Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Pan i Ordynator. Lekarki opowiadają o swojej gehennie

Powiedział, że mam usta stworzone do całowania. Kazał usiąść na kanapie. Obmacywał mnie. Mówił, że ciąża to nie jest sposób na niego i w następnej będę już z nim.
Pan i Ordynator. Lekarki opowiadają o swojej gehennie
(Maciej Kaczanowski / Archiwum)
Napastował, obmacywał, poniżał. Tak doktor Antoni W. ze szpitala przy ul. Kraśnickiej w Lublinie miał traktować swoje podwładne.

* Ewa

– To był wstyd. To dlatego żadna z nas na początku do niczego się nie przyznawała. W takiej sytuacji człowiek jest całkowicie stłamszony. Sparaliżowany przez strach. Ja się strasznie bałam, żeby nie zostać z ordynatorem sam na sam. Czasami mój chłopak, który też jest lekarzem w tym samym szpitalu, dzwonił i uprzedzał, gdzie jest doktor W. Mówił na przykład, że wsiadł do windy i żebym uważała. Na oddział szłam już schodami.

On nawet teraz, kiedy go wyrzucili, pojawia się na oddziale, rozmawia z pracownikami. Tuż po zwolnieniu odgrażał się. Krzyczał, że jeszcze wróci. Właściwie do wszystkiego się przyznał. Powiedział nam, że za cenę prawdy nie można niszczyć kariery człowieka.

Ceniony lekarz

Antoni W. kierował oddziałem gastroenterologii. Do 19 lutego, kiedy po rozmowach z lekarkami dyrektor szpitala wyrzucił go z pracy. Kobiety, rezydentki z oddziału, oskarżyły Antoniego W. o molestowanie seksualne. Dzień po zwolnieniu ordynatora Gabriel Maj, dyrektor wojewódzkiego szpitala przy al. Kraśnickiej, poinformował o sprawie prokuraturę.

– Ordynator dostał wypowiedzenie i został poproszony o opuszczenie oddziału. O całej sprawie dowiedziałem się w ubiegły poniedziałek – relacjonował wówczas dyrektor. – Kilka dni wcześniej jedna z lekarek-rezydentek razem z mężem była u dyrektora do spraw medycznych i poinformowała go o tym, że była molestowana. W trakcie wyjaśniania tej informacji okazało się, że sprawa dotyczy nie tylko jednej lekarki.

Jak tłumaczył dyrektor, uzyskane informacje wydały mu się na tyle niepokojące, że zdecydował o zwolnieniu ordynatora. – Mimo że jest bardzo cenionym lekarzem i długoletnim pracownikiem szpitala, nie mogłem postąpić inaczej – podkreślał dyrektor Maj.

* Anna

– Byłam chyba jedną z jego pierwszych ofiar. Molestował mnie od 2011 roku. Początkowo myślałam, że jest na mnie zły, bo popełniam jakieś błędy w opiece nad pacjentami. Jemu nie podobało się, że chodzę w jeansach. Na jednej z odpraw wpadł w furię. Krzyczał, że nie jest zadowolony z mojej pracy, a mój ubiór jest karygodny. Dodał, że są inne ośrodki, w których mogę dokończyć specjalizację.

Anna zamieniła jeansy na białe spodnie z lekarskiego uniformu. Doktor W. kazał jej nosić mini.

– Powiedział, że mam piękne nogi i on chce je oglądać. Rozpłakałam się. Zastępca ordynatora powiedział, że szef już taki jest i jakoś to przetrwamy. Po pewnym czasie zaczęłam brać leki uspokajające.

Anna próbowała szukać wsparcia u starszych koleżanek.

\"Niech stary cap pomaca coś młodego. Może i ty na tym skorzystasz” – coś takiego usłyszałam od innej rezydentki. Byłam w szoku. Ordynator molestował mnie, kiedy byłam panną, kiedy byłam ciężarna i gdy wyszłam za mąż. Wiedział, że mam na głowie kredyt i nie pochodzę z rodziny lekarskiej. Wykorzystywał to. Wiedział, że szykuję się do ślubu. Na jednej z odpraw powiedział wtedy o prawie do sprawdzenia czystości przedślubnej. Stwierdził, że sam musi to sprawdzić. Mówił o tym publicznie, przy innych mężczyznach.

Rezydentki z oddziału doktora W. twierdzą, że podobne upokorzenia były na porządku dziennym. Kobiety zapłaciły za to zdrowiem.

– Pielęgniarki regularnie dawały nam leki uspokajające. Kiedy w poniedziałek musiałam iść do pracy, zbierało mi się na wymioty – mówi Anna. – Nasze służbowe pokoje są na poziomie –1, a oddział na 7 piętrze. Bałam się jeździć windą, żeby go nie spotkać. Kiedy jechaliśmy z jakąś pielęgniarką, modliłam się, żeby nie wysiadła wcześniej. Byłam przerażona na samą myśl, że mogę zostać z nim sama w windzie. On wtedy od razu obmacywał. Teraz już nie boję się wsiadać do windy. W listopadzie 2012 mieliśmy firmową imprezę. Pytał, czy przyjdziemy. Zdecydowałam się pójść, bo to przecież miejsce publiczne i gdyby do czegoś doszło, to ludzie mnie obronią. Tak wtedy myślałam – wspomina lekarka. – Uparł się żeby ze mną tańczyć. Przyciągnął mnie do siebie. Szeptał, że pięknie wyglądam i cudownie pachnę. Mam wspaniałą opaleniznę. Chciał przejść na \"ty”, a ja do niego ciągle \"panie ordynatorze”. Mówiłam mu, że cały personel nas obserwuje.

– Jak wyglądały szkolenia medyczne? Kazał nam natychmiast przychodzić do gabinetu na przykład z historiami pacjentów. Potem prosił \"na kolanko” i obmacywał. Wszędzie wsadzał ręce. Mówił, że jest zakochany i pomoże mi w karierze. Proponował asystowanie w zabiegach. Mówił, że pomoże w spłacie hipoteki. Robiło mi się od tego niedobrze, ale on słysząc \"nie” jeszcze bardziej się podniecał. Później śmiał się w oczy i karał olbrzymią ilością dodatkowej pracy, czy kompletnie bezsensownymi poleceniami.

Większość pokrzywdzonych kobiet nie mówiła bliskim o swojej gehennie. Przede wszystkim ze wstydu i strachu przed konsekwencjami.

– Kiedyś ojciec już jechał do Lublina, żeby go pobić. Cudem go powstrzymałam. Męża też. Bałam się, że ich oskarży, a ja będę skończona zawodowo. Nie mam w rodzinie lekarzy. Byłam pewna, że zostanę z tym sama – opowiada Anna. – Raz, kiedy byłam już w ciąży, kserowałam dokumenty. On zaszedł mnie od tyłu i mocno chwycił. Przycisnął do kserokopiarki i zaczął obmacywać. Chciałam go uderzyć, ale bałam się, że nikt mi później nie uwierzy. Wreszcie się wyrwałam i wybiegłam zapłakana. Trafiłam na lekarza z oddziału. Opowiedziałam mu o wszystkim. Wtedy u ordynatora interweniował jego zastępca. Mówił mu, że jeśli poronię przez to wszystko, to szpital się nie wypłaci.

Tydzień po porodzie do Anny zadzwoniła koleżanka z oddziału. Okazało się, że ordynator ma kolejną ofiarę.

– Ucieszyłam się. Pomyślałam, że nie będę sama – wspomina Anna.

Doktor się broni

Lekarki zdecydowały się na rozmowę z dziennikarzami, bo – jak twierdzą – były szef próbuje je oczernić. Dzwoni do znajomych lekarzy i rodzin poszkodowanych kobiet. Przekonuje, że kobiety wymyśliły całą historię, żeby go zniszczyć.

– Mówi, żebyśmy się nie wygłupiały, bo na tym najwięcej stracimy, że rozpadnie się nasze życie rodzinne. Wszystkim próbuje wmówić, że cała ta sprawa była naszą inicjatywą, a teraz chcemy go zniszczyć pod względem zawodowym i prywatnym – opowiada jedna z lekarek. – Boimy się, że użyje takich znajomości, że nie będziemy mogły skończyć specjalizacji w Lublinie. Dlatego jesteśmy wdzięczne wszystkim lekarzom i pielęgniarkom z naszego oddziału, że są po naszej stronie i nas wspierają. To dało nam poczucie, że dobrze zrobiłyśmy, bo na początku nie miałam tyle siły, żeby z tym cokolwiek zrobić. Czuję ogromną ulgę, że to wreszcie wyszło na jaw, bo wcześniej wstydziłam się, że coś takiego mnie spotkało. A przecież byłam ofiarą.

* Agnieszka

– Mój mąż kilka razy interweniował w sprawie ordynatora. W 2013 roku doktor W. przyjechał do męża. Powiedział: żałuję, że doszło do niestosownych sytuacji wobec pańskiej żony, że dostał obuchem w głowę. Chciał się dogadać. Wiedział, że jest nagrywany. Dzisiaj wydzwania po znajomych lekarzach i mówi, że to był romans.

On budzi we mnie obrzydzenie. Na zewnątrz był bardzo religijny. Obnosił się ze swoją wiarą i przywiązaniem do tradycyjnych wartości. Na biurku miał zdjęcie rodziny. Czytał prawicowe tygodniki. Kazał nam podpisywać jakieś deklaracje przeciwko homoseksualistom. Pytał, czy planujemy z mężem drugie dziecko. Powiedziałam, że tak, a wtedy stwierdził, że jakby z mężem nie wyszło, to on pomoże.

Kiedyś molestował mnie przy innym lekarzu. Byliśmy w gabinecie. Pochyliłam się, bo szukałam dokumentów. On pochylił się nade mną z tyłu, przybliżył i zaczął obwąchiwać. Takie sytuacje, psychiczne i fizyczne molestowanie, były normą. Kiedy zamykały się drzwi jego gabinetu, zaczynał się horror. Nie jestem w stanie o wszystkim opowiadać. W prokuraturze zajęło mi to trzy dni. Najgorsze jest to, że on w nas wszystkich stłamsił kobiecość. Kompletnie zdeptał poczucie własnej wartości.

Agnieszka urodziła dziecko. Przez dłuższy czas była na urlopie. Kiedy miała wrócić do pracy, wróciły dawne lęki.

– Panicznie się tego bałam. Kiedy ordynator miał wolny dzień, poszłam na oddział i zapytałam dziewczyny, jaka jest sytuacja. Nie od razu się przyznały, ale szybko okazało się, że on nadal się nad nimi znęca.

Agnieszka razem z mężem poszła do dyrektora szpitala powiadomić go o sytuacji na oddziale. Dyrektor rozmawiał później z innymi lekarkami, które potwierdziły zarzuty wobec ordynatora. Na sam dźwięk jego nazwiska potrafiły wybuchnąć płaczem.

Rzecznik o doktorze

Sprawą Antoniego W. zajął się Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej.

– Postępowanie zostało wszczęte w związku z doniesieniami prasowymi. Nie będzie go prowadził rzecznik z naszej izby, bo pracował w jednym szpitalu z byłym ordynatorem. Chcemy uniknąć podejrzenia o stronniczość – tłumaczy Marek Stankiewicz, rzecznik Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Nie wiemy jakie zarzuty postawi rzecznik. Kodeks etyki lekarskiej nie mówi wprost ani o molestowaniu, ani o mobbingu. Mówi natomiast, że lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek i odnosić się do siebie w sposób kulturalny. Ta sprawa nie jest jednak jednoznaczna, czekamy więc na rozstrzygnięcie sądu.

Zadzwoniliśmy do byłego ordynatora.

– Nie, dziękuję – uciął, kiedy poprosiliśmy o rozmowę. Antoni W. nadal przyjmuje pacjentów. Na wizytę można się umówić w dwóch prywatnych placówkach w Lublinie.

* Agata

– Na początku jego zachowanie też nie mieściło mi się w głowie. Reagowałam na poniżające komentarze ordynatora. Na obłapianie, wsadzanie rąk pod bluzkę, chwytanie za pośladki. Mówiłam, że molestowanie jest karalne. Groziłam, że to zgłoszę. On wtedy groził, że podpadnę. Będę miała kłopoty zawodowe. Śmiał mi się w twarz. Kiedy wracałam z pracy do domu notorycznie wymiotowałam. Starałam się jak najdłużej spać, żeby nie myśleć o tym, co działo się w szpitalu.

Wspominając tamte wydarzenia Agata nie może opanować drgawek.

– Kiedyś wezwał mnie do gabinetu i znowu chciał obmacywać. Ganiał za mną wokół stołu z wyciągniętymi łapami. Płakałam, a on był coraz bardziej zadowolony. Nie mogłam dobiec do drzwi. Zastępował mi drogę. Bardzo się bałam. Inni musieli słyszeć krzyki. Wiedzieli, co się dzieje w gabinecie. Nikt nie reagował.

* imiona wszystkich kobiet zostały zmienione
Dr Piotr Kwiatkowski z Zakładu Psychologii Wychowawczej i Psychologii Rodziny UMCS

– Najczęściej kiedy mamy do czynienia z sytuacją nadrzędności np. w pracy, w przypadku molestowania w grę wchodzi obawa przed zemstą. Człowiek boi się zareagować, bo wie, że ma dużo do stracenia, zwłaszcza jeśli środowisko, w którym pracuje jest hermetyczne. Często czuje się współodpowiedzialny za to, co się stało, a przy tym poniżony i osamotniony. To najczęstsza przyczyna wstydu w takich sytuacjach. Na pewno łatwiej byłoby pracownikowi ujawnić całą sprawę gdyby wiedział, że dotyczy ona również innych osób z tego samego otoczenia.

Do tego dochodzi strach przed społecznym tabu i tego, jak cała sprawa może być odebrana przez inne osoby nie tylko współpracowników, ale również rodzinę. Często molestowanie może być odebrane jako prowokowanie ze strony kobiety, w celu uzyskania jakichś korzyści np. zawodowych. To sprawia, że często ofiary molestowania milczą.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama