Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Historia. Jak opiekowano się sierotami po II wojnie światowej

O siostrze Klarze Staszczak i ks. Grzegorzu Pawłowskim opowiada Robert Och, historyk.
Historia. Jak opiekowano się sierotami po II wojnie światowej
Siostra Klara Staszczak i ksiądz Grzegorz Pawłowski w dniu prymicji

Podczas II wojny światowej pojawił się problem dzieci, które utraciły rodzinę. Było ich bardzo dużo. W 1945 roku do Puław przyjeżdżają dzieci sieroty przywiezione przez siostry zakonne z Łucka i Kowla. Siostry, które je przywiozły gorączkowo szukały miejsca dla siebie ale i dla tych dzieci. Ostatecznie, mimo wszystkich niewygód, jakie tu zastali, jedno jest pewne – przyjeżdżając do kraju ocalili życie i zsyłki w głąb ZSRR.

Dzielna siostra

Ten rok 1945, ten przyjazd do Puław, tak wspomina Kazimierz Siedlecki, wychowanek domu dziecka:

„Na stację wtoczył się kryty wagon towarowy, a po otwarciu go na zewnątrz wyszli ciekawi choć zmęczeni i zabiedzeni chłopcy. Za nimi siostry zakonne. W transporcie z Łucka i z Kowla byli przeważnie chłopcy, ale przyjechały też 3 dziewczynki i kilka staruszek. Niektórzy wyjeżdżając z tamtych rodzinnych stron zdążyli zabrać ze sobą jeszcze jakieś sprzęty, najczęściej zupełnie niepotrzebne, jakieś drobiazgi, tobołki. Wszystkich zaprowadzono do magazynów przy stacji kolejowej. Tam koczowali przez kilka dni. Wreszcie staruszki przyjął ksiądz w Końskowoli”.

Warunki były okropne. Zdecydowano, że czasowo umieści się ich w budynku Szkoły Powszechnej w Puławach – tam przynajmniej była woda do mycia.

– Nie było pomysłu, co z nimi zrobić – mówi Robert Och, historyk. – Wszystko było spontaniczne, nikt na przyjęcie sierot nic nie przygotował. Później chłopcy zostali wywiezieni do domu dziecka w poznańskie. 3 dziewczynki zostają w Puławach.

Siostrami, które przyjechały z dziećmi były Siostry Benedyktynki Misjonarki. To zgromadzenie powstało w 1917 roku, założyła je matka Jadwiga Kulesza i jednym z celów była opieka nad sierotami, które straciły rodziny w czasie I wojny światowej.

– Po zakończeniu wojny siostry kontynuują misję – opowiada Robert Och. – Prowadzą dom dziecka. Wśród Benedyktynek była siostra Klara Staszczak. Ona w 1908 roku rozpoczęła pracę w domu dziecka w Łucku. To była niezwyczajna osoba – oprócz powołania była bardzo odważna. W czasie II wojny zajmowała się opieką nad sierotami, ale i konspirowała. W 1942-43 roku była łączniczką w 27 Dywizji Wołyńskiej AK, była zaprzysiężona.

Było biednie

Siostry nie zraziły się tym przyjęciem w Puławach. Postanowiły poszukać budynku dla dzieci. Udostępnił parter swojej willi prof. Teofil Cichocki, który miał piękny duży dom. Tam siostry z nową grupą chłopców wprowadziły się. Ale budynek był drewniany, zimą trudny do ogrzania.

Po kilku latach, kiedy przeniesiono dom dziecka do budynku przy ul. Czartoryskich warunki się polepszyły. Dom był duży, murowany.

Tymczasem do Puław zaczęły napływać sieroty także z tego powiatu nie tylko z Kresów. Kazimierz Siedlecki z Puław tak pisał:

„Siostra Klara, która prowadziła dom miała odpowiednie kwalifikacje, ale co najważniejsze potrafiła zaskarbić sobie sympatię wielu ludzi w urzędach, szkołach i u zwykłych ludzi. Miała olbrzymi autorytet”.

Czasy były trudne, państwo nie dawało pomocy jaka była potrzebna – nie wystarczało czasem na jedzenie. Dlatego placówka musiała być bardzo sprawnie zorganizowana, żeby była w miarę samowystarczalna.

Jak w domu

Siedlecki wspomina: „Kiedy ja tam trafiłem zastałem łóżka pomalowane na biało. Jedna sypialnia przeznaczona była dla chłopców ze szkoły średniej, druga dla podstawówki, trzecia dla maluchów. Na dole była sala z dużymi drewnianymi stołami które miały szuflady. W nich trzymaliśmy zeszyty i przybory do pisania. Sala służyła za jadalnię i za pokój do nauki. Obok była kuchnia i pralnia. Opiekowały się nami trzy siostry i była pomoc kuchenna”.

Pobudka o 6, maluchy mogły pospać dłużej, ale któryś starszy pełnił u nich dyżur, pilnował żeby umyli się, ubrali. Każdy sam ścielił łóżko. Później prace domowe – pomoc w kuchni, krojenie chleba, przygotowanie śniadania, zmywanie etc.

Ta placówka w Łucku była oparta na nowoczesnych metodach wychowania – miało być jak w domu. Siostry te doświadczenia przeniosły do Puław.

Inni chłopcy pomagali w pralni. Odzież miała albo numerek albo inicjały żeby trafiła do właściciela. Najstarsi pracowali wokół domu, chodzili po chleb. Budynek znajdował się w pobliżu ogrodu IUNG. W soboty pracownicy mogli kupić sobie warzywa. Jak zostawało chłopcy przynosili je do domu dziecka.

Puławski epizod

– Wśród wychowanków trafiały się osoby wyjątkowe – opowiada historyk. – W 1950 r. pojawił się młody chłopak Grzegorz Pawłowski. Trafił tam bo siostra Klara była w kuratorium w Lublinie i była świadkiem gwałtownej rozmowy o niesfornym uczniu, który został usunięty z Młodzieżowego Domu Dziecka w Lublinie. Za co? Odbywała się masówka, przyjechał jakiś partyjniak i zaczął negatywny wykład na temat papieża i kościoła. Pawłowski, uczeń 10 klasy zabrał głos w obronie. Został usunięty z gimnazjum. Właśnie dyskutowano co z nim zrobić i czy dać mu wilczy bilet. Siostra Klara zadecydowała, że zabierze go do siebie. Urzędnicy mieli problem z głowy, ale w tajemnicy jej powiedzieli, że on nazywa się Jakub Hersz Griner i jest Żydem.

Tak się zaczął jego puławski epizod.

Faktycznie urodził się w 1931 r. w rodzinie ortodoksyjnej w Zamościu. Mieli 4 dzieci. Cała rodzina poza bratem zginęła podczas likwidacji getta. Kiedy do Zamościa wkroczyli Rosjanie, powiedzieli, że może iść z nimi każdy kto chce. Chaim poszedł i przeżył.

Jakubowi schronienia udzielili Polacy – dali swoje nazwisko, ale też został ochrzczony i wychowywany w wierze katolickiej.

Po zakończeniu wojny tułał się po różnych domach dziecka, aż w 1950 roku trafił do Puław. Był tu w szkole – ukończył I Liceum im. Ks. Adama Czartoryskiego, zdał maturę, ale też czuł coraz silniejsze powołanie.

Powołanie

W swojej książce „Sługa Mesjasza” tak wspomina puławski dom dziecka: „Siostry dbały o porządek, czystość i schludność. Każdy miał swoją bieliznę oznaczoną inicjałami. Mieliśmy ubrania codzienne i świąteczne. Byliśmy dobrze ubrani, siostry tego bardzo pilnowały. Wśród uczniów liceum nie różniliśmy się strojem od kolegów mających rodziców. W Puławach niemal codziennie chodziłem do kościoła, przyjmowałem komunię. Zacząłem odczuwać powołanie. Już przypuszczałem, że będę księdzem.”

W liceum też były incydenty podobne jak w Lublinie. Znów zabrał głos w obronie Kościoła za co został wezwany do UB i tam – jak sam wspomina, powiedziano, że musi tajniakom donosić o tym, co dzieje się w domu dziecka. Odmówił. Opowiedział siostrze Klarze. I jednak liceum ukończył.

Wspominał: „Starałem się być uczynny wobec dzieci i młodzieży z naszego domu dziecka. Dla tych, którzy mieli trudności w nauce i poprawki zorganizowaliśmy w czasie wakacji samopomoc starszych kolegów. Właśnie podczas tych wakacji przyszedł do domu dziecka funkcjonariusz UB aby zobaczyć co ja robię. Natrafił akurat na lekcję, którą prowadziłem dla młodszych dzieci. Ubek zachował się wobec mnie bardzo uprzejmie, niczym nie groził i poszedł sobie. Dzięki naszej pomocy dzieci, którym pomagaliśmy pozdawały egzaminy poprawkowe i przeszły do następnej klasy”.

Honorowy obywatel

– W 1952 zgłosił się do lubelskiego seminarium – mówi R. Och. – Wyświęcony został w 1958 roku, msza prymicyjna miała miejsce w Puławach, rolę matki wzięła na siebie siostra Klara. Mimo, że później wyjechał do Izraela, co jakiś czas przyjeżdża do Puław. Ukoronowaniem związków z Puławami było nadanie u przez Radę Miasta tytułu Honorowy Obywatel Miasta Puławy. 18 marca 2003 roku odbyła się uroczystość.

Ciężkie czasy

Nad ośrodkami katolickimi zbierały się czarne chmury.

– W 1961 roku zostaje uchwalona ustawa „O rozwoju systemu oświaty i wychowania” – mówi Robert Och. – Wszystkie placówki zostały przekształcone w instytucje świeckie. Od września 1961 wychowankowie i siostry poprzenoszeni zostają do różnych domów dziecka. Sama placówka nie została zlikwidowana. Kuratorium skierowało tam dzieci z upośledzeniem umysłowym. Zakład Wychowawczy przydzielony został do warszawskiego oddziału Caritasu. Siostry musiały zmierzyć się z nową formą pracy wychowawczej. I prowadzą ją do dzisiaj. W 1990 r. był to Zakład Wychowawczy Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek, w 1994 Specjalny Ośrodek Wychowawczy, w 1999 roku przyjął imię siostry Klary Staszczak.

W 1977 roku siostra Klara opuszcza Puławy i wraca na Kresy. Tam zakłada placówki zakonne w różnych miejscach. Umiera w Barze na Podolu w 1991 roku.

Siostry uznały, że ich podopieczni nie mają dobrych warunków rehabilitacji, pracy, nauki. Postanowiły wybudować nowoczesny ośrodek korzystając ze wsparcia Unii Europejskiej. I powstał Specjalny Ośrodek Wychowawczy imienia siostry Klary Staszczak. Został zbudowany w latach 2013-2014.


Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama