Proces 57-latki miał rozpocząć się w czwartek, ale kobieta po raz drugi nie pojawiła się w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Okazało się, że jest chora. Wraz z Violettą Małgorzatą G. w ławie oskarżonych powinna zasiąść jej wieloletnia przyjaciółka Mariola S. Obie panie odpowiadają za przywłaszczenie ponad 350 tys. zł.
Początki sprawy sięgają 2010 r. Bogdan K. z Lublina odzyskał wówczas od Skarbu Państwa działkę w dzielnicy Czuby. Ziemię po matce postanowił sprzedać deweloperowi, a pieniędzmi podzielić się z braćmi i siostrą. Deweloper zapłacił część należności.
Niedługo później doszło jednak do sporu między firmą a Bogdanem K. Uznał on, że spółka nie zapłaciła mu całej kwoty i zawyżyła prowizję dla pośrednika. Mężczyzna szukał fachowej pomocy. Znajomy polecił mu lubelskie biuro prawne Marioli S. Kobieta stale współpracowała z radczynią Violettą Małgorzatą G. Obie panie przyjaźniły się od lat.
Bogdan K. przekazał im pełnomocnictwo, niezbędne do prowadzenia sprawy. Mężczyzna reprezentował całą swoją rodzinę. Jak ustaliła prokuratura, Violetta Małgorzata G. „wzbogaciła” dokument, rozszerzając swoje uprawnienia. Miała dopisać, że może reprezentować rodzinę K. we wszystkich sporach z deweloperem „wraz z egzekucją i pobraniem należnych kwot”. Podczas spotkania z prawniczką bracia K. zgodzili się też podpisać kilka czystych kartek.
Bogdan K. miał kłopoty z prawem. W lutym 2011 roku trafił do zakładu karnego we Włodawie. Siedział tam do kwietnia 2013 r.
Do tego czasu Violetcie Małgorzacie G. udało się wyegzekwować od dewelopera ponad 350 tys. zł. Pieniądze miały trafić do rodziny K. Z akt sprawy wynika jednak, że zostały przelane na rachunek specjalnie założony przez Mariolę S.
Bogdan K. dowiedział się o wszystkim siedząc za kratami. Deweloper postanowił bowiem walczyć przed sądem o odzyskanie ponad 200 tys. zł ze ściągniętej wcześniej kwoty. Oficjalne dokumenty przesłano do mężczyzny, który szybko zorientował się w poczynaniach prawniczek.
Z późniejszych ustaleń śledczych wynika, że z pieniędzy od dewelopera Violetta Małgorzata G. płaciła m.in. czynsz za swoją kancelarię. Przelała na ten cel 16 tys. zł. Prawniczka opłacała również firmowe rachunki za gaz, prąd i telefon. Na tym nie koniec. Violetta Małgorzata G. dzierżawiła również spore gospodarstwo w Iłowej, niedaleko Chełma. Z akt sprawy wynika, że za pieniądze rodziny K. kupowała m.in. tuczniki, części i paliwo do maszyn. Gospodarstwem nieformalnie zarządzała Mariola S. Rachunek, na którym zdeponowano pieniądze od dewelopera założono na jej nazwisko. Violetta Małgorzata G. miała bowiem kłopoty z komornikami.
Według prokuratury, obie panie korzystały z pieniędzy na koncie Marioli S. Jednak to radczyni decydowała o większości przelewów i wypłat. W śledztwie kobiety nie przyznały się do przywłaszczenia pieniędzy. Wzajemnie obarczały się odpowiedzialnością. Obie wskazywały również, że mogą być chore psychicznie. Biegli uznali jednak, że paniom nic nie dolega i mogą stanąć przed sądem. Grozi im do 5 lat więzienia.
Nie pierwszy raz
W marcu 2007 r. sąd dyscyplinarny przy Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Lublinie na 5 lat pozbawił Violettę Małgorzatę G. prawa do wykonywania zawodu. Orzekł również 10-letni zakaz prowadzenia opieki nad aplikantami. Prawniczka została uznana winną działania na szkodę klientów. Miała brać od nich pieniądze za obsługę prawną, potem zrywała kontakt i nie oddawała pieniędzy. To tylko część zarzutów.
Violetta Małgorzata G. była doradcą wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. W czasach rządów Samoobrony zamieszana była w sprawę rzekomych nieprawidłowości w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Miała powoływać się na znajomość z Lepperem i naciskać ówczesnego prezesa KRUS, aby przetarg na obsługę prawną instytucji został rozstrzygnięty na korzyść jej kancelarii. Radczyni wszystkiemu zaprzeczała.
Matka z kartoteką
W latach 2005–2007 matka Violetty Małgorzaty G. (również prawniczka) była posłanką Samoobrony. W 2006 r. została wybrana na członka Krajowej Rady Sądownictwa. Zdecydowało o tym przede wszystkim poparcie PiS. Parlamentarzystka miała już jednak na koncie sprawę karną. W połowie lat 90. została aresztowana za łapownictwo. Przesiedziała w celi parę tygodni. Kobieta była zamieszana w aferę, dotyczącą sprowadzania aut z zagranicy. Samochody miały być darowiznami dla parafii, co pozwalało na zwolnienie z cła i podatku. W rzeczywistości auta były przeznaczane na handel. Za pomoc jednemu z uczestników afery, prawniczka miała dostać chiński dywan. Wymalowano jej także dom. Sąd warunkowo umorzył sprawę. To oznacza, że uznał panią G. za winną. Kobieta straciła dywan. Musiała też zapłacić 1 tys. zł na dom dziecka. W rozmowach z dziennikarzami posłanka nigdy nie przyznała się do zarzutów pod swoim adresem.













Komentarze