Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kryminalne przypadki u \"Św. Teresy” Dyrektor handlował świadectwami?

Katolicką instytucję zamienił w maszynkę do zarabiania pieniędzy. Handlował świadectwami i wyłudzał miliony. Tak zdaniem śledczych działał Antoni L. – były dyrektor Zespołu Szkół Katolickich im. Św. Teresy w Lublinie
Kryminalne przypadki u \"Św. Teresy” Dyrektor handlował świadectwami?
(Maciej Kaczanowski)
42-letni dziś teolog i filozof oficjalnie nie ma pracy. Jest na utrzymaniu matki. Jeszcze kilka lat temu zarządzał placówką, która zdaniem prokuratury przynosiła mu spore zyski.

Obecnie Zespół Szkół im. Św. Teresy w Lublinie nie może już używać przymiotnika \"katolicki”. Biskup zabronił tego, gdy wybuchła korupcyjna afera. Skończyło się oskarżeniem kilkudziesięciu osób, z których 36 usłyszało wyroki skazujące lub ich sprawy zostały warunkowo umorzone. Wielu \"absolwentom” nie postawiono żadnych zarzutów, nie było bowiem dowodów, że posłużyli się fałszywymi świadectwami. Śledczym nie udało się też dowieść, by płacili za uzyskanie dokumentów.

Sam Antoni L. czekał na proces ponad rok. Z końcem grudnia 2013 roku do Sądu Okręgowego w Lublinie wpłynął akt oskarżenia przeciwko byłemu dyrektorowi i dziewięciu innym osobom. Pomagali oni w przestępczym procederze lub korzystali z nielegalnych propozycji Antoniego L. W ubiegłym tygodniu były dyrektor \"Tereski” zasiadł na ławie oskarżonych. Mężczyzna usłyszał 158 zarzutów, dotyczących przestępstw z lat 2005-2010.

Antoni L. miał wówczas wystawiać świadectwa za łapówki, a także wyłudzać pieniądze z kasy szkoły i miasta.

Maturalna szybka ścieżka

Do 2003 roku \"Tereska” była placówką żeńską. Rok później weszła w skład zespołu szkół, prowadzonego przez stowarzyszenie im Św. Teresy. Stery obu instytucji objął wówczas Antoni L. Nadzorował więc sam siebie.

- Szkoły podlegały iluzorycznemu nadzorowi - ocenił prokurator w akcie oskarżenia. - Co najmniej od 2004 roku w szkole dochodziło do nieprawidłowości związanych z wystawieniem świadectw maturalnych w zamian za pieniądze.

Śledczy wpadli na trop Antoniego L. m.in. dzięki zeznaniom Pawła T., młodego mieszkańca Bodaczowa. W 2007 roku razem z kolegą Marcinem G. zdobył fałszywe świadectwo ukończenia \"Tereski”. Jak wyjaśnili, Antoni L. zażądał od nich po 200 zł, dwóch zdjęć i świadectw z poprzednich szkół. Panowie poszli za radą dyrektora. Po dwóch miesiącach odebrali świadectwa. Marcin G. mógł dzięki temu kontynuować edukację.

We wrześniu 2008 roku Antoni L. tymczasowo zrezygnował z fotela dyrektora szkoły. Nadal jednak szefował prowadzącemu placówkę Katolickiemu Stowarzyszeniu Oświatowemu im. Św. Teresy. Według śledczych, wciąż wystawiał świadectwa, choć nie miał do tego prawa.

Antoni L. miał przy tym współpracować ze swoimi \"absolwentami” Pawłem T. i Marcinem G. Mężczyźni z Bodaczowa szybko doszli do wniosku, że na fałszywych maturach sami mogą zarobić. Z uczniów zamienili się w pośredników. Szukali osób zainteresowanych szybkim zdobyciem średniego wykształcenia. Brali od klientów pieniądze, zdjęcia i niezbędne dokumenty. Zawozili wszystko Antoniemu L., który miał fałszować świadectwa ukończenia liceum oraz całą dokumentację, łącznie z arkuszami ocen.

Za pokwitowaniem

Stawki wynosiły od 200 zł (dla znajomych) do 5 tys. zł. Pośrednicy pobierali swoją prowizję. Z akt sprawy wynika, że przez pewien czas Antoni L. wystawiał im nawet pokwitowania \"dla podkładki”. Później po prostu chował pieniądze do szuflady.

Niektórzy \"absolwenci” po uzyskaniu świadectw ukończenia liceum przystępowali do matury. Część z nich po raz pierwszy była wtedy w szkole. Nie raz zdarzało się, że oblewali egzamin.

Na początku pośrednicy zdobywali klientów tzw. pocztą pantoflową. Przed dyskoteką w Szczebrzeszynie Paweł T. spotkał Marcina S. Zaproponował mu świadectwo maturalne za jedyne tysiąc złotych. Mężczyzna skorzystał z oferty, by później starać się o etat w policji. Nie przeszedł jednak rekrutacji.

Pośrednicy szybko przestali ograniczać się do poczty pantoflowej. Rozwinęli działalność zamieszczając ogłoszenia w Internecie. Oferowali \"legalne zaświadczenia i świadectwa”. Zgłaszali się do nich klienci z całej Polski. Panowie spotykali się w Lublinie, np. przed Zamkiem Lubelskim lub w okolicach dworca PKP. Klienci przekazywali pieniądze i zdjęcia. Po pewnym czasie odbierali świadectwa.

Inna droga

W taki sposób \"absolwentem” katolickiej szkoły został Dawid L. z Konina. Chłopak jako uczeń pobierał rentę po zmarłym ojcu. W 2008 roku ZUS upomniał się o świadectwa. Problem w tym, że Dawid L. od trzech lat nie chodził do żadnej szkoły. Groził mu zwrot blisko 20 tys. zł. Zainwestował więc jedną czwartą tej sumy w świadectwa z \"Tereski”.

Jak ustalili śledczy, Antoni L. nie ograniczał się do fałszowania świadectw ukończenia liceum.
Produkował również świadectwa maturalne. Tak miało być w przypadku Michała R., który w 2008 roku legalnie ukończył \"Tereskę”. Zapytał dyrektora o możliwość zdawania matury. Antoni L. się zgodził.

Zaznaczył jednak, że istnieje \"inna niż udział w egzaminie, polecana przez niego droga”. Miesiąc później Michał R. odwiedził dyrektora w gabinecie. Wręczył mu 800 zł i odebrał świadectwo dojrzałości ze swoim nazwiskiem, datowane na 2004. Dokument wykorzystał do złożenia aplikacji na studia w Wyższej Szkole Ekonomii i Innowacji w Lublinie.

Jak ustalili śledczy, oferta \"Tereski” cieszyła się dużą popularnością wśród sportowców, głównie bokserów. Wszyscy mieli zdawać maturę w czerwcu 2004 roku. Oznaczałoby to, że przez trzy lata uczęszczali do szkoły żeńskiej.

Tak było w przypadku Dawida K., znanego sportowca. Uzyskał świadectwo dojrzałości razem z żoną i siostrą. Dokument sportowca podpisał Antoni L. Na świadectwie widniał również podpis nauczyciela. Został podrobiony. Pedagog rozpoczął pracę w szkole dopiero rok po \"maturze”. Prokuratura ustaliła również, że świadectwa wystawiono na drukach wprowadzonych do obiegu w 2005 roku, a więc rok po rzekomym egzaminie.

Większość sportowców zamieszanych w sprawę związana jest z jednym z lubelskich klubów. Z akt sprawy wynika, że świadectwa maturalne zdobyli dopiero po 2007 roku. Tak miało być w przypadku właściciela klubu i znanego promotora sportowców. Także Ryszard M. zatrudniony niegdyś jako trener we wspomnianym klubie, również ma świadectwo z \"Tereski”. Podobnie, jak jego dawna podopieczna Karolina M. znana sportsmenka. Dzięki podrobionym dokumentom dostała się na studia w bialskiej AWF.
W prokuraturze wyjaśniała, że nie była uczennicą \"Tereski”. Zapisała się tam w 2008 roku, dostarczyła zdjęcia i dokumenty. Później dostała świadectwo maturalne, datowane na 2004 rok. We wrześniu 2008 złożyła dokumenty na AWF.

- Żadna z osób związanych z klubem nie uczyła się w szkole im. Św. Teresy i nie zdawała egzaminu dojrzałości - ocenił prokurator. - Osoby te nie znały innych uczniów, poza kolegami z klubu. Nie potrafiły nawet wskazać adresu placówki.

Sprawa Karoliny M. została warunkowo umorzona. Sąd wyznaczył jej roczny okres próby. Nie wszyscy sportowcy usłyszeli zarzuty. Mieli podrobione świadectwa, ale śledczy nie dowiedli, że za nie płacili lub posługiwali się tymi dokumentami.

Masaże dla niepełnosprawnych

Z akt sprawy wynika, że Antoni L. zarabiał nie tylko na produkcji świadectw. Miał również wyłudzać pieniądze ze szkolnej kasy. Śledczy doliczyli się blisko 2,4 mln zł. Z części tych pieniędzy przedsiębiorczy teolog finansował swoją firmę przy ul. Popiełuszki w Lublinie. Salon SPA oferował różnego rodzaju zabiegi kosmetyczne i lecznicze. Zakres usług mógł być szerszy, o czym świadczą nazwy domen, wykupywanych przez Antoniego L.: fabryka-snów, centrum-masażu czy masaż-amorek to tylko niektóre z nich. Za kupno i utrzymanie domen płacono z pieniędzy katolickiej szkoły.

Antoni L. dobrze przygotował się do takiej działalności. Jako prezes Stowarzyszenia im. Św. Teresy powołał \"Europejskie Centrum Integracji Niepełnosprawnych”. Zarejestrował je pod adresem szkoły, ale logo ECIN firmowało działalność jego spółki przy ul. Popiełuszki.

- Pozorowało legalność wydawania pieniędzy - ocenił prokurator. - Działalność centrum była fikcyjna.
Według śledczych do wyłudzeń dochodziło w latach 2008-2010. Antoni L. kupował za pieniądze szkoły sprzęt elektroniczny, który miał później przywłaszczyć. Wydał ponad 100 tys. zł na komputery, telewizory, lodówki, karty graficzne, czajniki, aparaty fotograficzne czy telefony komórkowe.

Z akt sprawy wynika, że dyrektor kupował za szkolne pieniądze również sprzęt i materiały budowlane. Wszystko na własne potrzeby. Od kostki brukowej i styropianu, przez kleje i zaprawy, aż po drobne narzędzia. Inwestował także w wyposażenie salonu. Tylko za jedno urządzenie do masażu zapłacił 15 tys. zł. Dokupił do tego klimatyzatory i różnego rodzaju aparaturę, w tym sprzęt medyczny.

Śledczy ustalili, że Antoni L. wypłacił ze szkolnej kasy 1,1 mln zł. Pieniądze trafiły do niego lub kilku innych osób, zamieszanych w nielegalny proceder. Dyrektor, jako prezes katolickiego stowarzyszenia, pożyczał również pieniądze od osób prywatnych, w tym pracowników szkoły. Inkasował gotówkę: od kilkunastu do grubo ponad 100 tys. zł. Pieniądze miał brać do własnej kieszeni. Kiedy część oddawał, robił to przelewem, z rachunku szkoły.

Antoni L. odpowie również za wyłudzenie prawie 5 mln zł dotacji oświatowej z kasy urzędu miasta. Ratusz przekazał te pieniądze na rzecz uczniów, którzy do \"Tereski” chodzili tylko na papierze.
Antoniemu L. grozi do 15 lat więzienia.

Mężczyzna konsekwentnie nie przyznaje się do winy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama