (16 lat zajmuje się żurawiami). To on odpowiada za to, żeby operator mógł \"dogadać się” z napędzanym elektrycznym silnikiem żurawiem, bo każdy jest trochę inny. Dzięki opowieściom panów z PGMB Budopol się okazało, że żurawie to wielka logistyczna operacja – kto inny prowadzi budowę i potrzebuje żurawi, kto inny je ma lub wypożycza, wozi, stawia, uruchamia, demontuje, a jeszcze kto inny obsługuje. Budowa koło budowy – Te najnowsze są jak luksusowe auta. Elektronika, wszystko na kamery i monitory, żadnego patrzenia w dół. Kabina klimatyzowana, w niej elegancki fotel, a nawet miejsce do spania i lodówka. Nie mówiąc o przyciemnianych szybach. A operator nie idzie po oblodzonych szczeblach tylko jedzie windą na górę. No, ale w Polsce jeszcze takich żurawi i luksusów nie ma – mówi Krzysztof Dymanowski z Lublina, który ma żurawie i dwie firmy zatrudniające kilkudziesięciu operatorów. Sam zaczynał jako operator, pracował na zagranicznych budowach, po powrocie do kraju założył swoją firmę. Pochodzi z Ostrowca Świętokrzyskiego, w Lublinie znalazł się kilka lat temu z powodów rodzinnych. – Przyjechałem za córką, która tu studiowała. Jak 5-6 lat temu zacząłem bywać częściej w Lublinie to widziałem dwa, może trzy żurawie. Nic tu się nie działo. Praca była w Warszawie i wszędzie indziej. Teraz Warszawa już pada, setki mieszkań czekają na klientów a tu budowa koło budowy – mówi Dymanowski, którego operatorzy budują nowy gmach Urzędu Marszałkowskiego obok Teatru w Budowie, pracują nad ul. Głęboką, Koncertową i Smorawińskiego. Budowali na Konstantynowie gmachy dla KUL, pracowali w Bogdance, w Azotach. – Będę na budowie stadionu przy Krochmalnej, mam nadzieję, że wejdę na budowę galerii przy Unii Lubelskiej a może będziemy stawiać galerię gdzie ma być IKEA. Dobry młody, ale nie za bardzo Operator żurawia powinien być młody, bo rutyna zabija czujność i popycha w alkohol. Ale nie powinien być zbyt młody, bo musi mieć doświadczenie. – To jak z parkowaniem samochodu: trzeba mieć wyczucie odległości i wyczucie żurawia. Jest kilka typów i te nowsze mają czulsze przyciski w kabinie, dotkniecie wystarczy. A jak taki hak potrzebuje 3-4 metrów na wyhamowanie to musi być wyczucie, żeby nic się nie stało. I żeby precyzyjnie gdzieś coś przenieść. No i dobry hakowy, który kieruje pracą żurawia z dołu jest ważny – tłumaczą operatorzy. Opowiadają, że na dużych budowach, gdzie pracuje kilka żurawi bywają wewnętrzne zawody, który operator szybciej i precyzyjniej pracuje. A jak się zdarza, że żuraw ma trochę przestoju to słuchają radia, grają w gry albo oglądają telewizję, bo niektórzy nawet telewizorki mają w swoich kabinach. Bo nie chce im się schodzić na dół, zwłaszcza, że zaraz hakowy może coś chcieć. – Kłócić się w pracy nie mają z kim, to fakt. Chyba, że z hakowym. Ale nie każdy te 8 czy 10 godzin bez otwierania gęby wytrzyma – mówi Dymanowski i obala mit całkowitej intymności pracy operatora żurawia. – Siedzą w szklanej kabinie, jak pracują w środku miasta czy osiedla to przez lornetkę ktoś może ich obserwować. No i oni mogą obserwować. W Warszawie była taka historia, że operatorzy – a nawet cieśle i szalunkowi – oglądali dziewczynę, która się rozbierała w domu niedaleko budowy. W swoim mieszkaniu była, mogła robić co chciała – śmieje się pan Krzysztof. Czajnik i cisza centrum – Trochę zdjęć w telefonie mam, ale słaba jakość, bo daleko. Co widzę? No cały Lublin widzę. Jak dobra widoczność to i dalej – mówi Michał Kuzioła ze Świdnika. Z wykształcenia jest technikiem ortopedą, ale w Lublinie by wylądował w sklepie z protezami. Innej pracy w zawodzie brak. – A ja nie chciałem do sklepu. Znajomy pół roku wcześniej zrobił kurs operatora żurawia, ja też poszedłem. Wydałem 1500 złotych i oglądam miasto z góry. Ale to nie jest zajęcie mojego życia, dużo się pracuje, nie zostaje nic czasu dla siebie. Teraz Michał jest na wysokości 45 metrów na budowie osiedla TBV. Od godziny 7 do zmierzchu wisi na niebie między Realem a działkami koło Olimpu. Ale kabina w żółtym żurawiu i budowa mieszkań to tylko zastępstwo. Zwykle młodego operatora widać w kabinie czerwonego żurawia pracującego w samym środku miasta na budowie Urzędu Marszałkowskiego przy Al. Racławickich. – Tu jest większy szum i hałas niż tam w centrum. Bardziej ruch słychać. Tam to tylko w dzień widać korki, a potem się urywa. Cisza, miasto idzie spać. Michał pytany, co bierze ze sobą do kabiny żurawia, wymienia jako podstawę egzystencji operatora czajnik. – Czajnik mam zawsze. I radio. A jak mam czas to czytam. Teraz \"Kolekcjonera oczu”, autor Sebastian Fitzek. Taka bardziej psychologiczna i miała dobre recenzje. Szkodliwie na wysokościach – Najważniejsze jest doświadczenie. Jak stawialiśmy w Gdyni Sea Towers (apartamentowiec, 38 kondygnacji, razem z masztem antenowym ma ponad 141 metrów – red.) to była praca prawie w morzu. Niesamowite widoki, ale wiało tak, że żuraw miał 2 metry odchyłu. Tylko doświadczony operator da radę w takich warunkach. I nawet technika nie pomoże. Czyli to, że pracują na kamerach i monitorach, a nie patrzą w dół. A zresztą: z takiej wysokości to co pani zobaczy? Człowiek jak pół zapałki. Czasami są tak skupieni, że pot płynie po nich, a z kabiny paruje. Nic dziwnego, że to praca uznana za szkodliwą – mówi Dymanowski. – Jak murarz nie przyjdzie do roboty to się świat nie zawali, ale jak operator dźwigu nie przyjdzie, to budowa stoi – dodaje jeden z kierowników budowy. Mit kobiety-operatora Głos 1: – Są, są. W dawnym Związku Radzieckim to podobno większość kobiet pracuje na żurawiach. Głos 2: – Tak, tak słyszałem, że na Śląsku są kobiety w żurawiach i chętnie je biorą na budowy w Niemczech. Ale u nas nie spotkałem. Głos 3: – Jakby dobrze poszukać, podzwonić po firmach, to by jakieś panie na żurawiach znalazł. Głos 4: – A dlaczego kobiety nie mogą pracować na żurawiu? Mogą. Nauczą się sikać do butelki i mogą. Autorzy dziękują kierownikom budów za pomoc w realizacji materiału

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama