• Dwóch poszukiwaczy skarbów chce 10 proc. znaleźnego za wskazanie miejsca ukrycia „złotego pociągu”. Wierzy pan, że naprawdę go znaleźli?
– Wierzę, że ten pociąg rzeczywiście zniknął w tajemniczych okolicznościach i czeka na swoje odkrycie. Pytanie tylko, czy rzeczywiście wyładowany jest – jak podają to media – złotem i diamentami.
• A nie jest?
– Tego nikt nie wie. Rzeczywiście tuż przed nadejściem Armii Czerwonej Niemcy w pośpiechu wywozili zabytki, złoto i precjoza. Zabierali je w tzw. depozyt od mieszkańców Wrocławia i okolic. Mówili im, że w ten sposób chronią dzieła sztuki narodowej przed zbliżającym się frontem. W tej chwili nie wiemy, czy tak rzeczywiście myśleli, czy też chcieli sobie te dobra przywłaszczyć. Fakt faktem, że pociąg z Wrocławia wyjechał i zaginął w okolicach Wałbrzycha.
• Może to legenda?
– Zdecydowanie nie. Mamy na to namacalne dowody, np. w postaci zeznań dróżników i mieszkańców Śląska. Na tym terenie zostało przecież wielu Niemców, którzy byli po wojnie przesłuchiwani. W obawie o swoje bezpieczeństwo mówili prawdę. Stąd wiemy, że pociąg był i zniknął. Wiemy nawet mniej więcej w jakim miejscu.
• Dlaczego więc nie poszukiwano go wcześniej?
– Poszukiwano. Ja sam pod koniec lat 90. szukałem. Bez rezultatu. Nie jest to też pierwszy raz, gdy ktoś chce znaleźnego za wskazanie miejsca jego ukrycia. Kilkanaście lat temu zwrócił się o to do Skarbu Państwa jeden z poszukiwaczy. Umówili się na 30 procent. W miejscach, które wskazywał mężczyzna wykonywano odwierty. Pociągu jednak nie znaleziono. Wreszcie stwierdzono, że poszukiwacz jest osobą niezrównoważoną i dalszych prac zaniechano.
• A jak będzie tym razem?
– Trudno wróżyć z fusów. Jeśli nie teraz, to kiedyś na pewno pociąg zostanie odnaleziony. Mamy doskonały sprzęt i jest to tylko kwestią czasu.
• Co powstrzymuje poszukiwaczy?
– Prawo. Nikt nie chce poświęcać swojego czasu i olbrzymich pieniędzy na poszukiwania, z których potem nic nie będzie mieć. Przepisy prawa są dla nas – poszukiwaczy – bardzo niekorzystne. W oparciu o ekspertyzy prawnicze, które posiadamy, wiemy, że nie ma czegoś takiego, jak „znaleźne” za odnalezienie rzeczy zakopanych w ziemi. Śmiem wątpić, czy osoby, które mówią teraz o odkryciu „złotego pociągu” – jeśli jest to prawdą – otrzymają jakąkolwiek gotówkę. To właśnie przez złe prawo odkryć jest tak niewiele. Ludzie potracili na poszukiwaniu skarbów gigantyczne fortuny, ale wielu wciąż nie rezygnuje. Mogę śmiało stwierdzić, że Polaków dopadła teraz swoista gorączka złota. Ludzie oszaleli na punkcie poszukiwania skarbów
Więcej w piątkowym wydaniu Magazynu Dziennika Wschodniego














Komentarze